Mieszane dane makroekonomiczne nie przeszkodziły w kontynuacji wzrostów na giełdach – w piątek akcje drożały w Azji, w USA czwartkowa sesja również zakończyła się zwyżkami.
Amerykańska gospodarka staje się w ostatnich miesiącach coraz mniej przewidywalna i nie chodzi nawet o fakt, że szacunki ekonomistów znacząco różnią się od rzeczywistych danych (nikt nie oczekuje od nich chyba chirurgicznej precyzji), ale o weryfikacje raportów kilkanaście dni po ich upublicznieniu. Przykładowo, wczoraj dowiedzieliśmy się, że w listopadzie sprzedaż detaliczna, czyli jeden z głównych wskaźników kondycji gospodarki USA, wzrosła o 1,8 proc. Pierwszy raport podsumowujący listopad 2009 r. mówił o wzroście sprzedaży o 1,3 proc., co już i tak było miłą niespodzianką dla ekonomistów szacujących wzrost o 0,4 proc. Idąc za ciosem część ekspertów prawdopodobnie oczekiwała podobnego rozwoju sytuacji w grudniu, a tymczasem w tym kluczowym dla sieci detalistów miesiącu sprzedaż spadła.
Giełda żyje nadal swoim rytmem – na Wall Street ponownie obserwowaliśmy lekkie wzrosty (0,2-0,4 proc.). Inwestorzy mogli optymistycznie interpretować dane z rynku pracy – wprawdzie wzrosła liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych składanych po raz pierwszy, ale na pierwszy rzut oka pozytywnie wygląda spadek liczby bezrobotnych kontynuujących korzystanie ze wsparcia. Dlatego na pierwszy rzut oka, gdyż nie wiemy z czego wynika ten spadek – większość obserwatorów rynku pomija bowiem fakt, że może on wynikać nie tylko ze znalezienia pracy przez osoby bezrobotne, ale również przez wygaśnięcie prawa do pobierania świadczeń lub rezygnacji z poszukiwania pracy.
Warto zwrócić uwagę, że ostatnio zakres wahań głównych indeksów został mocno ograniczony. VIX obrazujący zmienność głównego indeksu rynku akcji S&P 500 spada systematycznie od jesieni 2008 r. i z wartości przekraczającej wówczas 80 pkt. wrócił poniżej 20 pkt. (w czwartek wyniósł 17,6 pkt. i był o krok od przebicia dołka z kwietnia 2008 r.). Podobna sytuacja ma miejsce na warszawskim parkiecie, gdzie coraz rzadziej obserwujemy przewagę popytu lub podaży.
W piątek poznamy dynamikę produkcji przemysłowej w USA oraz inflację konsumencką w strefie euro i USA. Przy okazji danych o inflacji wypada zastanowić się, nie tylko nad ewentualną reakcją banków centralnych na wzrost cen (takiego scenariusza oczekują ekonomiści zarówno w przypadku USA, jak i strefy euro), ale przede wszystkim nad przełożeniem wyższych cen na ostatecznych nabywców towarów i dynamikę ożywienia gospodarczego. Nawiązując do wczorajszego raportu o sprzedaży detalicznej w USA, największy wzrost wydatków zanotowano m.in. na stacjach paliw – jeżeli ceny ropy, miedzi czy surowców rolnych nie przestaną rosnąć, firmom i konsumentom trudno będzie nadążyć z cięciem wydatków. Zważając na fakt, że wyższe stopy procentowe ponownie uderzą w przeciętne gospodarstwa domowe i kredytobiorców spłacających wieloletnie kredyty hipoteczne, można za jednym z amerykańskich senatorów powtórzyć, że jedyną grupą, która błyskawicznie podniosła się z kryzysu są ci, którzy go wywołali.
Łukasz Wróbel
Źródło: Open Finance