Moda na franczyzę w bankowości zatacza coraz szersze kręgi. Dlaczego ta formuła staje się tak popularna? Ryszard Kiewrel, dyrektor ds. placówek partnerskich w Banku BPH, tłumaczy, że są miejscowości w Polsce, w których żaden bank nie zdecyduje się na otwarcie własnego oddziału, ze względu na opłacalność przedsięwzięcia. Jednocześnie w małych miejscowościach ludzie także potrzebują usług bankowych.
– Idealnym rozwiązaniem jest otwarcie placówki partnerskiej. Ten model rozwoju jest także dużo tańszy i mniej czasochłonny niż otwieranie oddziałów. Koszt uruchomienia oddziału to około 200-300 tys. zł. Cała operacja trwa 3-4 miesiące. Tymczasem agencję jesteśmy w stanie otworzyć w ciągu półtora miesiąca, a jej najtańsza wersja to inwestycja rzędu 10 tys. zł – wyjaśnia Ryszard Kiewrel. Firma prowadząca placówkę otrzymuje część prowizji lub marży od sprzedanego produktu.
Okazuje się, że nie brak chętnych i systemy agencyjne w branży finansowej cieszą się dużą popularnością wśród potencjalnych kandydatów.
Michał Wiśniewski, dyrektor operacyjny firmy doradczej PROFIT system, twierdzi, że wynika to z trzech czynników: po pierwsze, banki dają wartościowe i dobrze rozpoznawalne marki, po drugie, taka działalność cieszy się wysokim prestiżem społecznym. Po trzecie wreszcie, placówka partnerska wymaga stosunkowo niedużej inwestycji.
Na prowadzenie takiego biznesu zdecydował się Jerzy Onyszczak, który ma dwie placówki partnerskie w Jeleniej Górze. Na początku musiał zainwestować 20 tys. zł, ale nie żałuje decyzji. Jego placówki należą do najbardziej dochodowych, choć nie chce zdradzić, ile zarabia.
– Największe dochody przynosi sprzedaż kredytów hipotecznych. Miesięcznie w jednym punkcie podpisujemy 15-20 umów – podkreśla.
Z punktu widzenia klienta banku nie ma żadnej różnicy, czy udaje się do placówki własnej czy partnerskiej. Bank bierze pełną odpowiedzialność za wszystkie umowy i operacje wykonywane w punktach partnerskich.