FIT DM: Ile jeszcze zyska złoty?

Nie wiadomo jednak, jak długo taki stan się utrzyma, zwłaszcza, że na światowych rynkach wciąż utrzymują się obawy związane z rozszerzeniem się kryzysu na amerykańskich papierach dłużnych. Nie można jednak wykluczyć, iż w pierwszej fazie będzie to miało marginalny wpływ na zachowanie się rynków wschodzących.

A teraz amerykańscy inwestorzy niechętnie patrzą nie tylko na pożyczki hipoteczne, ale także tzw. lewarowane, wykorzystywane przy rozmaitych wykupach, fuzjach i przejęciach przedsiębiorstw. Problemy dotykają także papiery zabezpieczone obligacjami miejskimi, czy pożyczkami studenckimi. To może przełożyć się na coraz większe problemy całego sektora finansowego i zmniejszyć skłonność do finansowania wzrostu gospodarki. Co ciekawe jako jednego z winowajców tego stanu rzeczy wskazuje się amerykański FED, który w styczniu zbyt agresywnie ciął stopy procentowe, co sprawiło, że papiery dłużne biorąc pod uwagę spore ryzyko z nimi związane, stały się po prostu mniej atrakcyjne. I tak źle, i tak źle – mowa oczywiście o działaniach FED. W dzisiejszym wydaniu „Dziennika” możemy przeczytać o zagrożeniu płynącym z tworzącej się bańki na rynku amerykańskich obligacji rządowych. Czy to sugeruje, że FED i pozostałe banki centralne powinny wstrzymać się z agresywnymi cięciami stóp procentowych? Zresztą, czy nie lepszym pytaniem byłoby to, czy oczekiwania uczestników rynku, co do skali tych obniżek nie są przesadzone? Jeszcze w końcu ubiegłego tygodnia, rynkowe prawdopodobieństwo cięcia o 25 p.b. przez Europejski Bank Centralny już w kwietniu b.r. było wyceniane na 95 proc. (wyliczenia Barclays Capital). W całym roku ECB miał natomiast obniżyć stopy procentowe co najmniej trzykrotnie. Tymczasem na rynek nie napłynęły żadne twarde dane mogące sugerować gwałtowne pogorszenie się stanu europejskiej gospodarki. Nawet dzisiejszy odczyt indeksu ZEW z Niemiec, na który liczyła część „pesymistów”, okazał się nieco lepszy od prognoz. Jego wartość wzrosła w lutym z „minus” 41,6 pkt. do „minus” 39,5 pkt., wobec oczekiwanych „minus” 45 pkt. Spotykający się ministrowie finansów państw Unii Europejskiej wprawdzie przyznali, iż tegoroczny wzrost gospodarczy liczony jako średnia może być nieco niższy od potencjału, ale przypomnieli o utrzymujących się zagrożeniach inflacyjnych. Podsumowując, w kwestii terminu obniżki stóp procentowych przez ECB, najbardziej prawdopodobny wydaje się być wskazywany przez ekonomistów termin czerwcowy. Ale pod warunkiem, iż na przełomie marca i kwietnia na rynki napłynie rzeczywiście niepokojąca porcja danych makroekonomicznych. To może też sugerować, iż na większy spadek notowań EUR/USD trzeba będzie nieco poczekać. Zwłaszcza, że w międzyczasie uwaga rynków ponownie skupi się na informacjach z USA. To wszystko może dać dodatkowe punkty naszemu złotemu.

Znamienna była wczorajsza wypowiedź przedstawiciela agencji S&P, który przyznał, iż możliwa byłaby podwyżka oceny ratingu dla Polski, nawet bez dokonania głębokich reform gospodarczych. To pokazuje jak duży jest poziom zaufania, a także poprawia naszą pozycję w regionie w kontekście spodziewanych problemów w krajach bałtyckich i wśród nowych członków UE z Bałkanów. Dodatkowo na spory plus należy uznać dzisiejsze wypowiedzi Mariana Nogi i Haliny Wasilewskiej-Trenkner, których zdaniem w tym roku mogą być konieczne dalsze podwyżki stóp procentowych, być może jeszcze w tym miesiącu. W tym kontekście szczególnej wagi nabierają dane makroekonomiczne, które napłyną już w piątek (mowa tutaj o styczniowej inflacji i dynamice płac). Te publikowane dzisiaj mogą mieć niewielki wpływ, gdyż nierzadko wiążą się z nimi spore rewizje wcześniejszych odczytów. Mowa tutaj o deficycie na rachunku obrotów bieżących, który według prognoz wzrósł w grudniu do 1.148 mln EUR z 351 mln EUR w listopadzie. Inwestorzy dobrze odebrali też słowa wiceministra finansów, Stanisława Gomułki, który nie wykluczył spadku inflacji w II półroczu poniżej 3,5 proc. r/r, a także możliwego obniżenia założonego w tegorocznym budżecie deficytu państwa o 5 mld zł głównie za sprawą większych wpływów z tytułu podatków.

Co, zatem stanie się na rynku w najbliższych dniach? Przedstawiony wczoraj scenariusz wzrostu notowań EUR/USD w okolice 1,47-1,4750 pozostaje bez zmian, podobnie jak możliwość umocnienia się złotego w okolice 3,59 zł za euro i 2,44 zł za dolara. Niewątpliwie utrzyma się korelacja z rynkiem akcji – indeks WIG20 ma szanse wzrosnąć w kierunku silnych oporów na 3200-3250 pkt. Później jednak sytuacja może ulec radykalnej zmianie, głównie za sprawą czarnych chmur gromadzących się nad amerykańskim rynkiem długu, o czym wspominałem w pierwszej części komentarza.