Czwartek był fatalnym dniem dla GPW i złotego, mimo że rozpoczęcie handlu na WIG20 zapowiadało całkowicie odwrotny scenariusz, bo indeks w opierając się na azjatyckim optymizmie, zyskiwał 2 proc. i był znacznie powyżej wczorajszych maksimów.
Pewność byków co do ataku sierpniowych szczytów szybko jednak znikła, bo rynek rozpoczął dynamiczny marsz na południe. O tym jak silna była podaż najlepiej świadczy fakt, że wraz z tempem spadku istotnie zwiększał się obrót i już w południe przekroczyliśmy barierę miliarda złotych.
Słabe zachowanie giełdy idealnie komponowało się z rynkiem walutowym. Od rana złoty tracił na wartości, a przyczyn tego spadku było aż nazbyt wiele. Po pierwsze echem odbijał się wczorajszy nieudany przetarg rządowych obligacji, który pokazał, że obawy przyszłoroczny deficyt nie są niczym abstrakcyjnym i realnie oddziałują na kondycję złotego. Po drugie z rana agencja Reuters podała, że agencja raitingowa Standard and Poors uważa, że „polski system bankowy stoi w obliczu rosnącego ryzyka kredytowego”. Nie jest to żadne odkrycie, bo przed takim problemem stoi każdy system bankowy na świecie, ale dodając do tego umacniającego się dolara oraz opublikowane przez bank BNP Paribas prognozy 4,70 zł za euro na koniec roku, masa krytyczna negatywnych informacji była ogromna. Na domiar złego nawet z technicznego punktu widzenia złoty powinien tracić na wartości, ponieważ nie udało mu się przebić poziomów 4,07 za euro i 2,80 za dolara, co sprawia, że następny dłuży postój powinien mieć miejsce w okolicach 4,20 i 2,96 zł odpowiednio dla euro i dolara. Optymistycznie można zauważyć, że skoro tyle negatywnych informacji pojawiło się jednego dnia to w najbliższym czasie nie będzie ich wcale, a brak złych informacji to dobra informacja.
Dzisiejsze dane o nowych bezrobotnych w USA nie miały żadnego znaczenie. Było ich dokładnie tyle ile prognozowano, a mimo to końcówka sesji na GPW była na tyle słaba, że staliśmy się najsłabszym parkietem w Europie. Największy wkład w ostateczny ponad 1,5 proc. spadek miał taniejący sektor finansowy. PEKAO i PKO BP straciły ponad 3 proc., a honoru branży bronił jedynie BRE zyskując 0,7 proc. Zdecydowanie negatywny wydźwięk sesji podkreśla duży obrót i choć jeszcze nie mamy do czynienia z żadną paniką to rynek jest coraz bliżej testu dolnego ograniczenia kanału dwumiesięcznego kanału wzrostowego. Obecnie jest on na wysokości 2150 pkt. co jeszcze bardziej podkreśla znaczenie wsparcia ukształtowanego w trakcie sierpniowej konsolidacji (2160 pkt). Byki mają realną szansę, przy sprzyjających warunkach zewnętrznych, wykorzystać ten poziom jak trampolinę z której wyjdziemy na nowe szczyty. Jeżeli jednak on pęknie to kolejny tydzień września zakończymy kolejną przeceną.
Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse