Każde cofnięcie to wciąż zagrożenie

W środę amerykańscy gracze jeszcze przed sesją otrzymali sporo informacji. Z pełnego po brzegi kalendarium na pierwszy plan wysuwały się dane z rynku pracy i to mimo faktu, że coraz częściej pojawiają się głosy mówiące, że rynek pracy z opóźnieniem odczuje ewentualną poprawę.

Pierwszy raport Challengera o planowanych zwolnieniach pokazał niewielką poprawę, ale już raport firmy ADP prognozował spadek liczby zatrudnionych w Stanach o 532 tysiące. To zaledwie odrobinę więcej niż oczekiwane 525 tysięcy, ale jednocześnie zrewidowano w górę dane z poprzedniego miesiąca, co trudno interpretować dobrze. Wczorajsze dane nadal nie pokazują wyraźniej poprawy sytuacji na rynku pracy, a nawet na ich podstawie można wnioskować, że piątkowe oficjalne dane z Amerykańskiego Departamentu Pracy pokarzą wzrost stopy bezrobocia w USA do 25-letniego szczytu na 9,2 procent. Ostatnią informacją był wskaźnik ISM-usułgi opisujący rozwój niemal 70 proc. gospodarki amerykańskiej. Jego odczyt akurat nie był taki zły, bo zamiast prognozowanych 45 pkt. miał 44 pkt., ale i tak była to wartość poniżej 50, czyli sygnalizująca kurczenie się gospodarki. Dane jak widać nie były dobre, ale zdarzały się już wzrosty przy dużo gorszych informacjach. Sesja rozpoczęła się jednak spadkami, a w trakcie dnia przecena się pogłębiła do ponad 2 procent. Jak się okazało radość podaży była przedwczesna, bo w ostatniej chwili kupujący znacznie zmniejszyli rozmiary spadkowej korekty. Zamknięcie głównych indeksów na ok. 1 proc. minusie można śmiało zaklasyfikować do trzeciego z rzędu zwycięskiego dnia dla byków.

Dziś pod względem makro interesujące są jedynie posiedzenia ECB i Banku Anglii, choć to nie wysokość stóp procentowych jest najciekawsza (bo te się nie zmienią), ale komunikat po posiedzeniu. Gracze z chęcią otrzymaliby kolejny prezent w postaci skupu obligacji lub kolejnego dodruku pieniądza. Jeżeli taką informacje dostaną to wzrosty są gwarantowane. Bez niej też nie powinno być źle, ponieważ korekta ostatnich wzrostów już się dokonała i jeżeli popyt nie chce pozbawić się istotnego argumentu musi działać.

Spadkowo zakończyła się też środowa sesja na GPW. Przy totalnej ignorancji zachodnich parkietów WIG20 w dwóch szybkich zrywach wyszedł na nowe maksima poprawiając wczorajszy rekord o 1 pkt. Do magicznego poziomu 2000 pkt. zabrakło więc tylko 13 pkt.  Jednak zaraz po tym wyskoku pojawiła się podaż, która wspierana powiększającymi się spadkami na zachodzie nie odpuściła aż do końca dnia. Widać, że dwa dni imponujących wzrostów wyraźnie zmęczyły popyt, ale w żadnym wypadku nie zwiększyły chęci podaży do działania. Dopiero w końcówce dzień był dla byków dość nieprzyjemny. Wtedy WIG20 zszedł na minusy wyjątkowo dynamicznie i co prawda jeszcze nie oznacza zanegowania wtorkowego wybicia, ale stawia popyt w trudnej sytuacji, w której każde dalsze cofnięcie będzie już niebezpiecznie zbliżało rynek do strefy majowej konsolidacji. Do tego popyt w żadnym wypadku nie powinien dopuścić, jeżeli mamy mówić o dalszych zwyżkach.

Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse