Inwestorzy nie wierzą w upadek samochodowych gigantów?

Nie zgodzili się na niego Republikanie, motywując to m.in. brakiem zgody jednego ze związków zawodowych na obniżkę wynagrodzeń dla pracowników koncernów. Wydaje się jednak, że powód jest zupełnie inny. Rządzący już stali się zakładnikami własnych pomysłów – działań, które tak naprawdę zaczęły prowadzić do tego, że pomoc należy się wszystkim, którzy mogą być istotni dla gospodarki. Niewykluczone, że zawczasu nie doceniono skali problemu i niepotrzebnie dano się wprowadzić na niewłaściwą drogę. Już teraz widać, że będzie ona prowadzić do przerostu i tak już dużego zadłużenia Stanów Zjednoczonych, a w perspektywie kilku lat niewykluczone, że i też wybuchu inflacji. Mimo tego, wydaje się, że politycy będący już zakładnikami własnych planów, będą brnąć dalej. W efekcie wydaje się być wątpliwe, aby GM, Chrysler i Ford miały rzeczywiście zniknąć z rynku. Takie wrażenie odnoszą także inwestorzy, którzy wbrew obawom nie przystąpili do gwałtownej wyprzedaży akcji. Kontrakty terminowe na amerykańskie indeksy tracą po godz. 13:40 średnio od 3,05 do 4,2 proc, giełdy europejskie notują spadki rzędu 4,2-5,3 proc., a warszawski parkiet traci „tylko” 2,8 proc. (WIG20). Przypomnę, to teoretycznie dużo, ale mogło być znacznie gorzej.

Spadki na giełdach nie przekładają się znacząco na notowania EUR/USD, który po godz. 13:40 oscyluje wokół 1,3335. To tak naprawdę nieco więcej, niż na początku sesji europejskiej o godz. 9:00, kiedy to notowania tej pary nie przekraczały poziomu 1,33. Może być to wynikiem rosnących obaw związanych z bańką spekulacyjną na rynku amerykańskich obligacji. Tak niskie rentowności tych papierów nie są do utrzymania na dłużej, biorąc pod uwagę chociażby ryzyko znacznego zwiększenia emisji na rynku w 2009 r., za sprawą konieczności sfinansowania ogromnych planów pomocowych rządu. Inną sprawą jest ryzyko niekontrolowanego wybuchu inflacji w perspektywie kilkunastu kwartałów. Już teraz widać, że bardzo ostrożny w tych kwestiach Europejski Bank Centralny daje do zrozumienia, że rynek nie powinien oczekiwać kontynuacji gwałtownych obniżek stóp procentowych w 2009 r. Bankowcy z Europy zdają sobie sprawę, ze połączenie stymulacji gospodarki w postaci polityki monetarnej i fiskalnej, może okazać się w dłuższym okresie zabójcze dla gospodarki. Swoją drogą, te twierdzenia stają się dość dobrą pożywką dla dalszego wzrostu EUR/USD. W efekcie może okazać się, że niezależnie od przebiegu sytuacji na rynkach akcji, dolar będzie nadal słabł na rzecz euro. Sprzyjać temu może też końcówka roku, kiedy to spora część inwestorów zacznie spieniężać otwierane kilka tygodni temu pozycje. Warto będzie też obserwować wyniki posiedzenia amerykańskiego FED w najbliższy wtorek, chociaż wynik jest znany – obniżka stóp w USA do poziomu 0,50 proc. Analiza techniczna nie wyklucza, że docelowym poziomem ruchu EUR/USD rozpoczętego jeszcze na poziomie 1,2328 w dniu 28 października, będą okolice 1,40-1,4050. Jest to dawna linia ponad 5-letniego trendu wzrostowego, która została przełamana w październiku b.r.

W kraju złoty dzisiaj rano wykonał ruch korekcyjny, po wczorajszym gwałtownym umocnieniu po południu. Część komentatorów twierdzi, że wczorajsze wydarzenia był dziełem przypadku i skumulowania się zleceń realizujących zyski z wcześniejszego osłabienia się złotego. Warto jednak zauważyć, że na dziennym wykresie zaczęła się rysować jednak pewna formacja odwrócenia trendu. Brak skutecznego ataku na wczorajsze maksima (w przypadku EUR/PLN i CHF/PLN) tylko zwiększa szanse realizacji pozytywnego scenariusza dla zwolenników silniejszego złotego. O godz. 13:45 za euro płacono 3,9550 zł, dolar był wart 2,9650 zł, a frank 2,5150 zł. Warto zwrócić na informację resortu finansów, jakoby skala zagrożenia wynikająca z problemu opcji walutowych była „mniejsza, niż sądzono”. Publikowane dzisiaj o godz. 14:00 dane o deficycie C/A w październiku, nie powinny mieć większego wpływu na notowania naszej waluty, podobnie jak informacja resortu finansów o możliwej korekty skali spadku deficytu finansów publicznych w nowym programie konwergencji. Kluczowy może się natomiast okazać dalszy przebieg sytuacji na giełdach.

Marek Rogalski
Główny Analityk