Indeksy akcji dotarły do kluczowych poziomów

Dosyć znaczna część ekspertów finansowych biorących udział w ankiecie przeprowadzanej przez niemiecki instytut ZEW (Europejskie Centrum Badań Gospodarczych) najwyraźniej nie uważa, że poprawa koniunktury w Niemczech ma trwały charakter.

Opublikowany w ubiegłym tygodniu indeks ZEW spadł po raz piąty z rzędu i zanotował wartość ujemną po raz pierwszy od marca 2009. Indeks ten odzwierciedla dokonywaną przez analityków finansowych ocenę kierunku procesów gospodarczych, którego spodziewają się oni w ciągu nachodzących sześciu miesięcy. Ujemna wartość oznacza przewagę pesymistów nad optymistami.
 

Na pierwszy rzut oka są to więc niezbyt dobre informacje. Gdy jednak przyjrzeć się szczegółowym wynikom ankiety, to wydaje się, że nie jest to jeszcze powód do większego niepokoju. Niecałe 27% ankietowanych uważa, że koniunktura się pogorszy, 22.5% spodziewa się poprawy, a aż 50,7% nie spodziewa się żadnych zmian. Jeżeli teraz zestawimy to z wynikami badań obecnego stanu koniunktury, gdzie aż 97,8% ankietowanych uważa, że gospodarka jest w dobrej lub przynajmniej normalnej kondycji, to z analizy tej można wywnioskować, że szansa na utrzymanie obecnej, nienajgorszej sytuacji gospodarczej w Niemczech wynosi ok. 71,6%. To całkiem sporo. Niemniej jednak warto obserwować ten wskaźnik i sprawdzać, czy opinie nie ulegają dalszemu pogorszeniu. Stan niemieckiej koniunktury jest chyba najważniejszy dla formy w jakiej znajduje się polska gospodarka.

O ile niemieccy eksperci finansowi dobrze oceniają kondycję swojego kraju, to są już znacznie bardziej pesymistyczni, jeżeli chodzi o gospodarkę europejską, japońską i amerykańską. Opublikowane w ubiegłym tygodniu wskaźniki wyprzedzające koniunktury na pewno wydają się wspierać takie opinie, przynajmniej w odniesieniu do USA. Indeks Empire State obrazujący aktywność przemysłu w regionie Nowego Yorku spadł poniżej oczekiwań (trzeba jednak zauważyć, że jego wartość pozostaje dodatnia wskazując wciąż na wzrost produkcji). Po znacznym spadku miesiąc wcześniej, indeks Philadelphia Fed co prawda wzrósł we wrześniu, ale pozostał w ujemnych terytoriach, a dodatkowe pytania ankiety wskazywały na spadek zamówień i zapasów w firmach. Te dwa wskaźniki, to jedne z pierwszych danych pokazujących jak może wyglądać odczyt ISM Manufacturing obrazujący aktywność przemysłu w całym kraju.

TRENDY

Inwestorzy w USA jak na razie nie reagowali na niezbyt dobre dane. Wydaje się, że słabe odczyty regionalnych wskaźników wyprzedzających zinterpretowali jako spowodowane czynnikami mającymi charakter wyłącznie lokalny, które nie przełożą się na znacznie zmniejszenie aktywności biznesu w skali całego kraju. Gorsze nastroje konsumentów (indeks Uniwersytetu Michigan opublikowany w piątek) wiązane są natomiast z negatywnym wpływem obserwowanego jeszcze w sierpniu trendu spadkowego na rynku akcji oraz możliwością wygaśnięcia, przynajmniej części, wprowadzonych przez Busha ulg podatkowych. Analitycy uważają więc, że pogorszenie ma raczej charakter przejściowy. Indeks największych amerykańskich spółek znajduje się obecnie na dosyć kluczowym poziomie 1120-1130 punktów. Z technicznego punktu widzenia skuteczne przebicie tego poziomu oporu mogłoby skutkować atakiem S&P 500 na 1200 punktów. Taki scenariusz z pewnością poprawiłby nastroje na większości giełd akcji na świecie. Odbicie się indeksu od tego poziomu oznaczałoby natomiast spadek w okolice przynajmniej 1020-1040 punktów (przy założeniu kontynuacji trendu bocznego). Impulsem dla inwestorów do wybrania właściwego kierunku mogą być publikowane w tym tygodniu dane o kondycji rynku nieruchomości.

