Jak dobrze przygotować się na przyjęcie euro?

„Intencją rządu jest, aby w 2011 roku Polska spełniła nominalne kryteria konwergencji, co będzie świadczyć o osiągnięciu przez naszą gospodarkę dojrzałości niezbędnej do udziału w europejskim obszarze jednowalutowym – czytamy w komunikacie po dzisiejszym posiedzeniu rządu. „Pozwoli to (…) na przyjęcie przez nasz kraj wspólnej waluty europejskiej 1 stycznia 2012 roku”. Taki harmonogram jest następstwem procedur związanych z przyjęciem euro.

Jak wygląda procedura wejścia do strefy euro?

Polska składa wniosek o wstąpienie do ERM2. Może w nim przedstawić opinię dotyczącą kursu centralnego. Wysokość tego kursu ostatecznie ustalają jednak ministrowie finansów państw strefy euro i ERM2, EBC i banki centralne państw należących do ERM2. Te same podmioty decydują o szerokości pasma wahań w ERM2.

Z Traktatu Akcesyjnego wynika, że w ERM2 powinniśmy być minimum 2 lata przed sporządzaniem przez EBC i Komisję raportów o konwergencji, w których zawarta będzie ocena wypełnienia kryteriów z Maastricht przez Polskę. S tandardowo raporty sporządzane są co 2 lata, ale na wniosek państwa może on powstać wcześniej. Jeżeli Komisja Europejska jest za przyjęciem euro przez Polskę, do raportu o konwergencji dołącza wniosek o wprowadzenie euro. Wniosek opiniuje Rada Europejska (szefowie 27 państw UE) oraz Parlament Europejski. Ostateczną decyzję o tym, czy Polska może wprowadzić euro, kiedy i po jakim kursie podejmuje Rada Ecofin (ministrowie finansów 27 państw członkowskich). W 1998 r. Rada Ecofin podjęła decyzję wprowadzenia euro w 11 państwach UE, nie zgodziła się jednak na przyjęcie euro przez Grecję. Nastąpiło to dopiero 2 lata później.

Raczej nie wydaje się prawdopodobne, aby data przyjęcia euro przez Polskę została ustalona na inny dzień niż 1 stycznia. Zmiana waluty w trakcie roku obrotowego byłaby bowiem bardzo skomplikowanym, o ile w ogóle wykonalnym, zadaniem dla przedsiębiorstw z punktu widzenia ksiąg rachunkowych.

Co będzie się działo z naszymi oszczędnościami i kredytami do momentu wejścia do strefy euro i w chwili zamiany waluty ze złotego na euro?

Zacznijmy od wyjaśnienia, czy musimy wchodzić do unii walutowej. Odpowiedź brzmi – tak. Zobowiązaliśmy się do tego, zgadzając się zostać członkiem Unii Europejskiej. Oczywiście, w unii są kraje, które do strefy euro nie należą. Część z nich: Wielka Brytania, Szwecja, Dania dostały od UE zgodę na odłożenie momentu przyjęcia wspólnej waluty. Inne kraje – nowi członkowie UE, w tym Polska – mogą wejść do unii walutowej dopiero wtedy, gdy spełnią warunki określone w tzw. traktacie z Maastricht.

Te warunki to:

– deficyt finansów publicznych (czyli nadwyżka wydatków nad dochodami budżetu państwa, ale też budżetów samorządów i wszelkich agend państwa) nieprzekraczający 3 proc. PKB. W przypadku Polski w ubiegłym roku ten deficyt wyniósł 2,0 proc. PKB;

– dług publiczny (czyli pozostające do spłaty zobowiązania budżetu centralnego oraz samorządów, jak obligacje, pożyczki, itp.) nieprzekraczający 60 proc. PKB. Polska w końcu 2007 r. miała zadłużenie odpowiadające 45,2 proc. PKB;

