Johnson & Johnson nie pomógł

We wtorek na rynki amerykańskie nie trafiły żadne dane makro, więc gracze musieli zadowolić się informacjami ze spółek i o spółkach oraz tym, jak zachowują się inne rynki. A tam sytuacja zmieniała się bardzo szybko. 

Na rynku walutowym kurs EUR/USD pokonał opór z września i wyskoczył  na poziom niewidziany od roku (1,4874 USD), ale potem zaczął zawracać  (idąc za spadającymi indeksami) i zakończył dzień poniżej oporu. Tracący na wartości dolar podnosił ceny ropy, której pomagało też podniesienie przez OPEC prognozy popytu na 2010 rok. Opór jednak nie został jeszcze przełamany. Nowy rekord ustanowiła cena złota (w dolarach). Spadła jednak cena miedzi. Pracownicy koncernu Rio Tinto Group twierdzą, że nie rośnie popyt w USA i w Europie. Spadała rentowność obligacji (rosła cena), bo Donald Kohn wiceszef Fed powiedział, że mało prawdopodobne jest przejście od recesji do ożywienia, które przyjęłoby formę litery V.  

Już  to powinno ostrzegać rynki akcji, że indeksy zawędrowały za wysoko. Gracze jednak praktycznie tego nie zauważyli, albo niespecjalnie się tym (z początku?) przejęli. Bykom zaszkodził raport kwartalny Johnson & Johnson (spółka z sektora defensywnego – ochrona zdrowia). Był niejednoznaczny, bo zysk był nieco lepszy od oczekiwań (można dodać: oczywiście był lepszy). Pomogło firmie cięcie kosztów, a nie zwiększenie przychodów (były niższe od oczekiwań), a przecież kosztów nie da się ciąć w nieskończoność. Pomagało bykom to, że JP Morgan podniósł rekomendację dla wielu spółek sektora sprzedaży detalicznej, ale szkodziło sektorowi finansowemu obniżenie przez wpływową analityczkę Meredith Whitney rekomendacji dla Goldman Sachs.  

Po rozpoczęciu sesji indeks S&P 500 zanurkował. NASDAQ zachowywał się nieco lepiej niż szeroki rynek, bo czekano na wyniki Intela, a Cisco poinformował o przejęciu Starent Networks. Po godzinie optymiści zaczęli kupować mocniej akcje doprowadzając S&P 500 blisko poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Od tego momentu indeks znowu zaczął się osuwać, ale niedźwiedzie miały za mało siły. Udało się zakończyć sesję neutralnie, co w najmniejszym stopniu nie jest prognostykiem. Czekamy na silniejsze impulsy.  

GPW we wtorek rozpoczęła sesję niewielkim spadkiem, który potem szybko się pogłębił. Nie był duży – WIG20 tracił mniej niż jeden procent. Obroty były niewielkie. Gracze czekali na rozwój sytuacji. Po publikacji słabego indeksu instytutu ZEW spadek indeksu powiększył się. Wtedy to tracił już prawie 1,5 procent. Najmocniej ciążył na indeksie spadek ceny akcji KGHM (obicie od górnego ograniczenia kanału trendu bocznego – potem to się trochę zmieniło).  

Pod wpływem powracających na poprzednie poziomy indeksów europejskich również  u nas WIG20 zaczął koło południa odrabiać straty. Przed pobudką w USA byliśmy już na poziomie poprzedniej stabilizacji, ale reakcja rynków na raport kwartalny Johnson & Johnson znowu wprowadziła podaż do gry. Wydawało się, że zakończymy dzień 1,5 procentowym spadkiem indeksu, ale od czego mamy końcówkę sesji? Obserwowaliśmy kolejny cudo-fixing, który podniósł WIG20 o 25 pkt., dzięki czemu sesja zakończyła się kosmetycznym spadkiem. Oczywiście znowu nikt nie zwróci uwagi na manipulowanie rynkiem.  

Dzisiaj będziemy od rana reagowali na opublikowany po sesji w USA raport kwartalny Intela. To jednak nie jest coś, co musi doprowadzić do sygnalizowanego rano zakończenia. Dużo się jeszcze może wydarzyć. O zakończeniu sesji zadecyduje reakcja rynków globalnych na raport kwartalny JP Morgan Chase i dane o sprzedaży w USA.  
 
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi