Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, taką decyzję podjął zarząd Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. – Nie odpowiemy na to wezwanie – powiedział w piątek prezes funduszu Jan Hawrylewicz. Fundusz ma 44,35 proc. akcji BOŚ, podczas gdy do SEB należy 47,04 proc. walorów. Ponadto 5,72 proc. akcji mają wojewódzkie fundusze ochrony środowiska, a w wolnym obrocie znajduje się zaledwie 2,55 proc. walorów banku.
Na rynku pojawiały się spekulacje, że powodem braku pozytywnej decyzji funduszu na wezwanie jest za niska proponowane cena. W piątek szwedzki akcjonariusz banku wydał oświadczenie, z którego wynika, że nie zamierza podwyższyć zaproponowanej przez siebie ceny. – Uważamy, że cena oferowana przez SEB jest wysoka, zważywszy na historię akcji na rynku oraz wyniki i perspektywy BOŚ – stwierdził Mats Kjaer, wiceprezes SEB ds. bankowości w Europie Wschodniej. Dodał, że pojawiające się komentarze dotyczące ceny „przekraczają według SEB obiektywnie uzasadniony jej poziom”. – Szanujemy prawo każdego z inwestorów do indywidualnej oceny, czy oferta jest dla niego korzystna. Obawiamy się jednak, że z powodu braku wiarygodnej, niezależnej, dostępnej publicznie analizy warunków oferty takie komentarze mogą celowo bądź niezamierzenie wprowadzić rynek w błąd – przyznaje wiceprezes SEB.
– Wezwanie się nie powiedzie. SEB pewnie skupi śladowe ilości akcji niedające mu jednak kontroli nad bankiem – twierdzi Dariusz Górski z Deutsche Bank Securities. Jego zdaniem Szwedzi wybrali zły moment na wezwanie. – Decyzja funduszu miała charakter polityczny. Nikt nie chciał ryzykować na parę dni przed wyborami – uważa analityk.