– wzrost cen nieprzekraczający średniej dla trzech państw UE o najniższej inflacji powiększonej o 1,5 punktu procentowego. Pod uwagę bierze się inflację wyliczaną przez Eurostat – unijne biuro statystyczne w oparciu o jego własną metodologię. Ponadto uwzględnia się tzw. średnioroczną inflację (czyli średnią roczną inflację z ostatnich 12 miesięcy). We wrześniu trzema unijnymi krajami o najniższej inflacji były Holandia (2,1 proc.), Portugalii (2,9 proc.) i Niemcy (3,1 proc.), stąd kryterium inflacyjne wynosiło 4,2 proc. Właśnie taka była średnioroczna inflacja w Polsce;

– długoterminowe stopy procentowe (chodzi o rentowność 10-letnich obligacji rządowych) nieprzekraczające średniej dla trzech krajów o najniższej inflacji, powiększonej o 2 pkt proc. Po ostatnim gwałtownym wzrośnie rentowności polskich obligacji różnica między Polską i krajami o najniższej inflacji wynosi ok. 2,8 pkt. proc. Oceniając wypełnienie kryterium KE i EBC będą jednak patrzeć na poziomy stóp w dłuższym okresie

– kurs waluty (w naszym wypadku złotego) przez dwa lata musi przechodzić test w tzw. ERM2 – mechanizmie wymyślonym przez Unię Europejską i przygotowującym do przyjęcia euro. Test polega na tym, by waluta kraju, który chce wejść do strefy euro nie osłabiła się wobec euro o więcej niż 2,25 proc., a jednocześnie nie umocniła się o więcej niż 15 proc. od centralnego parytetu, który będzie ustalony wspólnie przez stronę polską (resort finansów i bank centralny) oraz unijną przed wejściem do ERM2. Tego warunku Polska nie miała jeszcze okazji spełniać. UE udowodniła już, że zgadza się na większe umocnienie, pozwalała bowiem na rewaluację, czyli podniesienie kursu parytetowego walut niektórych krajów będących w ERM2, ostatnio Słowacji.

Już sama konieczność spełnienia kryteriów z Maastricht będzie miała konsekwencje dla naszych finansów

Warto zdawać sobie sprawę z tego, że ostatni wymóg – dotyczący kursu sprawia, że w ERM2 raczej nie należy się spodziewać osłabienia złotego (chyba, że inwestorzy przestaną wierzyć, że Polska wejdzie do strefy euro i dokonają ataku spekulacyjnego na złotego, który zostanie zakończony sukcesem i doprowadzi do „wypadnięcia” naszego kraju z unijnego mechanizmu). Należy nastawiać się raczej na jego umocnienie. Będzie to związane m.in. z faktem, że z punktu widzenia inwestorów w miarę zbliżania się momentu wejścia do strefy euro Polska będzie zyskiwać na wiarygodności. Zagraniczni gracze będą coraz chętniej kupować nasze aktywa (przede wszystkim obligacje skarbowe), a żeby to zrobić, będą musieli wymienić swoją walutę na złotego, zwiększając na niego popyt na rynku. Słowacja, która przyjmie euro 1 stycznia 2009 r. była zmuszona podnieść z tego powodu kurs parytetowy korony względem euro.

Zakupy przez zagranicznych inwestorów mogą być tym większe, że Rada Polityki Pieniężnej, by doprowadzić do spełnienia kryterium inflacyjnego, będzie zapewne zmuszona do prowadzenia ostrzejszej polityki (czyli wolniejszego obniżania stóp) niż gdyby perspektywa euro była bardziej oddalona. Jednak, gdy nabierzemy pewności, że Polska zostanie przyjęta przez stronę unijną do strefy euro, stopy procentowe – nawet, jeśli będą relatywnie wysokie – szybko zostaną obniżone. W momencie zamiany złotego na euro nie powinno być już bowiem żadnej różnicy w wysokości stóp (przynajmniej tych krótkoterminowych, od których jest uzależnione oprocentowanie depozytów i kredytów) w Polsce i strefie euro.

