Każde słowo ma znaczenie

Jeżeli ktoś sądził, że poniedziałkowa lub wtorkowa sesja były nudne to już w środę musiał swój pogląd zweryfikować, bo wczoraj WIG20 nie wyszedł poza zmienność wtorkowego handlu. Mimo dobrego otwarcia nie przełamał również bariery 2400 pkt., a obroty były jeszcze mniejsze  niż poprzednio.

Cały dzień rynek spędził w kilkupunktowej stabilizacji przy poziomie wtorkowego zamknięcia, co oznacza że żadne nowe impulsy się nie pojawiły i środa była dniem całkowicie bez znaczenia. Identyczny opis może dotyczyć pozostałych europejskich parkietów, bo tam również nie działo się nic ciekawego.

Sytuacji stagnacji nie zmieniły dane makro opisujące sytuację na amerykańskim rynku pracy. Raporty Challengera i ADP prognozujące piątkowy oficjalny kompleksowy rządowy raport o wielkości bezrobocia nie pokazały żadnego konkretnego kierunku, bo ilość planowanych zwolnień (Challenger) była mniejsza niż oczekiwano, a ilość ubytku nowych miejsc pracy w gospodarce (ADP) była gorsza od oczekiwań. Co prawda porównując wczorajszy wynik zmniejszenia się liczby pracowników o 169 tysięcy do styczniowego ubytku aż 700 tysięcy można mówić o kolosalnej poprawie, ale zdrowa amerykańska gospodarka powinna comiesięczne produkować 150 tysięcy nowych miejsc pracy. Widać, więc że sytuacja jest lepsza, ale na pewno nie na tyle dobra jak wszyscy bo sobie tego życzyli.

Amerykanie też nie bardzo wiedzieli wczoraj jaką drogę wybrać, więc pozostali w miejscu z którego startowali. S&P500 zyskał 0,38 punktu, czyli absolutnie się nie zmienił, ale wyznaczył nowy roczny szczyt intra-day na wysokości 1115 punktów. Dziś może okazać się to bardzo pomocne jeżeli publikowany indeks ISM-usługi utrzyma się powyżej wartości 50 pkt. rynek dostanie impuls do wzrostów. Wpływ tego wskaźnika może zostać jednak całkowicie zneutralizowany przez informacje płynące z ECB. Europejski Bank Centralny utrzyma dziś stopę procentową na najniższym historycznie poziome 1 proc., ale wystarczy parę słów Prezesa banku, że nie widzi on możliwości dalszego umacniania euro, bo szkodzi to gospodarce, a rynki na taką interwencję słowną zareagują osłabieniem euro i umocnieniem dolara. Dla giełd byłby to bardzo niedobry sygnał, bo po pierwsze przeceniałoby surowce (zapewne poza złotem) oraz ograniczałoby chęci do pompowania kolejnych pożyczonych dolarów w rynki. Bez dopalacza w postaci ultra-taniego pieniądza każdy kolejny wzrost będzie budowany na nadziejach a nie faktach.

Paweł Cymcyk

Źródło: AZ Finanse