Karłowaty rajd św. Mikołaja

Pomiędzy tymi wydarzeniami na indeksie WIG20 rozciągała się konsolidacja nieco powyżej bariery 1800 pkt, a ostateczny bilans minionego tygodnia to ledwie 1,7 proc. zwyżki tego wskaźnika. Obroty na największych spółkach już czwarty tydzień z rzędu nieznacznie przekraczają 4 mld zł, co średnio nawet nie daje miliarda na sesję.

Z dłuższej perspektywy dość ciekawie wygląda sytuacja na wskaźniku średnich spółek mWIG40. Już drugi miesiąc popada on w drgania zanikające wokół 1600 pkt, czyli mniej więcej na poziomie bardzo długiej konsolidacji z 2004-2005 r., poprzedzającej euforyczną hossę. Pięć wyraźnych fal wyprzedaży licząc od lata 2007 r. sprowadziło ten indeks o ok. 70 proc. poniżej jego ówczesnych księżycowych rekordów. Dużą rolę odgrywa tutaj odmieniany na wszystkie przypadki kryzys, a precyzyjniej, widoczne spowolnienie naszej gospodarki. W przypadku kilku spółek dzieła zniszczenia dokonały nieszczęsne opcje walutowe, które albo miały być narzędziem spekulacji dla tych spółek, albo okazały się wynikiem nieznajomości działania tych instrumentów. W każdym razie wygląda na to, że segment mniejszych spółek już w pełni zdyskontował zejście dynamiki PKB w okolice 2-2,5 proc. Jednak na obecnych poziomach już widać selektywną akumulację walorów. Niektóre spółki kwotowane są już za ułamek swej wartości księgowej, stąd nie dziwią pomysły skupów akcji celem umorzenia.

Grupujący małe spółki sWIG80 pozostaje ponad analogiczną konsolidacją sprzed 3-4 lat, jednak i on od szczytu stopniał o blisko 70 proc. Najlepsze efekty inwestycyjne w najbliższych miesiącach powinny dać zakupy spółek o stabilnej kondycji finansowej i notujących przyzwoitą dynamikę przychodów ze swej organicznej działalności.

Za granicą nadal dzieje się dużo, przy czym ton nastrojom i notowaniom nadają wieści z USA. Pośród obecnej recesji, imperium uchodzące za wzorzec wolności gospodarczej i wszelakich wygód społecznych (American dream) dość szybko zaczyna się staczać w objęcia socjalizmu. Prezydent-elekt ostatnio podbił stawkę programu sanacyjnego do biliona dolarów, czyli jedynki z łańcuszkiem dwunastu zer (na odpowiednio wysokim poziomie abstrakcji warto sobie samemu takie liczby napisać). Do pary z zerowymi stopami procentowymi, które zafunduje niedługo FED (w takich sytuacjach zawsze można na niego „liczyć”) oznacza to dodruk pustego pieniądza. Z dużym prawdopodobieństwem ostateczne koszty leczenia pacjenta będą dużo wyższe, niż gdyby nie rozmywano odpowiedzialności kasty najważniejszych i zdemoralizowanych bankierów i pozwolono upaść tym podmiotom, które na taki los ciężko „pracowały”, trwoniąc pieniądze w bezdennej studni spekulacji.

Nie można liczyć na nadejście nowego ładu, dopóki te same osoby do spółki ze skompromitowanymi instytucjami (reputacja agencji ratingowych słusznie sięga dna) mają wydatny wpływ na jego rzekome tworzenie. Bardzo wymowna jest tutaj sprawa gigantycznej piramidy stworzonej przez Bernarda Madoffa. Zapewne ocean wiadomości i komentarzy na ten temat dostępny będzie w poniedziałkowej prasie, natomiast tutaj nadmieńmy, że rachunek strat opiewa na 50 miliardów dolarów (piątka i łańcuszek dziesięciu zer).

Tymczasem już się pojawiają głosy analitycznych znachorów, że w najbliższym roku indeksy mocno poszybują w górę. Póki co tegoroczny rajd św. Mikołaja przybrał karłowatą formę przejażdżki drezyną. Sprawa powrotu znacznych wzrostów nie jest taka łatwa nie tylko przez pryzmat kryzysu kredytowego. Ewentualne bankructwo choćby jednego z zagrożonych koncernów samochodowych (Ford, Chrysler, General Motors) pociągnie za sobą kilkaset tysięcy zwolnień w skali całego łańcucha produkcyjnego i dystrybucyjnego, zatem konsumpcja generująca 2/3 amerykańskiego PKB dalej się pogrąży.

Rozpoczynający się tydzień będzie tym bardziej burzliwy, im mniej czasu pozostanie do jego końca. W piątek wygasają bowiem grudniowe serie kontraktów futures, forward i opcji, a w takich sytuacjach sprzeczne grupy interesów starają się nerwowo przeciągnąć linę na swoją stronę celem uzyskania korzystnego rozliczenia. Bariera 2000 pkt na indeksie WIG20, która jeszcze rok temu była niemal podwojona, teraz staje się marzeniem na koniec tego roku. Jeśli najnowsze wieści z amerykańskiego rynku nieruchomości w dalszym ciągu będą fatalne, to ten pułap pozostanie tylko marzeniem. Wcześniej jednak, już w poniedziałek po południu dowiemy się, ile też wynosi wynagrodzenie przeciętnego Polaka. Wynik będzie bliski 3300 zł brutto, co wywoła zapewne frustrację u zgoła 80 proc. rodaków zarabiających dużo poniżej tego odczytu. Ot, takie negatywne uroki zwykłej średniej.

Bartosz Stawiarski