W dłuższym terminie niższe oprocentowanie lokat bankowych

Posiadacze depozytów bankowych nie powinni spodziewać się szczególnych zmian ani w czasie dochodzenia przez Polskę do strefy euro, ani już wówczas, gdy nasz kraj stanie się członkiem unii walutowej. Wysokość oprocentowania jest uzależniona od poziomu stóp oficjalnych, ale w większym stopniu na oferowane przez banki stawki oprocentowania ma wpływ sytuacja na rynku bankowym i kapitałowym, czyli poziom konkurencji oraz zapotrzebowanie na finansowanie akcji kredytowej.

Warto przy tym zdawać sobie sprawę, że po wejściu Polski do strefy euro nasze banki powinny mieć znacznie większe niż dotychczas możliwości pożyczania pieniędzy od instytucji finansowych w krajach Europy Zachodniej, ponieważ nasz rynek międzybankowy stanie się częścią rynku strefy euro. Trzeba jednak podkreślić, że dziś banki generalnie nie są skłonne do pożyczania sobie pieniędzy. Konsekwencją włączenia naszego rynku międzybankowego do rynku strefy euro może być jednak „uodpornienienie się” krajowych banków na wymagania ich polskich deponentów i pogorszenie atrakcyjności lokat bankowych.

Na oprocentowanie lokat złotowych będą też mieć decyzje Rady Polityki Pieniężnej, która będzie mieć dodatkowo na uwadze to, aby inflacja mieściła się poniżej kryterium z Maastricht. Rozpoczynając oczekiwany cykl obniżek stóp procentowych RPP będzie zmuszona działać ostrożniej niż w przypadku, gdyby Polska nie wchodziła do strefy euro.

Jeszcze przed wejściem Polski do strefy euro (możliwe, że tuż przed „godziną zero”, ale też niewykluczone, że na miesiące wcześniej) stopy procentowe w Polsce powinny obniżyć się do poziomu obowiązującego w strefie euro. To oznacza, że oprocentowanie depozytów w złotych powinno osiągnąć wówczas poziom zbliżony do stawek, jakie nasze banki będą proponować w tym momencie za lokaty w euro. Obecnie główna stopa NBP wynosi 6 proc., a Europejskiego Banku Centralnego 3,75 proc.

Oczekiwanie na obniżkę stóp procentowych to z kolei argument za rozpoczęciem inwestycji w obligacje skarbowe bezpośrednio lub poprzez fundusze. Można spodziewać się, że po tym, jak rentowność polskich obligacji 5-letnich osiągnęła w ostatnich dniach poziom 7,6 proc., trend wzrostowy ulegnie zmianie.

Wysokość odsetek płaconych przez banki za lokaty walutowe zależy w głównej mierze od poziomu stóp procentowych (oficjalnych i rynkowych) obowiązujących w kraju, w którego walucie założony jest depozyt. Każdy z przypadków należy rozpatrywać osobno. W Polsce najpopularniejszymi walutami lokat są amerykański dolar, euro (które ponad 10 lat temu zastąpiło markę niemiecką), a ostatnio – dzięki masowym wyjazdom Polaków na Wyspy Brytyjskie – również funt.

To, jak bardzo opłacalny (lub nie) okaże się depozyt w walucie obcej, zazwyczaj w znacznie większym stopniu niż od jego oprocentowania zależy od tego, jak zachowuje się waluta lokaty w stosunku do złotego. Tymczasem w okresie poprzedzającym wejście Polski do strefy euro należy spodziewać się umocnienia złotego. Powstaje jednak pytanie, jak nisko w dół kurs złotego zostanie sprowadzony na obecnej fali spadkowej, zanim zacznie się ponownie umacniać. Dziś można przewidywać, że kurs euro/zloty tuż przed wejściem do strefy euro będzie niższy niż obecnie, ale nie znacząco niższy. Wydaje się, że posiadacze lokat walutowych powinni jeszcze zyskać na osłabieniu złotego, ale później korzystniejsze będzie oszczędzanie w złotych.

