Huśtawka emocji na rynkach

We wtorek ceny większości akcji na warszawskiej giełdzie wzrosły, po niezwykle udanej poniedziałkowej sesji w Stanach Zjednoczonych. Jednak w końcowej fazie sesji na GPW pojawiła się odrobina chęci realizacji zysków przez co wzrosty zmalały do jedynie 4 procent. Bardzo duży obrót w pierwszej fazie sesji wskazywał, że z wielkim uporem staramy się nadgonić wzrosty z wczorajszego handlu. Liderem wśród spółek był jeszcze niedawno pogrążony w czerwieni KGHM. Wzrost jego o ceny 19% wynikał zapewne z ponownego zainteresowania ze strony instytucji finansowych, a nie drobnych spekulantów. Po dwóch sesjach wzrostów na GPW znów powróciły spadki. WIG20 spadł o 6,3 proc. i znalazł się poniżej poziomu 2000 punktów. W środę spadały kursy wszystkich największych podmiotów. Inwestorzy najchętniej pozbywali się spółek surowcowych oraz banków. Prawie 12 proc. straciły na wartości akcje koncernu KGHM, o ponad 13 proc. potaniał BRE Bank i Getin Holding, zaś PKO BP spadł o prawie 10 proc. W czwartek na zamknięciu naszej giełdy WIG20 znalazł się 3,39 proc. pod kreską. Wciąż słabo spisywał się sektor bankowy i spółki surowcowe za wyjątkiem PGNiG. Największe banki: PKO BP i Pekao potaniały o blisko 5-6 proc. a BRE Bank stracił aż 10 proc. Po raz kolejny inwestorzy masowo pozbywali się akcji KGHM. Akcje spółki spadły do poziomu najniższego od 36 miesięcy. Ostatecznie przecena sięgnęła 4,5 proc. Powodem jest odwrót globalnego kapitału z rynków surowcowych i firm z nim powiązanych – rynek obawia się, że spowolnienie gospodarcze w USA i w Chinach znacznie zmniejszy popyt na surowce. Piątkową sesję zaczęliśmy od wzrostów w odpowiedzi na poprawienie nastrojów na amerykańskim rynku akcji. Po opublikowaniu przez Goldman Sachs prognoz wzrostu gospodarczego dla państw naszego regionu, które będą gorsze od wcześniejszych zapowiedzi, nastroje się pogorszyły. PKB Polski wzrośnie w 2008 r. o 5,4 proc. wobec prognozowanych wcześniej 5,6 proc. W 2009 r. wzrost PKB wyniesie 3,6 proc. wobec prognoz 4,2 proc. Dane te spowodowały falę wyprzedaży, zwłaszcza w sektorze bankowym. Największe dwa polskie banki Pekao i PKO BP traciły najwięcej. Informacje o produkcji przemysłowej, która we wrześniu 2008 roku wzrosła o 7,0 proc. rok do roku, po spadku o 3,7 proc. rok do roku w sierpniu 2008 roku, a w porównaniu z poprzednim miesiącem wzrosła o 17,4 proc. nie miały generalnie wpływu na rynek. Utrzymaliśmy ważny punkt wsparcia na WIG-20 1700 pkt. i czy to już ostatnia fala spadków przekonamy się w przyszłym tygodniu.

Japonia, Chiny, Indie

Mijający tydzień na rynkach azjatyckich zakończył się kolejnym spadkiem indeksów. Spadki nastąpiły pomimo oczekiwanego odreagowania po bardzo silnym przecież spadku indeksów w zeszłym tygodniu i pomimo poniedziałkowych wzrostów, głównie wywołanych silnymi zapewnieniami polityków właściwie na całym świecie, że podejmą kolejne kroki dla ratowania systemu finansowego, łącznie z gwarantowaniem depozytów i przejmowaniem udziałów w zagrożonych bankach.

Na te informacje bardzo dobrze zareagował indeks NIKKEI225, który we wtorek urósł o 14%. Handel w Japonii zaczął się dopiero od wtorku z powodu święta. Indeks NIKKEI225, jako jedyny z wielkiej trójki wzrósł w ciągu całego tygodnia o ponad 5% w stosunku do poziomu zamknięcia w poprzednim tygodniu, co właściwie mu się należało po tym jak w poprzednim tygodniu stracił prawie ¼ swojej wartości. Był to prawie dwukrotnie większy tygodniowy spadek niż podczas krachu z roku 1987.
Indyjski indeks BSE30 w ciągu ostatniego tygodnia spadł o 5,25%. Po dwudniowym dużym wzroście, w środę giełdy indyjskie ponownie zanurkowały w ślad za giełdami w Tokio i Nowym Yorku, kończąc tydzień na poziomach widzianych ostatnio w czerwcu 2006 roku.

