KK Nordea Aspiracje – tania drożyzna

Karta kredytowa Nordea Aspiracje jest dla nas majstersztykiem. Marketingowym. Sprzedawana jest przez pracowników jako karta z najniższym oprocentowaniem, żeby tu zacytować oficjalny lead z komunikatu: „Tylko 12,5 proc. wynosi oprocentowanie karty kredytowej Nordea MasterCard Aspiracje po zakończonej 30 czerwca promocji. To najniższe, niepromocyjne oprocentowanie kredytu w karcie dostępne na rynku.”O tym, że nie jest to do końca prawda – już pisaliśmy. Bank stosuje bowiem obowiązkową opłatę za ubezpieczenie w wysokości 0,65 proc. zadłużenia w rachunku karty. Jednym słowem z tego ubezpieczenia nie można zrezygnować. W zamian za to klient dostaje pakiet, który obejmuje następujące ryzyka:

– utratę karty,

– trwałą i czasową niezdolność do pracy,

– utratę pracy,

– NNW o sumie ubezpieczenia do 100 000 zł (MasterCard Standard) do 200 000 (MasterCard Gold),

– niewłaściwe użycia karty (np. użycie karty przez osobę nieuprawnioną).

Gdyby nie było to przymusowe – nie ma problemu. Tyle, że jeśli się zadłużymy, kredyt nie będzie kosztował nas 12,5 proc. + (0,65 proc. x 12), czyli 20,3 proc. Dużo, wręcz bardzo dużo – zwłaszcza, że bank usiłuje nam wmówić zupełnie coś innego.

Ale to nie jedyna niespodzianka kryjąca się w tej karcie! Otóż te 0,65 procenta zadłużenia naliczane jest nawet wówczas, kiedy co do grosza spłacamy kartę w wyznaczonym przez bank terminie!!! Jednym słowem za możliwość kredytowania się do 54 dni, klienci Nordea Bank Polska ponoszą na rzecz banku opłatę w wysokości 7,8 proc. w skali roku. Oczywiście oprócz normalnego w tym przypadku interchange! (HSBC oddaje w takim przypadku klientom 0,5% transakcji bezgotówkowych…) Karta jest zatem chyba jednym z nielicznych produktów na rynku, która jest swoistą hybrydą karty kredytowej z kartą charge. Z jednej strony mamy możliwość spłaty jedynie kwoty minimalnej, z drugiej tak czy inaczej za wykorzystane pieniądze banku musimy zapłacić. Problem w tym, że zdecydowana większość banków zrezygnowała dawno z pobierania prowizji przy płatności kartami obciążeniowymi. Przy kartach kredytowych – jeśli już – mamy tylko stałą miesięczną opłatę w Getin Banku – tyle, że ten wydaje kartę bezpłatnie (GE Money Bank w drugim roku stosuje i obowiązkową opłatę miesięczną i roczną za wznowienie karty, no ale to bardziej ryzykowny segment), a Nordea Bank za tę wątpliwą finansowo przyjemność inkasuje 60 zł. Jednym słowem dla klientów zaciągających kredyt – średniak rynkowy, a ze względu na opłaty dla klientów, którzy zawsze w terminie spłacają kartę kredytową – jedna z najgorszych propozycji na rynku. Jedyną zaletą jest to, że bank obniża o 0,1 p.p. marżę przy kredytach hipotecznych – karta może na szczęście leżeć w szufladzie.

Zupełnie inną kwestią jest styl komunikowania. To, że się media dają nabrać na to, że najniżej lub jedna z najniżej oprocentowanych kart na rynku to jedno (sami też się złapaliśmy…). Ale zupełnie inną sprawą jest to, że o tej ważnej informacji, nie są przy sprzedaży informowani klienci (i nie można tutaj podnosić argumentu o umowie i TOiP). Dzieje się tak zarówno w placówce, jak i na infolinii. A pytanie zadaliśmy konkretne – prosiliśmy o wszystkie koszty związane z używaniem i posiadaniem karty. Dopiero potem, drążąc temat ubezpieczeń można się dowiedzieć, że ubezpieczenie to nie „możliwość” (jak by bank chciał), a „obowiązek”. O przykrych skutkach ubezpieczenia dla osób spłacających całość zadłużenia na koniec okresu bezodsetkowego nie wiedzieliśmy do dzisiaj. Dlaczego? Bo tak komunikuje to bank. Warto zresztą spojrzeć na informacje na stronie internetowej. Eksponuje się 12,5 procent, ale o kosztach ubezpieczenia, oraz o tym, że nie można z niego zrezygnować – całkowita CISZA!

No cóż – trochę się zawiedliśmy – zwłaszcza, że Nordea Bank ma bardzo dużo świetnych cenowo produktów – począwszy od konta osobistego, a na linii hipotecznej skończywszy. W takiej jednak sytuacji jak ta, zapala się ostrzegawcze światełko, żeby jednak do takich deklaracji ostrożnie podchodzić, bo być może nie wiemy o opłatach, które wychodzą w trakcie obsługi tych produktów.

Z punktu widzenia banku, wprowadzenie takiej obowiązkowej opłaty jest zrozumiałe. Mała baza klientów sprawia, że bank wydaje ograniczoną liczbę kart. Dodając do tego, że tylko część z nich na stałe zaciąga kredyt na karcie, jest to dodatkowy przychód banku, a co za tym idzie – wyjątkowo dochodowy produkt. Jednak sprzedawanie przez Nordea Bank Polska tej karty kredytowej, jako niebywałej okazji, podczas gdy jest to jeden z droższych produktów na rynku, całkowicie nas w tym momencie zaskoczył. Gdyby chodziło o któregoś ze specjalistów z rynku consumer finance… To nawet Provident, na którym tak się psy wiesza, jasno na swojej stronie wylicza ile będzie kosztował kredyt. Nordea zaś informuje, że: „Jeżeli spłacisz całość zadłużenia wcześniej niż za 54 dni, nie naliczymy Ci odsetek. Po spłaceniu kwoty zadłużenia nastąpi automatyczne odnowienie przyznanego limitu.” W sumie tak. Tyle, że ta przyjemność będzie nas kosztowała blisko 8 proc. rocznie, podczas gdy praktycznie wszędzie indziej jest to opcja bezpłatna, wpisana w ideę karty kredytowej. Jednym słowem w tym miejscu przepraszamy ING BSK, że stwierdzaliśmy, że chwytają się tanich chwytów, pobierając od klienta za automatyczną spłatę z konta 5 zł miesięcznie. To pestka w porównaniu z tym jak to wymyśliła sobie Nordea. A że robi to raczej świadomie, świadczy opis karty Platinum, gdzie ubezpieczenie jest w pakiecie bezpłatne. Tyle, że oprocentowanie tej karty wynosi… 17 procent.

P.S. W banku poinformowano nas, że pracownicy mają informować o dodatkowych opłatach i odpowiedni zapis pojawi się również na stronie banku. Trzymamy za słowo. W każdym razie jak się samemu nie potestuje tych wszystkich produktów…