Głowy bankierów lądują na miękkich poduszkach

Czy w wyniku afery LIBOR-owej ktoś trafi za kratki? To pytanie retoryczne. Póki co nie ma odpowiednich regulacji pozwalających osadzić w więzieniu osobę, która dopuściła się nadużyć i malwersacji finansowych. Być może się to zmieni, ponieważ Niemcy już zaostrzają prawo. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Do tej pory jeśli bankowcy z tak zwanych szczytów hierarchii odchodzili ze stanowisk, to w wyniku ich własnych decyzji podjętych pod presją. Ale nie oszukujmy się, była to presja wywierana przez zarząd, spin doctorów, akcjonariuszy lub polityków. W żadnych wypadku nie była wynikiem obowiązujących przepisów. Po głowach dostawali natomiast pracownicy niższego szczebla.

Głowy spadają na miękkie poduszki

W trwającej obecnie aferze manipulacji LIBOR-em stanowiska straciło już kilku szefów. W lipcu zeszłego roku Marcus Agius, prezes brytyjskiego banku Barclays, zrezygnował z posady wskutek afery, która kosztowała bank 290 milionów funtów. Oprócz tego poważnie nadszarpnęła reputację banku jako wiarygodnej instytucji kredytowej. Karę nałożył brytyjski Urząd Kontroli Usług Finansowych i władze amerykańskie. Mimo że okres wypowiedzenia Marcusa Agiusa minął 1 stycznia tego roku, bardzo mało prawdopodobne jest, że były prezes odejdzie na dobre ze świata bankowości. W listopadzie pojawiły się spekulacje, że bankier zostanie przeniesiony na inne stanowisko i zostanie konsultantem do spraw inwestycyjnych Barclays Capital. A więc najprawdopodobniej to jeszcze nie koniec jego kariery.

Niespełna dzień po Agiusie ze stanowiska zrezygnował Bob Diamond – dyrektor naczelny Barclays. Wcześniej został wezwany na dywanik do brytyjskiego parlamentu, by wytłumaczyć, dlaczego bank był w zmowie z innymi instytucjami i brał udział w oszustwie. Presję na jego odejście wywierali politycy i akcjonariusze banku, a także zarząd, który „przyjął jego decyzję z zadowoleniem” – jak ówcześnie twierdził były już wtedy prezes. Odchodząc, dyrektor zrzekł się skromnej odprawy w wysokości bagatela 20 milionów funtów, zadowalając się jedynie 2 milionami funtów, na które składają się roczna pensja (1,35 mln funtów) oraz inne świadczenia.

Jerry del Missier, dyrektor operacyjny, jest kolejną postacią, która zrezygnowała ze stanowiska w Barclays z powodu afery. Na stanowisko dyrektora operacyjnego awansował zaledwie miesiąc przed rezygnacją. Jak tłumaczył, źródłem oszustw w podawaniu stawki LIBOR były źle przez niego zrozumiane słowa Boba Diamonda, który miał rzekomo zostać w ten sposób poinstruowany przez zastępcę naczelnika Banku Anglii. Jerry był jednym z najlepiej opłacanych dyrektorów Barclays, dlatego też nie odejdzie z banku z pustymi kieszeniami – zainkasuje odprawę w wysokości 8,75 mln funtów. W 2011 roku jego dochody z tytułu zarobków i premii wyniosły 6,7 mln funtów plus kolejne 10,8 mln funtów nagród z poprzednich lat. Wysokość jego odprawy jest tematem nowego skandalu, koncentrującego się wokół tematu wysokich wynagrodzeń bankierów.

Chris Lucas, dyrektor finansowy Barclays, był ostatnim spośród managerów banku, którzy odeszli ze stanowiska w wyniku afery. Był jednym z czterech byłych i obecnych managerów Barclays podejrzanych w sprawie płatności dokonywanych między bankiem a spółką Quatar Holding, która jako oficjalny organ rządowy jest pod kontrolą katarskich emirów. Były już dyrektor był w zarządzie banku od kwietnia 2007 roku i odszedł z biura wprost na emeryturę. Oprócz Lucasa, z funkcji zrezygnował główny prawnik banku – Mark Harding.

Z powodu afer kilka banków może mieć poważne problemy finansowe w tym roku. Deutsche Bank ogłosił, że zamrozi płace 25 tysiącom pracowników. Commerzbank zwolni ich 6 tysięcy. Oszczędności zapewne nie uniknie szwajcarski USB, który ostatnio opublikował niepokojące wyniki finansowe. Jak zwykle w takich sytuacjach to pracownicy swoimi premiami zapłacą za błędy managerów. Ci natomiast nie mają się za bardzo czego obawiać. Ich „ścięte” głowy zawsze lądują na miękkich poduszkach.

Komentuje dr Michał Kisiel, analityk obszaru Finanse osobiste Bankier.pl

O co chodzi w aferze LIBOR?

LIBOR to indeks odzwierciedlający oprocentowanie pożyczek na rynku międzybankowym. Wskaźnik ten jest punktem odniesienia dla globalnego rynku finansowego i pośrednio wpływa na cenę tysięcy produktów finansowych. W latach 2005-2008 międzynarodowe banki ustalały między sobą stawki podawane na potrzeby wyliczania LIBOR-u, obniżając je tak, aby utrzymać wrażenie, że są bardziej wiarygodnymi pożyczkobiorcami niż w rzeczywistości lub podwyższając, aby osiągnąć doraźne korzyści w spekulacyjnych transakcjach.

Ofiarami manipulacji pośrednio padły miliony klientów banków po obu stronach Atlantyku. Zawyżony LIBOR wpływał m.in. na oprocentowanie kredytów hipotecznych, wędrując w górę w dniach, gdy ustalano stopy na kolejne okresy. Z kolei nabywcy bardziej skomplikowanych instrumentów finansowych (np. swapów na stopy procentowe) tracili część zysków w sytuacji, gdy stopa była sztucznie zaniżana.

Czy w wyniku afery LIBOR-owej ktoś trafi za kratki? To pytanie retoryczne. Póki co nie ma odpowiednich regulacji pozwalających osadzić w więzieniu osobę, która dopuściła się nadużyć i malwersacji finansowych. Być może się to zmieni, ponieważ Niemcy już zaostrzają prawo. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.


Źródło: Thinkstock

Do tej pory jeśli bankowcy z tak zwanych szczytów hierarchii odchodzili ze stanowisk, to w wyniku ich własnych decyzji podjętych pod presją. Ale nie oszukujmy się, była to presja wywierana przez zarząd, spin doctorów, akcjonariuszy lub polityków. W żadnych wypadku nie była wynikiem obowiązujących przepisów. Po głowach dostawali natomiast pracownicy niższego szczebla.

Głowy spadają na miękkie poduszki

W trwającej obecnie aferze manipulacji LIBOR-em stanowiska straciło już kilku szefów. W lipcu zeszłego roku Marcus Agius, prezes brytyjskiego banku Barclays, zrezygnował z posady wskutek afery, która kosztowała bank 290 milionów funtów. Oprócz tego poważnie nadszarpnęła reputację banku jako wiarygodnej instytucji kredytowej. Karę nałożył brytyjski Urząd Kontroli Usług Finansowych i władze amerykańskie. Mimo że okres wypowiedzenia Marcusa Agiusa minął 1 stycznia tego roku, bardzo mało prawdopodobne jest, że były prezes odejdzie na dobre ze świata bankowości. W listopadzie pojawiły się spekulacje, że bankier zostanie przeniesiony na inne stanowisko i zostanie konsultantem do spraw inwestycyjnych Barclays Capital. A więc najprawdopodobniej to jeszcze nie koniec jego kariery.