Wydaje się, że seria kroków zapobiegawczych ogłoszonych przez Indyjski Bank Rezerw nie przyniosła skutku w postaci zatrzymania odpływu zagranicznych kapitałów, co potwierdza silne osłabienie indyjskiej Rupii.
Chiński indeks Shanghai B-Share zakończył ten tydzień 6% poniżej zamknięcia w poprzednim tygodniu. Natomiast indeks giełdy w Hong Kongu – Hang Seng zakończył tydzień tylko 1,6% spadkiem, wykreślając w połowie tygodnia olbrzymią, bo prawie 16 % korektę wzrostową.

Wydaje się, że dopóki na świecie nie wróci apetyt na ryzyko, nie ma możliwości, aby azjatyckie rynki zachowywały się adekwatnie do swoich wciąż silnych, w stosunku do innych gospodarek, fundamentów.

Stany Zjednoczone

Ubiegły tydzień rozpoczął się za oceanem od potężnego uderzenia popytu. Indeks S&P500 rósł o prawie 12%. Rynek był euforyczny w swoim zachowaniu co musiało doprowadzić do realizacji krótkoterminowych zysków. Jednak dziewięcioprocentowy spadek ze środy nie był prostą realizacja zysków. Mówiło się, że to strach przed nadchodzącą recesją, którą widać w danych, ale o tym wiadomo było już wcześniej, a rynek efektywny, do jakiego pretenduje giełda amerykańska, powinien to momentalnie uwzględnić w cenach. Rynek przypomina więc błądzącego szaleńca, którego banki centralne czy rządy nie są w stanie uspokoić. Musi on sam dojść do siebie, a otoczenie makroekonomiczne mu w tym nie pomaga. Dane o sprzedaży detalicznej okazały się bardzo złe (spadła o 1,2 procent), odczyty produkcji przemysłowej jeszcze gorsze (minus 2,8 procenta), a indeks filadelfijski zanotował spadki tak ogromne, że niektórzy myśleli, że przecinek został postawiony w złym miejscu (-37,5 pkt.). Z raportów kwartalnych warto przyjrzeć się spółkom innym niż finansowe, gdyż po bankach można się spodziewać co najwyżej chłodnego prysznica zamiast lodowatego. Raporty spółek produkcyjnych są niejednoznaczne, ale już widać efekty kryzysu finansowego czy spadku popytu konsumpcyjnego. A to tak naprawdę dopiero początek, gdyż znani ekonomiści mówią o recesji na miarę załamania z początku lat osiemdziesiątych. Na szczęście nie musi to oznaczać niekończącą się spiralę spadków, gdyż rynkowi bardzo należy się nawet dłuższa chwila oddechu. Pytanie tylko kiedy ona nadejdzie? To jednak pytanie dla psychologa, gdyż rynek z obecną zmiennością kieruje się głównie emocjami. Pozytywną informacją może być jednak powolne wracanie do życia rynku pożyczek międzybankowych. To efekt ich gwarancji przez rządy czy wreszcie zamiaru dekapitalizowania winowajców obecnego kryzysu. Za taki ruch należą się ogromne brawa, gdyż w dłuższym terminie zapewnia on uzdrowienie sektora finansowego.

Europa Zachodnia

Miniony tydzień na rynkach Starego Kontynentu upłynął pod hasłem: „Kraje europejskie ratują swoje banki”. Powaga kryzysu w sektorze finansowym zmusiła w końcu członków Unii Europejskiej do działania, czego efektem stały się narodowe plany ratowania sektora bankowego o łącznej wartości ponad 2 mld euro. Pozwoliło to w pewnym sensie odetchnąć rynkom Eurolandu, główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym w większości wylądowały na kilkuprocentowych plusach (np. paryski CAC40 i frankfurcki DAX), ale były też rynki pogłębiające spadki, jak np. londyński FTSE, tracący z kolei kilka procent.