 
Indeks WIG również walczy z oporem na poziomie znajdującym się nieznacznie ponad granicą 44 000 punktów. To okolice kwietniowego szczytu. W ubiegłym tygodniu zanotowane już zostały na indeksie szerokiego rynku wyższe kursy niż te obserwowane w połowie kwietnia b.r. jednak przebicie to nie jest jeszcze zbyt wyraźne i nadal możliwe jest szybkie zejście poniżej tych wartości. Za pozytywnym rozstrzygnięciem sytuacji przemawiają dobre notowania małych i średnich spółek oraz wciąż dobre dane płynące z polskiej gospodarki.
 

Inflacja w sierpniu znowu okazała się mniejsza od prognoz. Rok do roku ceny wzrosły o 2%, podczas gdy analitycy spodziewali się wzrostu o 2,1%. Spadająca inflacja, zmniejszające się potrzeby pożyczkowe państwa, relatywnie (na tle wielu rynków rozwiniętych, ale także i państw regionu) dobra sytuacja budżetowa i trwające ożywienie gospodarcze, przyciąga inwestorów zagranicznych na rynek polskich obligacji skarbowych. Przeprowadzony w ubiegłym tygodniu przetarg 10-letnich obligacji zaowocował rentownością polskich papierów na poziomie najniższym od 2007 roku. Coraz niższe rentowności to dobry znak dla posiadaczy jednostek funduszy obligacji. Powodują wzrost rynkowych cen papierów znajdujących się w portfelu funduszu, co oprócz naliczanych odsetek wpływa dodatkowo korzystnie na wartość jednostki. To także niezbyt dobra wiadomość dla tych, którzy dopiero teraz myślą o inwestycji w obligacje, ponieważ najprawdopodobniej ich stopy zwrotu będą niższe niż te osiągane w ostatnich latach.

 
Na giełdach azjatyckich od początku roku widać wyraźną polaryzację nastrojów inwestorów. O ile dobrze radzą sobie rynki wschodzące (na przykład indeks tajskich akcji wciąż notuje nowe rekordy), to akcje Japonii, czyli kraju zaliczanego do rynków rozwiniętych, wpadły w wyraźny trend spadkowy. Japońscy przedsiębiorcy cierpią z powodu mocnego jena, który tradycyjnie uznawany jest za dobrą lokatę na niepewne czasy. W ubiegłym tygodniu ta waluta zanotowała najmocniejszy od 15 lat kurs w stosunku do dolara. Oparta na eksporcie gospodarka, z powodu regularnej aprecjacji waluty, staje się więc coraz mniej konkurencyjna. Ta sytuacja zmusiła bank japoński do udanej interwencji, która znacznie pogorszyła notowania jena (w stosunku do najniższych notowań), co z kolei zwiększyło optymizm inwestorów na giełdzie w Tokio. Pozostaje oczywiście pytanie o skuteczność takiej interwencji w dłuższym terminie. Azjatyckie rynki wschodzące notują natomiast solidną i trwałą poprawę koniunktury gospodarczej. Jednocześnie ich finanse publiczne są często dużo zdrowsze od sytuacji fiskalnej państw rozwiniętych, przez co ryzyko inwestowania w tych krajach zaczyna być postrzegane przez inwestorów jako coraz mniejsze. Nic dziwnego, że rynki wschodzące wciąż przeciągają nowe kapitały, przeznaczone zarówno na inwestycje w akcje, jak i obligacje. I trudno dostrzec obecnie powód, który mógłby to szybko zmienić.

RYZYKO

W ubiegłym tygodniu notowania instrumentów CDS na dług krajów w większości lekoo spadały, co oznacza z reguły spadek awersji do ryzyka na rynkach. Wyjątkiem były notowania CDS dla Portugalii, które wzrosły w przeciągu tygodnia aż o 10%. Bez zmian w skali tygodnia pozostał poziom spreadu rentowności długu rynków wschodzących w stosunku do oprocentowania amerykańskich obligacji skarbowych (Indeks EMBI Plus Sovereign Spread). Nieznacznie zmienił się także indeks VIX, który odzwierciedla implikowaną zmienność poziomu indeksu S&P 500, wyliczoną z notowań opcji.

Źródło: Expander