Frank znów wypiera złotego

Najpopularniejszy jest frank szwajcarski. Prezes Domu Kredytowego „Notus” Robert Pepłoński mówi, że dziś tylko nieliczni jego klienci decydują się na złotego. Jeszcze mniej jest chętnych na euro i dolara.

To samo mówi Maciej Kossowski z największej spółki brokerskiej Expander. Zastrzega jednak, że z usług brokerów korzystają osoby pożyczające zwykle ponad 100 tys. zł na 20-30 lat. Ci kredytobiorcy wybierają franka, bo taki kredyt jest najtańszy (ok. 3 proc. w skali roku).

Ci, którzy biorą kilkadziesiąt tysięcy złotych kredytu, wolą złotego (przeciętnie około 7,5 proc.). A właściwie woleli, bo od kilku miesięcy nasza waluta traci na popularności.

Jak podaje „Gazeta” kredyt walutowy jest ryzykowny, gdy złoty jest mocny, bo przy jego nagłej stracie wartości rośnie nie tylko rata kredytu (spłata w złotówkach na podstawie aktualnego kursu), ale i kwota zadłużenia.

Doradcy uspokajają tych, którzy zaciągnęli już kredyt walutowy, że ostatni spadek notowań naszej waluty to tylko korekta, a nie gruntowne osłabienie.

Obaj doradcy przyznają jednak, że zbliżające się wybory i prawdopodobne obniżki stóp procentowych NBP nie będą w najbliższych miesiącach sprzyjały stabilizacji kursu złotego. Zalecają więc kredytobiorcom spokój. – Przewalutowanie kredytu to ostateczność ze względu na duże koszty takiej operacji – ostrzegają. Niekorzystne przeliczenie kursowe sprawia, że po przewalutowaniu podwyższamy swój kredyt o 3-4 proc. lub nawet o 6-8 proc. (jeśli zmieniamy jedną walutę obcą na inną).

W Expanderze policzyli, że jeśli ktoś pożyczył franki, będzie płacił niższe raty, nawet gdy podrożeją o blisko 35 proc. (do 3,70 zł).

– Ten bufor wynika z różnicy w oprocentowaniu między kredytami we frankach i złotych. Jeśli RPP obetnie stopy, to margines bezpieczeństwa się zmniejszy – wyjaśnia Kossowski.