Z pomocą sektorowi bankowemu przyszły zarówno banki centralne, jak i rządy poszczególnych państw. Te pierwsze zagwarantowały ratowanie płynności rynku międzybankowego kolejnymi ogromnymi kwotami, być może do kwietnia 2009 r., dowodem tego był kolejny zastrzyk gotówki ECB, Banku Anglii i Banku Szwajcarii w wysokości ponad 150 mld euro w tym tygodniu. Z kolei rządy największych państw strefy euro – każde „na własnym podwórku” i na własną rękę – zatwierdziły gwarancje pożyczek międzybankowych oraz obiecały dokapitalizować swoje instytucje finansowe. Liderem pomocy stały się Niemcy, obiecując 70 mld euro na zakup akcji swoich banków oraz 400 mld euro na gwarancje pożyczek międzybankowych, łączna kwota europejskiego pakietu narodowych programów pomocowych to ponad 2 mld euro. Zaczyna to już pozytywnie odczuwać rynek pieniężny, malejące stopy międzybankowe świadczą poprawie płynności i większym wzajemnym zaufaniu graczy finansowych, którego brak w ostatnim czasie był nie lada problemem.

Inwestorzy na rynkach Starego Kontynentu kończą miniony tydzień raczej w dobrych nastrojach. Coraz więcej analityków uważa, iż przynajmniej kilkutygodniowe odreagowanie zwyczajnie się wszystkim należy. Świadczyć o tym może wskaźnik cena/zysk europejskiego indeksu Stox600, oscylujący wokół historycznego minimum poniżej 8, co sprawia, iż walory wielu europejskich spółek są już coraz atrakcyjniejsze.

Europejskie Rynki Wschodzące

Inwestorzy w regionie w minionym tygodniu z uwagą obserwowali wydarzenia na rynkach rozwiniętych. Po euforii na początku tygodnia, środek tygodnia przyniósł diametralną zmianę nastrojów. Na rynku dominują emocje, co powoduje, że rynek jest nieprzewidywalny i charakteryzuje się dużą zmiennością. Emocje były widoczne również na rynku walutowym, w środę forint odnotował największy spadek wartości -7% od 5 lat. W czwartek Europejski Bank Centralny uruchomił linię kredytową dla Węgier w wysokości 5 mld. Euro. Dzięki tej interwencji kurs forinta w piątek lekko się umocnił. ECB ubiegł Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który wcześniej sygnalizował, iż gotów jest pomóc Budapesztowi. Obecnie przedstawiciele funduszu przebywają na Ukrainie, gdzie odbywają się dyskusje na temat specjalnej pożyczki w wysokości od 3 do 14 miliardów dolarów. W Rosji, w środę, Globex, średniej wielkości bank komercyjny z aktywami czterech miliardów euro zablokował wypłaty z depozytów w obawie przed utratą kapitału. Przynajmniej tuzin innych rosyjskich banków zgłosiło poważny wzrost ilości wypłat i likwidacji kont. Strach jest coraz większy, pomimo utworzenia przez Kreml specjalnego funduszu ratunkowego o wysokości 200 mld. dolarów! Ciekawostką na rynku była decyzja Libijskiego Banku Centralnego zainwestowania ponad 1 mld. Euro w Unicredit. Przed okresem kryzysu taki inwestor wywołałby falę protestów, teraz rynek przyjął informację z ulgą (ktoś kupuje akcje), co pozwoliło na wzrost akcji o 12%.
Nerwowo jest również na rynku obligacji, indeksy obligacji rynków wschodzących drastycznie spadły w ciągu ostatniego miesiąca. Duże firmy rosyjskie jak Gazprom chcą korzystać z środków państwowych do rolowania swojego zadłużenia.

Pozytywem, są raporty kwartalne z USA, które w zdecydowanej większości są lepsze od oczekiwań. Jeżeli ta tendencja utrzyma się również w przyszłym tygodniu, możemy liczyć na uspokojenie sytuacji na rynkach.

