Decyzja w sprawie przyszłości TFI BPH jeszcze nie zapadła, wiadomo jednak, że rozpatrywane są dwa scenariusze: połączenie towarzystwa z Pioneerem albo jego sprzedaż. W pierwszym przypadku udział Pioneera, który już teraz ma dominującą pozycję na polskim rynku funduszy, wzrósłby do ponad 40%. W obu wariantach TFI zdobędzie dostęp do nowej, jeszcze nie wydrenowanej, sieci sprzedaży w banku BPH.
Pioneer jest jednym z najdroższych TFI na rynku pod względem opłat za zarządzanie. Maksymalna stawka w funduszu polskich akcji wynosi 4% (dla porównania w akcyjnym funduszu BPH 3,5%), w zrównoważonym 4% (BPH 3,25%), obligacji skarbowych 2% (BPH 1,5%), a w pieniężnym 2,5% (BPH 1,3%).
Towarzystwo cały czas notuje jednak wzrost aktywów, nie ma więc potrzeby ciąć opłat. Nie wymusza tym samym podobnych ruchów na mniejszych i mniej rentownych TFI.
Zdaniem Zbigniewa Jagieło, prezesa TFI, konkurencja miedzy TFI – która będzie jednym z czynników wymuszających redukcję stawek – nasili się dopiero za 3-5 lat. – Dopiero gdy aktywa wszystkich funduszy wzrosną z obecnych 48 mld zł do 70-80 mld zł, rynek się nasyci. Żeby zdobyć nowe aktywa trzeba będzie je komuś odebrać – przewiduje.
Jego zdaniem, najszybciej zaczną spadać opłaty w funduszach pieniężnych i obligacyjnych. To efekt obniżenia rentowności polskich papierów dłużnych. Dopiero w drugiej kolejności ścięte zostaną stawki w funduszach akcyjnych i zrównoważonych.
Szefowi największego TFI wtórują konkurenci. – Dopóki oczekiwane zyski z inwestycji na naszym rynku akcji będą wynosić 15-20%, a nie 10% jak na rynkach rozwiniętych, nie należy oczekiwać wyraźnej obniżki stawek – twierdzi Piotr Kuba, członek zarządu Skarbca. Jego zdaniem, taka sytuacja potrwa jeszcze przynajmniej 5 lat. Według Sebastiana Buczka, wiceprezesa ING TFI, na zrównanie opłat w Polsce i Europie Zachodniej trzeba poczekać 3-5 lat. Nieco bardziej optymistyczny jest Cezary Burzyński, prezes PZU TFI, który oczekuje obniżek już za 3 lata – czytamy w „Parkiecie”.