Internetowych złodziei tropi policja gospodarcza z krakowskiej komendy. Nie ujawnia nazwy banku, z którego znikły pieniądze. Według ustaleń „Gazety” szereg kradzieży już kilka miesięcy temu miał zgłosić Bank Przemysłowo-Handlowy. Część klientów (firm i osób prywatnych) korzystających z bankowości internetowej zauważyła wówczas na swoich kontach nieznane przelewy. Na niektórych rachunków przepadły pokaźne sumy – największa to 120 tys. zł.
– Do tej pory stwierdziliśmy kilkadziesiąt takich przypadków. Suma wyłudzeń waha się w granicach 800 tys. zł – przyznaje komisarz Sylwia Bober z zespołu prasowego małopolskiej policji. Zdaniem śledczych straty na rachunkach mogą być znacznie większe, ponieważ część posiadaczy kont nie sprawdza na bieżąco ich zawartość. Podejrzewa się, że hakerzy wyciągali pieniądze z więcej niż jednego banku.
Z uwagi na dobro śledztwo policja nie podaje dokładnie metody, jaką posłużyli się złodzieje. Wiadomo, że wstępem do kradzieży był wirus podpięty do innych informacji, które z internetu trafiały na komputery właścicieli kont. Tam szpiegujący program uaktywniał się, gdy ktoś wpisywał kluczowe hasło w wyszukiwarce (np. bank). Następnie w trakcie internetowej sesji sczytywał on z klawiatury dane potrzebne do dyspozycji przelewu, po czym przesyłał je złodziejom, a ci bez problemu przelewali pieniądze na wybrane przez siebie konta – podaje dziennik.
Szajka prawdopodobnie działa do dziś. Policja nie zatrzymała żadnego podejrzanego. Nie wie nawet, czy hakerzy pochodzą z Polski. Na wszelki wypadek apeluje o ostrożność do wszystkich korzystających z internetowych przelewów. Szczególnie zagrożone są osoby posługujące się tymi samymi kodami czy hasłami przy zleceniach. Wszelkie nieprawidłowości powinny one natychmiast zgłaszać w bankach.
Jak podaje „Gazeta” rzecznik prasowy BPH Jacek Balcer zaprzecza, aby pracownicy zaobserwowali włamania do systemu internetowego banku. Zapewnia, że stosowany system bankowości internetowej Sez@m "gwarantuje najwyższy poziom bezpieczeństwa i ciągle jest udoskonalany".