Niespełna dzień po Agiusie ze stanowiska zrezygnował Bob Diamond – dyrektor naczelny Barclays. Wcześniej został wezwany na dywanik do brytyjskiego parlamentu, by wytłumaczyć, dlaczego bank był w zmowie z innymi instytucjami i brał udział w oszustwie. Presję na jego odejście wywierali politycy i akcjonariusze banku, a także zarząd, który „przyjął jego decyzję z zadowoleniem” – jak ówcześnie twierdził były już wtedy prezes. Odchodząc, dyrektor zrzekł się skromnej odprawy w wysokości bagatela 20 milionów funtów, zadowalając się jedynie 2 milionami funtów, na które składają się roczna pensja (1,35 mln funtów) oraz inne świadczenia.

» Banki zwalniają i likwidują oddziały

Jerry del Missier, dyrektor operacyjny, jest kolejną postacią, która zrezygnowała ze stanowiska w Barclays z powodu afery. Na stanowisko dyrektora operacyjnego awansował zaledwie miesiąc przed rezygnacją. Jak tłumaczył, źródłem oszustw w podawaniu stawki LIBOR były źle przez niego zrozumiane słowa Boba Diamonda, który miał rzekomo zostać w ten sposób poinstruowany przez zastępcę naczelnika Banku Anglii. Jerry był jednym z najlepiej opłacanych dyrektorów Barclays, dlatego też nie odejdzie z banku z pustymi kieszeniami – zainkasuje odprawę w wysokości 8,75 mln funtów. W 2011 roku jego dochody z tytułu zarobków i premii wyniosły 6,7 mln funtów plus kolejne 10,8 mln funtów nagród z poprzednich lat. Wysokość jego odprawy jest tematem nowego skandalu, koncentrującego się wokół tematu wysokich wynagrodzeń bankierów.

Chris Lucas, dyrektor finansowy Barclays, był ostatnim spośród managerów banku, którzy odeszli ze stanowiska w wyniku afery.  Był jednym z czterech byłych i obecnych managerów Barclays podejrzanych w sprawie płatności dokonywanych między bankiem a spółką Quatar Holding, która jako oficjalny organ rządowy jest pod kontrolą katarskich emirów. Były już dyrektor był w zarządzie banku od kwietnia 2007 roku i odszedł z biura wprost na emeryturę. Oprócz Lucasa, z funkcji zrezygnował główny prawnik banku – Mark Harding.

Z powodu afer kilka banków może mieć poważne problemy finansowe w tym roku. Deutsche Bank ogłosił, że zamrozi płace 25 tysiącom pracowników. Commerzbank zwolni ich 6 tysięcy. Oszczędności zapewne nie uniknie szwajcarski USB, który ostatnio opublikował niepokojące wyniki finansowe. Jak zwykle w takich sytuacjach to pracownicy swoimi premiami zapłacą za błędy managerów. Ci natomiast nie mają się za bardzo czego obawiać. Ich „ścięte” głowy zawsze lądują na miękkich poduszkach.

Sławomir Stroński
Bankier.pl

 

Komentuje dr Michał Kisiel, analityk obszaru Finanse osobiste Bankier.pl

O co chodzi w aferze LIBOR?

LIBOR to indeks odzwierciedlający oprocentowanie pożyczek na rynku międzybankowym. Wskaźnik ten jest punktem odniesienia dla globalnego rynku finansowego i pośrednio wpływa na cenę tysięcy produktów finansowych. W latach 2005-2008 międzynarodowe banki ustalały między sobą stawki podawane na potrzeby wyliczania LIBOR-u, obniżając je tak, aby utrzymać wrażenie, że są bardziej wiarygodnymi pożyczkobiorcami niż w rzeczywistości lub podwyższając, aby osiągnąć doraźne korzyści w spekulacyjnych transakcjach.

Ofiarami manipulacji pośrednio padły miliony klientów banków po obu stronach Atlantyku. Zawyżony LIBOR wpływał m.in. na oprocentowanie kredytów hipotecznych, wędrując w górę w dniach, gdy ustalano stopy na kolejne okresy. Z kolei nabywcy bardziej skomplikowanych instrumentów finansowych (np. swapów na stopy procentowe) tracili część zysków w sytuacji, gdy stopa była sztucznie zaniżana.