We wtorek indeks w Paryżu wzrósł o 1 punkt, czyli o 0,03 proc. Nie lepiej było za oceanem, gdzie S&P500 skoczył o 0,1 punktu, czyli o 0,01 proc. Po burzliwym roku inwestorom należy się trochę spokoju.
Po wtorkowej sesji inwestorzy, którzy liczyli na rajd w ostatnich dniach wyjątkowo niespokojnego roku, mogą czuć się zawiedzeni. Zmiany wartości indeksów trzeba było śledzić przez szkło powiększające. Podobnych narzędzi trzeba było użyć, by dostrzec wartość obrotów. Na naszym rynku wyniosły one niecałe 380 mln zł. Śladowa była także aktywność na niemal wszystkich parkietach. Na podciąganiu wyników na koniec roku może zależeć jedynie inwestorom instytucjonalnym z Wall Street, bo tylko oni mają szansę na jakiekolwiek zyski. Ale są one pewnie i tak zbyt małe, by przeliczyć je na premie, po które warto byłoby się schylić. Może więc zarządzający funduszami za oceanem wzięli sobie wolne.
Zmian wartości indeksów, nie przekraczających dziesiątej części procenta nie ma sensu komentować. Nie wpłynęły one w jakikolwiek sposób na zmianę obrazu rynków. Nie dają też podstaw do wyciągania jakichkolwiek wniosków poza tym, że podobnego marazmu można się spodziewać zarówno w ostatnich dniach starego roku, jak i w trakcie pierwszych sesji nowego. Amatorzy mocniejszych wrażeń nie będą musieli jednak raczej zbyt długo czekać na bardziej dynamiczne ruchy. Impulsów do nich dostarczą z pewnością agencje ratingowe, które już w styczniu powinny dać publicznie wyraz wynikom swoich obserwacji dotyczących ocen wiarygodności kredytowej poszczególnych państw strefy euro. Do tego czasu inwestorzy będą mogli w spokoju analizować licznie pojawiające się podsumowania i prognozy i z szerokiej gamy wybrać coś odpowiedniego dla siebie.
Tworzenie prognoz pod presją medialnego zapotrzebowania i kalendarzowej tradycji staro-noworocznej, a jednocześnie w warunkach deficytu wiedzy o istotnych czynnikach, mogących mieć wpływ na sytuację na rynkach, mija się z celem. Poczytać zawsze warto, ale z decyzjami lepiej poczekać.
Dylematów nie mają inwestorzy w Azji. Tamtejsze indeksy podążają zgodnie w dół. Nikkei spadł o 0,2 proc., co uwzględniając dane makroekonomiczne, można uznać za sukces byków. W listopadzie produkcja przemysłowa w Japonii obniżyła się o 2,6 proc., mocno rozczarowując. Spadek cen, czyli deflacja, okazała się bardziej groźna niż się spodziewano. Zawiodła także sprzedaż detaliczna, idąc w dół o 2,6 proc. W Bombaju indeks zniżkował o 1,7 proc. Jedynie dzięki dobrej końcówce handlu Shanghai B-Share wzrósł o 0,7 proc., a Shanghai Composite o 0,2 proc.
Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zniżkowały rano po 0,1-0,2 proc., sugerując lekko spadkowy początek handlu na parkietach naszego kontynentu. Dziś zmiany indeksów nie powinny być zbyt duże. Nowych impulsów w postaci danych makroekonomicznych nie będzie.
Roman Przasnyski, Open Finance
Źródło: Open Finance