Czy możliwa jest odwrotna sytuacja – że złoty w okresie pobytu w ERM2 straci na wartości i posiadacz depozytu walutowego zarobi więcej niż tylko na odsetkach? Wtedy, gdy złoty będzie przebywał w mechanizmie kursowym ERM2, może oczywiście dojść do próby spekulacji na spadek wartości naszej waluty. Nie potwierdzają tego jednak doświadczenia krajów, które w ostatnich latach wchodziły do strefy euro – takich ataków nie było. Warto też pamiętać o tym, że banki centralne krajów chcących wejść do strefy euro nie mogą pozwolić na spadek wartości swojej waluty o więcej niż 2,25 proc. w stosunku do kursu parytetowego (w przypadku złotego, gdyby parytet do euro wynosił 3,50 zł, najniższy możliwy kurs wynosiłby 3,5789 zł w stosunku do euro). Warto posłużyć się przykładem Słowacji, która przyjmuje euro 1 stycznia przyszłego roku. W ostatnich tygodniach, gdy złoty i inne waluty państw naszego regionu mocno traciły na wartości, słowacka korona zachowywała się stabilnie.

Co stanie się po naszym wejściu do strefy euro? Ci, którzy wcześniej będą mieli lokaty w złotych, automatycznie staną się posiadaczami depozytów eurowych. Zmiana nie będzie wymagała od nich wizyty w banku ani składania żadnej dyspozycji choćby przez telefon. Z punktu widzenia posiadaczy lokat w walutach obcych nie zmieni się zupełnie nic. Depozyt w dolarach nadal będzie depozytem w dolarach. Podobnie z lokatą w euro z tym, że od momentu wejścia Polski do strefy euro o takiej lokacie nie będzie się już mówić jako o walutowej.

Dla kredytobiorców kluczowe zmiany kursowe

Osoby dziś zaciągające kredyt mogą zarobić lub stracić w okresie dochodzenia Polski do strefy euro, głównie w zależności od tego, jaką walutę kredytu wybiorą. Biorąc pod uwagę obecną tendencję spadkową złotego można oczekiwać, że raty kredytów walutowych nadal będą rosły, a następnie, w miarę zbliżania się terminu wejścia do strefy euro zaczną ponownie maleć. W efekcie przed styczniem 2012 r., mogłyby być nieco niższe niż obecnie.

Dla kredytu na 300 tys. zł zaciąganego dziś na 30 lat (25 proc. wkładu własnego), rata w przypadku kredytu w złotych wynosi 2222 zł, a w przypadku kredytu we frankach 1726 zł. Do tego, aby raty te zrównały się konieczny jest wzrost kursu CHF/PLN do ok. 3,39.

Oprocentowania kredytów we frankach powinno pozostać niższe niż dla kredytów w złotych, aczkolwiek w przypadku tych drugich należy oczekiwać spadku wysokości raty w wyniku obniżek stóp procentowych w Polsce. Dodatkowo można zakładać, że w miarę uspokajania obecnych napięć na rynku finansowym, banki będą też skłonne obniżać marże kredytowe.

Kredytobiorcy wybierający kredyt walutowy muszą pamiętać, że cały czas będą narażeni na ryzyko kursowe. Chociaż złoty będzie się wahał w określonym przedziale, to ryzyko teoretycznie może być nawet większe niż obecnie, gdy kurs naszej waluty jest wolny. Dlaczego? Gdyby zdarzyło się, że złoty wypadnie z pasma wahań w mechanizmie ERM2, inwestorzy stracą zaufanie do naszego kraju i wówczas możemy mieć do czynienia z bardzo dużym spadkiem notowań naszej waluty.

Stabilny frank

Pamiętajmy, że kredyty dewizowe mogą być faktycznie zaciągane w różnych walutach. Najprostszy jest przypadek pożyczki w euro. Tu bowiem różnica w stopach procentowych nawet jeśli początkowo się powiększy, to potem będzie się zacierać. Kurs złotego powinien zaś zmierzać w stronę parytetu ustalonego przez władze nasze i UE (chyba, że dojdzie do jego rewaluacji, ale na tym kredytobiorcy będą zyskiwać).

