Jacek Rostowski, minister od pomyłek

Do takiego gatunku literackiego zaliczyła m.in. tegoroczny budżet i mapę drogową dochodzenia do ERM2, czyli poczekalni euro. – Oba dokumenty są ciągle obowiązujące, ale ich związek z rzeczywistością jest żaden – dodaje Natalii-Świat.

Wniosek PiS najprawdopodobniej nie ma żadnych szans, bo koalicja PO-PSL ma zdecydowaną przewagę w Sejmie i nawet bez specjalnej mobilizacji powinna ministra obronić. Trudno jednak nie zauważyć, że od półtora roku minister Jacek Rostowski myli się wyjątkowo często.

W styczniu tego roku stwierdził, że rząd przyjął mapę drogową wejścia do ERM2. Zgodnie z nią w wężu walutowym powinniśmy się znaleźć w pierwszej połowie tego roku.

20 stycznia Rostowski zapewniał, że w tym roku deficyt budżetowy nie przekroczy trzyprocentowego progu i wyniesie 2,5 procent produktu krajowego brutto. W ten sposób minister odrzucił prognozy Komisji Europejskiej, która już w na początku roku alarmowała, że dziura budżetowa w Polsce się powiększa i wyniesie przynajmniej 3,6 procent PKB.

Jeszcze w kwietniu mówił, że budżet się zbilansuje. – W całym roku przewidujemy taki sam deficyt, jaki był przewidziany w budżecie. Myślę, że mamy tutaj jasną ścieżkę przejścia przez kryzys – chwalił się Rostowski. Zdanie zmienił w ostatni poniedziałek. W wywiadzie dla „Financial Times” minister przyznał, że w tym roku deficyt uniemożliwi wejście do ERM2. W rzeczywistości deficyt może sięgnąć 3,9 proc.

Co oznaczają takie pomyłki? Przede wszystkim brak wiarygodności. Tak przynajmniej uznał… sam Jacek Rostowski. Oto co stwierdził 12 marca 2008 r.: – Podanie daty wejścia do ERM2 bez trwałego spełnienia kryteriów nie wzmacniałoby naszej wiarygodności, gdybyśmy później musieli tę datę przesuwać – powiedział.

– Jacek Rostowski ma swój temperament i tego nie zmienimy. Ale większość ministrów finansów była zbyt gadatliwa – mówi posłanka PO Krystyna Skowrońska, wiceprzewodnicząca Komisji Finansów Publicznych. – Trzeba jednak przyznać, że ostatni jego wywiad był niefortunny.

Rostowski stwierdził w nim także, że wejście do strefy euro w 2012 r. nie jest dla rządu dogmatem. To nowość, bo do tej pory minister finansów atakował wszystkich, którzy podważali tę datę. Ostrzeżenia ekonomistów, którzy alarmowali, że wyznaczanie sztywnych dat w czasie kryzysu gospodarczego jest niebezpieczne, uznawał za pozbawione podstaw.

Ale tu warto przypomnieć wypowiedź Rostowskiego dla Forum Bankowego w 2008 r. Powiedział on: – Euro przyjmiemy w roku 2011.

To oznacza, że zapowiedź przesunięcia wejścia do strefy euro na 2013 r. nie jest korektą o rok, ale o 2 lata. A takie pomyłki zawsze powodują wahania waluty. – Minister finansów podjął grę z rynkami finansowymi – tłumaczy Ryszard Petru, dyrektor ds. strategii BRE Banku. – On chciał pokazać, że w czasie kryzysu nasza sytuacja jest inna niż wszystkich wokół. Ale trzeba przyznać, że jego wypowiedzi powinny być obwarowane wieloma warunkami.

Ale minister nie lubi półśrodków. Gdy Komisja Europejska stwierdziła, że w Polsce możliwa jest recesja, oburzył się i skrytykował Brukselę. Złagodniał w wywiadzie dla „FT”, przyznając, że KE może mieć rację.

Jeszcze niedawno szef resortu finansów był przekonany, że kryzys nam nie zagraża. W grudniu 2008 r., gdy na świecie banki przewracały się jak kostki domina, Jacek Rostowski mówił w Senacie: – W Polsce nie ma specjalnego zagrożenia kryzysem wywołanym załamaniem na rynku kredytów hipotecznych. Zagadką pozostaje, czy wierzył w to, co mówił, czy kłamał z premedytacją. Ale każda odpowiedź jest dla niego zła.

Mariusz Staniszewski