Dziennik opisuje pułapkę w którą wpadają klienci, którzy odstępują od umowy kupna towaru kredytowanego przez bank. Chodzi o sytuację, w której klient kupuje np. telewizor na raty, kredytowany przez bank. Klient ma ustawowe prawo do zrezygnowania z zakupów w ciągu 10 dni. Jeżeli z niego skorzysta a w tym czasie bank przeleje pieniądze sprzedawcy, to bank żąda ich zwrotu nie od sprzedawcy, ale od klienta. Tymczasem ten ostatni nie ma ani towaru – bo zwrócił go na skutek odstąpienia od umowy, ani pieniędzy – bo dostał je przecież sprzedawca.
Aleksandra Kwiatkowska z GE Money Bank wyjaśnia, że jeśli sprzedawca zgadza się przyjąć zakupiony towar z powrotem od klienta i przesłać do banku wypłacone na podstawie umowy kredytu pieniądze, to nie ma problemu. Trudność pojawia się wówczas, jeśli sprawa rozwiązania umowy kupna-sprzedaży między klientem a sprzedawcą jest sporna.
Dziennik pisze, że problem sprowadza się więc do tego, czy rezygnacja przez klienta z zakupów na raty powoduje, że przestaje obowiązywać wyłącznie umowa kredytu, czy również umowa sprzedaży. Oczywiste jest, że sprzedawcy nie są zainteresowani tym, aby wraz z wygaśnięciem umowy kredytu, wygasała umowa sprzedaży.
Dochodzenie przez banki zwrotu pieniędzy od klientów, którzy zrezygnowali z zakupów na raty, to efekt źle napisanej ustawy o kredycie konsumenckim.
Więcej na temat w dzisiejszym wydaniu Gazety Prawnej.