Fundusz inwestycyjny przeprasza

Nazywa w nich siebie i swoich ludzi baranami i przeprasza, że stracił większość powierzonych mu pieniędzy. Jednak już wczoraj w całostronicowych reklamach w prasie zachęca inwestorów do funduszu.

Wśród blisko 600 klientów Opery są nawet tacy, którzy zainwestowali ponad milion złotych. Dziś jednostki uczestnictwa w ich posiadaniu są warte średnio o połowę mniej.

Czy list do klientów z przeprosinami to dobry pomysł? – Biorąc pod uwagę dotychczasowe standardy na polskim rynku, takie zachowanie należy oceniać pozytywnie. W liście prezesa nie ma marketingowego bełkotu, tylko wyłożona kawa na ławę – uważa Bernard Waszczyk, analityk Open Finance.

Jego zdaniem dzięki nietypowemu listowi Opera zyska na rozgłosie. Ale niekoniecznie pomoże to zyskać nowych klientów. W tym roku ze względu na światowy kryzys finansowy i spadki na giełdach wszystkim TFI trudno będzie o inwestorów.

Z opublikowanego przez spółkę Analizy Online podsumowania wynika, że ubiegły rok przyniósł znaczne spadki aktywów funduszy. Ich wartość stopniała o ponad 60 mld zł. To suma zarówno spadków wartości jednostek, jak i wycofywanych w popłochu pieniędzy.

Jak wynika z szacunków firmy Analizy Online w ubiegłym roku Polacy wycofali z TFI prawie 30 mld zł oszczędności, podczas gdy jeszcze w 2007 roku saldo wpłat i umorzeń było dodatnie i sięgnęło 30 mld zł. Wyniki funduszy w ubiegłym roku byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie grudniowe odbicie na giełdzie. Wprawdzie było one nieznaczne, ale przyniosło uspokojenie po październikowych i listopadowych potężnych spadkach.

Opera patrzy jednak na najbliższe miesiące „umiarkowanie pozytywnie”. Do rozpoczętej 7 stycznia kolejnej sprzedaży jednostek uczestnictwa zachęca, przekonując, że akcje spółek na giełdach dużo już raczej nie spadną, a potencjał do wzrostów jest teraz całkiem spory.

Dlatego prezes Kwiatkowski wykupuje całe strony w dziennikach, gdzie przekonuje do swoich funduszy. Wyraża w nich nadzieję, że szczerość, która wzbudziła taką sensację na polskim rynku, stanie się tu standardem.

Inne fundusze nie zdecydowały się na tak sprytną promocję. Siedzą na razie cicho, by ich reklamy nie zdenerwowały klientów, którzy wciąż liczą straty.

Henryk Sadowski