Jak szwajcarski bank wykiwał amerykańskiego fiskusa

Komisja śledcza amerykańskiego senatu opublikowała raport, w którym opisano jak bank Credit Suisse pomagał swoim zamożnym klientom w ucieczce przed podatkami. Bankowcy chwytali się metod rodem z filmów szpiegowskich, np. przekazując wyciągi z kont ukryte w czasopismach.


Szwajcaria od lat jest symbolem wysokich standardów tajemnicy bankowej. Tamtejsze banki zarządzają niemal jedną czwartą bogactwa znajdującego się w prywatnych rękach. Klienci z różnych stron świata oddają swoje pieniądze w zarządzanie szwajcarskim bankierom, licząc przy tym na dyskrecję i fachowość w pomnażaniu majątku.

Największe banki obsługujące klientów zamożnych znalazły się na celowniku amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości już kilka lat temu. Najpierw szczegółowe dochodzenie objęło bank UBS, któremu udowodniono pomoc amerykańskim obywatelom w unikaniu opodatkowania. Później przyszła kolej na Credit Suisse – drugiego z potentatów private banking.

Nasza dewiza: „nie pytamy o nic”


Główne zarzuty stawiane bankowi dotyczą bezprawnej działalności na terytorium USA, czynnej pomocy udzielanej klientom chcącym ukryć majątek przez IRS (amerykańską skarbówką) oraz nieskutecznej kontroli wewnętrznej.

W raporcie senackiej komisji znalazło się kilka wątków o sensacyjnym zabarwieniu. Credit Suisse posiadał placówkę, kryjącą się pod kodem „SIOA5”, która działała na lotnisku w Zurychu. Służyła ona przede wszystkim do obsługi klientów przylatujących z USA i w szczytowym momencie obsługiwała 10 tys. „podopiecznych”. Placówkę dla niepoznaki przypisano do regionu EMEA (obejmującego m.in. Europę), dlatego też dane o klientach były ukryte przed oczami amerykańskiego nadzoru.

Klienci, którzy osobiście wybrali się do Zurychu mogli założyć rachunek bez zbędnych formalności. Teoretycznie amerykański obywatel powinien wypełnić specjalny formularz przekazywany organom skarbowym w USA – wymagały tego też wewnętrzne regulacje Credit Suisse. W praktyce, jak wyraził się w umieszczonym w aktach zapisie rozmowy telefonicznej jeden z pracowników banku, „to sprawa klienta – czy to zrobi czy nie, nas to nie interesuje. Jeśli nie poda numeru ubezpieczenia społecznego, nie będzie mógł najwyżej kupować amerykańskich papierów”.

Biały pokój i winda bez guzików


Bankierzy zachęcali amerykańskich klientów do wizyty w Szwajcarii, gdzie wszelkie zlecenia załatwiano bez zbędnych papierowych śladów. W zeznaniach jednego ze skruszonych bogaczy znalazł się opis wizyty w placówce Credit Suisse.

Pracownik zaprowadził go do nieoznaczonej windy, która była kontrolowana z zewnątrz. Spotkanie z przedstawicielem banku odbyło się w nieopisanej, pomalowanej na biało salce konferencyjnej. Na koniec klient podpisywał zlecenie zniszczenia wszystkich dokumentów, które omawiano z bankiem. Za każdym razem też bankowiec proponował wypłatę części środków w gotówce, na miejscu.

Nieformalny private banking


Mimo braku odpowiedniej licencji bank pozyskiwał też klientów na amerykańskiej ziemi. Nowojorski oddział nie mógł świadczyć usług doradztwa ani przyjmować wkładów. Robił to jednak „pod stołem” instruując klientów, by nie kontaktowali się z bankiem inaczej niż przez kuriera. W szczególności nie wolno było wysyłać wiadomości e-mail i faksów z telefonów w USA.

W razie potrzeby dokumenty przekazywano osobiście. W aktach znajduje się opis sytuacji, w której bankier umówił się z klientem w hotelowym lobby, po czym przekazał mu wyciąg z konta ukryty pomiędzy stronami magazynu „Sports Illustrated”.

Do pozyskiwania nowych klientów służyły m.in. imprezy sponsorowane przez instytucję (np. turnieje golfowe), jak również „robocze wizyty” szwajcarskich bankierów. Bankowcy kłamali w dokumentach wizowych, wpisując jako cel wyjazdu turystykę, a w wewnętrznych dokumentach banku unikano szczegółowego raportowania wyników.

Jak wypłacić pieniądze? Przez firmę-wydmuszkę albo kartą przedpłaconą


Pracownicy Credit Suisse służyli pomocą przy ukrywaniu wpłat na szwajcarskie konta. Nowojorski oddział dysponował listą „ważnych telefonów”, na której znajdowały się kancelarie i firmy tworzące przedsiębiorstwa-wydmuszki w rajach podatkowych. Za firmami-krzakami mogli kryć się klienci – bank nie raportował, że amerykański obywatel jest faktycznym beneficjentem operacji. Klientom doradzano także rozbijanie transakcji na kwoty poniżej 10 tys. dolarów, aby nie uruchomić mechanizmów kontroli przepływu środków.

W wypłacaniu pieniędzy pomocna okazywała się stara, dobra gotówka przekazywana z rąk do rąk oraz karty przedpłacone. Wydawane na okaziciela „travel cash cards” były zasilane z rachunków na Starym Kontynencie.

Senacka komisja szacuje, że bank pomógł ukryć fundusze sięgające 10 mld dolarów. Można spodziewać się, że podobnie jak UBS, Credit Suisse przyzna się do części nadużyć, zwłaszcza, że zostały one potwierdzone w wewnętrznych dochodzeniach banku. Jak wskazano jednak w dokumencie, bankowcy zostali potraktowani dość łagodnie – spośród 1800 pracowników obsługujących rachunki amerykańskich klientów, ukarano 10 osób. Otrzymali oni nagany od działu kadr i obcięto im premie.

Pełny raport komisji senatu USA

Michał Kisiel