Bardziej skomplikowana jest sytuacja osób zaciągających kredyty we frankach szwajcarskich czy jenach. W tych wypadkach najwięcej będzie zależało od tego, jak te waluty będą zachowywać się w stosunku do euro. W przypadku jena zmienność jest duża. W latach 1999-2008 (dane do lipca br.) średnia miesięczna zmiana kursu japońskiej waluty w stosunku do euro wynosiła 2,3 proc. (złoty w tym czasie tracił bądź zyskiwał wobec euro średnio 2,1 proc. miesięcznie). Natomiast wahania franka szwajcarskiego wobec euro to przeciętnie niespełna 1 proc. Jednocześnie przez niemal dziesięć lat (czyli blisko 2,5 tysiąca dni) od startu strefy euro miesięczna zmiana kursu franka do euro tylko 670 razy przekroczyła 1 proc. Tylko – bo w przypadku jena do euro poziom jednoprocentowej zmiany w ciągu miesiąca był przekroczony 1770 razy, a w przypadku kursu złotego wobec euro – 1800 razy.

Wnioski? Jeśli mamy wybierać między frankiem a jenem, mniej nieprzespanych nocy będzie nas kosztował ten pierwszy (oczywiście, o ile jego kurs będzie się zachowywał podobnie do tego, co miało miejsce w ostatnich dziesięciu latach).

Zamiana kredytu po 1 stycznia

Co stanie się z kredytami w momencie wejścia Polski do unii walutowej? Jeśli będziemy w tym momencie posiadaczami pożyczki w euro nie odczujemy żadnej zmiany, a jedynie ustalony zostanie poziom naszego zobowiązania w odniesieniu do np. naszych zarobków. Jeśli kredyt będzie denominowany we frankach szwajcarskich bądź w jenach, nadal będziemy spłacać kredyt walutowy, tyle że przewalutowanie comiesięcznych rat nie będzie się odbywało na linii, powiedzmy, złoty-frank, a euro-frank.

Problemy z zaokrągleniem

Chwila wejścia Polski do strefy euro i zamiany złotego na unijny pieniądz będzie miała jednak konsekwencje daleko wykraczające poza deponentów i kredytobiorców. Najważniejszą kwestią jest to, czy po wejściu Polski do strefy euro należy obawiać się wzrostu cen, czy też nie. Źródłem wzrostu cen miałyby być zaokrąglenia cen przy przeliczaniu ich ze złotych na euro. Analizy ekonomistów (również niedawne prace prowadzone w Narodowym Banku Polskim) wskazują, że ten efekt raczej nie będzie duży. Inna sprawa, że będzie dotykał przede wszystkim cen tych towarów, które kupujemy najczęściej (jak żywność). Dlatego „inflacja odczuwana” przez konsumentów może być wyższa niż faktyczny wzrost poziomu cen.

Zastąpienie w naszych portfelach złotego przez euro będzie rodziło jeszcze inne problemy w codziennym życiu Polaków. Na przykład, jaka powinna być wysokość napiwku w barze albo restauracji. Albo – co wrzucić „na tacę” podczas niedzielnej mszy. Czy to tylko wymyślony problem? Ci, którzy dziś dają księdzu 10 zł po wejściu do strefy euro powinni dać niespełna 2,7 euro (przy założeniu, że kurs zamiany euro na złotego byłby na poziomie 3,72). Problem w tym, że takiej monety nie ma. Do wyboru będzie 2 euro albo 5 euro jako jedna moneta, lub 3 euro jako dwie monety. Każda parafia może więc co niedzieli „tracić” 25 proc. dotychczasowych wpływów albo też powiększyć je np. o 85%. Na rozstrzygnięcie tej kwestii mamy jednak jeszcze ponad trzy lata.

Zespół Analiz Expandera