Kolejny dzień z pustym kalendarium

Dane makro też pomagały bykom. Okazało się, że w październiku na rynku wtórnym podpisano o 0,7 procent mniej umów kupna domów, a oczekiwano, że będzie mniej o 2,3 procent. Ten raport jest co prawda bardzo mało wiarogodny (w ciągu miesiąca można się wycofać, a poza tym nie mówi nic o cenach), ale oczywiste jest, że obóz byków starał się go wykorzystać.

Indeksy giełdowe od początku sesji dynamicznie rosły. Szczególnie mocny był NASDAQ (mimo tych wszystkich ostrzeżeń ze spółek). Jednak po dwugodzinnym wzroście indeksy wpierw zaczęły się osuwać, a potem zanurkowały. Traciły między innymi spółki sektora surowcowego i producenci aut (zbliża się rozwiązanie, ale rynek chwilowo przestał to dyskontować). Na 1,5 godziny przed końcem sesji indeks S&P 500 tracił już 2,5 procent. Potem rozgorzała wzięta walka, a indeksy wędrowały szybko raz w jednym, raz w drugim kierunku. Skończyło się na wygranej niedźwiedzi. Indeks S&P 500 spadł o 2,3 procent, czyli umiarkowanie (jak na obecne czasy). To była tylko oczekiwana korekta, a nie zmiana trendu.

W nocy Azja się amerykańskim spadkiem w ogóle nie przejęła. Wystarczył pretekst w postaci osiągnięcia zgody między Demokratami, a Białym Domem w sprawie szybkiej i wstępnej pomocy producentom aut (15 mld USD), żeby ceny surowców i indeksy w Azji gwałtownie ruszyły do góry. Dzisiaj Izba Reprezentantów Kongresu podejmie decyzję w tej sprawie. Potem zajmie się nią Senat. Mówię o pretekście, a nie o prawdziwym powodzie, bo przecież każdy logicznie myślący człowiek wiedział, że GM i Chrysler dostaną to krótkoterminowe wspomaganie (Ford ponoć może poczekać). Rynki jednak czasem dyskontują po kilka razy tę samą sprawę, taka ich uroda.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję od małego spadku indeksów, ale potem bardzo „bycza” (nieoczekiwanie „bycza”) postawa innych rynków europejskich zaczęła podnosić indeksy. Nadal liderami były Pekao i PKO BP oraz KGHM (mimo, że miedź taniała o 6 procent po poniedziałkowym wzroście o 10 procent). Jedynym problemem był niewielki obrót. Zupełnie niepotrzebnie całkiem dobrą sesję „popsuł” fixing podnosząc WIG20 o 20 punktów. Kolejne cudowne zakończenie sesji, ale oczywiście nikt już o to kopii nie kruszy. Wzrost o prawie dwa procent wygląda jednak lepiej niż o jeden procent i o to chyba tylko chodziło.

Indeks WIG i WIG20 przełamał górny bok trójkąta rysowanego od października tego roku, co teoretycznie jest sygnałem kupna. Ja jednak powtórnie ostrzegam: na WIG20 najważniejszy jest poziom 1.900 pkt. Dopiero jego pokonanie kreowałoby podwójne dno z zakresem wzrostu przynajmniej do 2.250 pkt. Alternatywą jest odbicie się od poziomu 1.900 pkt. i wejście w trend boczny. Indeks ma już tylko 50 punktów do tego magicznego poziomu (2,7 procent).

Piotr Kuczyński
Główny Analityk