Surowce

Mijający tydzień przyniósł przeceny na rynkach surowcowych. Kontrakty terminowe na ropę Crude staniały o 12%, natomiast ceny osiągnęły pułap 70 dolarów za baryłkę. Sytuacja na światowych rynkach akcji nadal nie jest klarowna i cierpi również na tym rynek ropy. Spodziewane spowolnienie gospodarcze i obniżanie prognoz popytu sprzyja spadkom cen. Kraje OPEC, które chcąc omówić bieżącą sytuację zaplanował nadzwyczajne spotkanie 18 listopada, jednak obserwując wydarzenia ostatnich tygodni, posiedzenie zostało w trybie pilnych przyspieszone i odbędzie się już za tydzień. Prawdopodobnie zostanie podjęta decyzja o obniżeniu dziennego wydobycia o 500 tys. baryłek. Przy obecnej, bardzo rozchwianej sytuacji nie wiadomo jaki wpływ na rynek będzie miała ta decyzja. Wydaje się, że ceny powinny się ustabilizować, ale wcale nie jest to takie pewne i możemy mieć do czynienia z kolejną falą wyprzedaży. Najbliższe techniczne wparcie dla cen to poziom z końca sierpnia 2007 roku czyli 68,5 dol/bbl, który w cenach intraday testowany był w czwartek i od którego ceny się odbiły. Jeśli rynki akcyjne doświadczą jakiejś bardziej zdecydowanej korekty w trendzie spadkowym to w ślad nimi pójdą surowce, w tym również ropa.

Spadki nie ominęły również miedzi, której cena spadła o 5%. Tona miedzi na giełdzie w Londynie kosztuje 4738 dolarów, co jest poziomem nie notowanym od początku 2006 roku. Nie jest zaskoczeniem, iż jeśli globalna gospodarka mocno spowolni to bardzo mocno wpłynie to na popyt na ten surowiec. Z kolei może dziwić fakt bardzo zdecydowanej i silnej przeceny na tym rynku. Ceny spadają i z dużą łatwością przebijają poszczególne techniczne wsparcia. Prognozowanie kierunku zmian cen jest w tej chwili bardzo ryzykowne, jednak analogicznie jak w przypadku cen ropy, miedź nie będzie drożeć dopóki giełdy akcyjne poważnie nie odbiją.
Obniżka wycen nie ominęła również rynków złota, gdzie ceny spadły o 8%, a za uncję płaci się 784 dolarów. Paradoksalnie, w tak trudnych czasach złoto powinno cieszyć się dużym zainteresowaniem co powinno skutkować zwyżkami cen. Kluczem do kierunku zachowania się wycen jest sytuacja na rynku walutowym. Amerykański dolar dość mocno się umacnia do głównych walut. Wydaje się, że kapitał odpływa z rynków wschodzących i wraca do USA, co podnosi kurs dolara. Notowania tego żółtego kruszcu zbliżają się do silnego wsparcia (772 dol./uncję), na którym ceny już trzy razy zatrzymywały się. Czy tak będzie i tym razem? Odpowiedzi na te pytanie należy szukać obserwując zachowanie się amerykańskiej waluty.

Waluty

W miniony weekend przywódcy Niemiec i Francji przedstawili plan ratowania sektora finansowego. Pozytywne skutki tych zapowiedzi już w poniedziałek odczuli posiadacze europejskiej waluty, która na starcie zyskała 1,5 centa do dolara amerykańskiego. We wtorek aprecjacja euro była kontynuowana do około godziny 14-tej gdzie kurs zbliżył się do lokalnego szczytu (1,3784) z 9 października, który okazał się oporem nie do przebicia. Dolar zaczął się umacniać i do czwartku para EUR/USD straciła 4 centy. Tu rozpoczęła się korekta co w konsekwencji dało tygodniową zmianę (piątek godzina 15:00) blisko 0%. Złotówka rozpoczęła tydzień od odrabiania strat, czemu sprzyjało odbicie na GPW. W dwa dni kursy USD/PLN , EUR/PLN i CHF/PLN spadły po kilkanaście groszy. Jednak „młoty” na wykresach dziennych nie zapowiadały kontynuacji tego kierunku. I rzeczywiście środa pokazała słabość naszej waluty w ślad za przeceną na GPW. Kursy ponownie wróciły do wartości maksymalnych z ostatnich dni i pozostały na tych poziomach do końca tygodnia. Najbliższy istotny opór dla EUR/USD 1,3768 natomiast wsparcie 1,3258.

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Jarosław Godyń, Zofia Kamińska, Michał Kurpiel, Jacek Maleszewski, Jacek Pacholczyk, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak.