Indeks Nędzy spadł, ale jednak wzrósł

W kwietniu zgodnie z przewidywaniami Indeks Nędzy dla Polski uległ niewielkiemu obniżeniu. Jednakże rewizja danych w europejskim urzędzie statystycznym sprawiła, że był on wyższy niż podawaliśmy jeszcze miesiąc temu. Zmniejszyła się także siła nabywcza złotego.

Potoczna mądrość mówi, że istnieją trzy stopnie kłamstwa: kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. Niestety, znów okazuje się, że w tym ludowym powiedzeniu jest sporo prawdy. Manipulacje danymi statystycznymi sprawiają, że sporządzanie nawet najprostszych wskaźników gospodarczych obarczone jest ogromnym ryzykiem błędu. Miesiąc temu podawaliśmy, że polski Indeks Nędzy spadł z 11,9 do 11,7. Dziś musimy już powiedzieć, że w marcu IN wyniósł 12,5 i w kwietniu obniżył się do 12,3. Jest więc zarazem i niższy, i wyższy niż miesiąc wcześniej.


Źródło: Bankier.pl

Za ten statystyczny paradoks odpowiada Eurostat, który w maju dokonał rewizji szacunków stopy bezrobocia dla Polski. A ponieważ Indeks Nędzy jest prostą sumą stopy bezrobocia oraz inflacji CPI, to zmiana danych historycznych przełożyła się na jego wzrost. Eurostat wynik z marca zamienił z 9,1% do 9,9%, z lutego z 9,0% na 9,8%, a ze stycznia z 8,9% na 9,5%. Zmiana tych wskaźników zupełnie zmienia obraz polskiego bezrobocia. Dotychczas kształtowało się ono wyraźnie poniżej unijnej średnie. Teraz odbiega od niej tylko minimalnie. Po drugie, znacząco zmalała rozbieżność pomiędzy danymi Eurostatu (zbieranych według definicji Międzynarodowej Organizacji Pracy) a bezrobociem rejestrowym podawanym przez polskie Ministerstwo Pracy. Według rządu, w kwietniu oficjalna stopa bezrobocia spadła z 12,9% do 12,3%, wobec 9,9% widniejących w statystykach Eurostatu. Różnica wynosi więc „tylko” 2,4 punktu procentowego wobec 3,8 pkt. proc. odnotowanych w marcu.

Oznacza to, że sytuacja gospodarcza Polski i jej mieszkańców pomimo rosnącego PKB jest gorsza, niż wydawało się jeszcze miesiąc temu. Wysokie bezrobocie oznacza bowiem trudności w znalezieniu pracy. Problem ten szczególnie dotyka osób, które dopiero wchodzą na rynek. Według danych Eurostatu stopa bezrobocia wśród ludzi w wieku do 25 lat wyniosła 23,1%. Trzeba przyznać, że jest to znacznie lepiej niż w Hiszpanii, gdzie bez pracy pozostaje 40,3% młodych. Ale zdecydowanie gorzej niż w Niemczech, gdzie wskaźnik ten sięga 9,5%.

Nadwyżka siły roboczej powstrzymuje także realny wzrost wynagrodzeń, co zresztą potwierdzają dane Głównego Urzędu Statystycznego. W kwietniu tzw. przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 3398,67 złotych (brutto) i było o 3,2% wyższe niż przed rokiem. Po uwzględnieniu wzrostu cen towarów konsumpcyjnych (oszacowanego przez GUS na 2,4%) siła nabywcza średniej pensji podniosła się jedynie o 0,8%. Należy przy tym pamiętać, że około 2/3 pracowników pobiera wynagrodzenia niższe od średniej i że wskaźnik CPI najprawdopodobniej nie doszacowuje prawdziwej skali inflacji. Stagnację w płacach realnych najlepiej widać po przeliczeniu wynagrodzeń brutto z polskich złotych na złoto. W kwietniu za „przeciętną” pensję można było otrzymać 31,96 gram kruszcu (i tylko 22,9 gramy po odliczeniu podatków), czyli o 5,9% mniej niż przed miesiącem. W ten sposób za sprawą deprecjacji polskiej waluty siła nabywcza pensji spadła w okolice jednej uncji złota wobec przeciętnie 1,5 uncji w latach 2004-08.


Źródło: Bankier.pl

Wnioski nie prezentują się w pastelowych kolorach. Postępujące ożywienie gospodarcze napędzane przez nastawiony na eksport sektor przemysłowy nie wystarcza, aby realnie poprawić poziom życia Polaków. Takie wyniki pokazuje nie tylko Indeks Nędzy, a także malejąca siła nabywcza wynagrodzeń za pracę. Potwierdzają się opinie ekonomistów, że dopiero wzrost PKB w okolicach 5% rocznie jest odczuwalny w portfelach pracowników. Perspektywy na przyszłość są jednak umiarkowanie optymistyczne. Jeśli w najbliższym czasie nie zawalą się gospodarki USA, Chin czy Niemiec, to polski wzrost gospodarczy powinien bardzo powoli i raczej niejednostajnie przyspieszać. Jednakże o prosperity z lat 2007-08 możemy na długo zapomnieć.

Krzysztof Kolany

Indeks Nędzy – (ang. Misery Index) jest wskaźnikiem makroekonomicznym skonstruowanym przez amerykańskiego ekonomistę Arthura Okuna. Indeks ten powstaje poprzez zsumowanie stopy bezrobocia oraz rocznej stopy inflacji mierzonej wzrostem cen koszyka towarów konsumpcyjnych (CPI). Im wyższy Indeks Nędzy, tym gorszy jest stan gospodarki. I odwrotnie: spadek indeksu świadczy o odczuwalnej poprawie koniunktury. Zaletą tego wskaźnika jest jego prostota oraz porównywalność w czasie i przestrzeni (tj. pomiędzy różnymi krajami w różnych okresach czasu).
Jednakże podstawowym mankamentem są w tym przypadku dane źródłowe, których metodologia może podlegać zmianom (zwłaszcza w dłuższych okresach). W przypadku Polski dane o cenach detalicznych pochodzą z Głównego Urzędu Statystycznego (CPI), źródłem informacji o stopie bezrobocia jest zaś Eurostat, badający to zjawisko metodą BAEL. Metodologia unijna pozwala w pewnym stopniu na pominięcie fikcyjnych bezrobotnych figurujących w rejestrach polskich urzędów pracy.

Źródło: Bankier.pl