Komisja Nadzoru Finansowego, choć jeszcze nie powstała, już stała się ciałem wzbudzającym w świecie finansistów ogromne kontrowersje i tysiące pytań. Na przykład: kto, jeśli nie NBP, zapłaci za instytucję nadzorującą rynek finansowy i ubezpieczeniowy w Polsce? Szefowie działających w Polsce banków wskazują swoich klientów. Parlamentarzyści grożą palcem i głośno namawiają do nieznacznego ograniczenia bankowych zysków – jednych z większych w Europie. To stąd mają pochodzić składki na nadzór finansowy.
Jednak to nie 150 mln rocznej opłaty na działanie Komisji Nadzoru Finansowego jest bolączką środowiska finansistów nad Wisłą. Denerwują się, że powstaje nadzór, o którym nie będą decydować. Oraz, że powołanie jej spowoduje chaos na rynku i nieporozumienia związane z niejasnymi kompetencjami komisji. Reformę systemu nadzoru nad rynkami w Polsce skrytykowali już niemal wszyscy uczestnicy rynku. Złe cenzurki dla pomysłu obecnego parlamentu wystawiły również Narodowy Bank Polski, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i Europejski Bank Centralny.
Ustawa powołująca jednolity nadzór nad finansami w Polsce czeka na podpis prezydenta RP. Ministerstwo Finansów jest dobrej myśli – nadzór będzie sprawny, a rynki finansowe w Europie zareagują pozytywnie na tę najważniejszą od dekady zmianę w świecie polskich finansów.
Spojrzenie z zewnątrz
Przeciwnicy przegłosowanego przez parlament rozwiązania argumentowali swoje niezadowolenie tym, że prace nad jedną z najważniejszych dla polskiej gospodarki ustawą odbywały się zbyt szybko i chaotycznie, oraz że uwzględniono zbyt mało propozycji innych, niż projekt rządowy. Wskazywali również, że we wszystkich krajach, w których w ostatnich latach konsolidowały się nadzory nad rynkami finansowymi, konsolidacja odbywała się wokół nadzoru bankowego, nie były zaś tworzone niemal od podstaw. Wskazywali także na negatywne opinie ogólnoświatowych i europejskich instytucji finansowych. Europejski Bank Centralny zalecił polskiemu rządowi ostrożność w modyfikowaniu prawa regulującego rynek finansowy, zwracając uwagę na pozytywne oceny obecnego polskiego nadzoru finansowego. Zmiany – zdaniem szefów EBC – mogą zakłócić współpracę KNF i NBP, co jest niebezpieczne w przededniu wejścia Polski do strefy euro. EBC podkreśla również potrzebę niezależności nadzoru bankowego zgodnie z międzynarodowymi standardami. Niezależność – zdaniem EBC – nie będzie zachowana, jeżeli większość składu Komisji Nadzoru Finansowego będzie w istocie reprezentacją rządu i nie ma gwarancji doświadczenia i niezależności członków KNF, którzy dodatkowo będą mogli być odwoływani w każdej chwili.
Zgodnie z czekającą na podpis prezydenta RP ustawą, przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego będzie powoływał premier. W komisji, liczącej siedem osób, premier będzie również powoływał dwóch zastępców przewodniczącego. Będą tam także zasiadać przedstawiciel ministra finansów, przedstawiciel ministra „właściwego do spraw zabezpieczenia społecznego”, przedstawiciel prezydenta oraz prezes lub wiceprezes Narodowego Banku Polskiego.
Część opozycyjnych parlamentarzystów zapowiedziała zaskarżenie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Ministerstwo Finansów analizuje także, czy zakres nadzoru nie powinien zostać rozszerzony na coraz silniejsze nad Wisłą Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe.
Skąd uwagi?
Ministerstwo Finansów nie wie, skąd wzięła się krytyka EBC. Wszak – jak nam wytłumaczyła Dominika Tuzinek-Szynkowska, rzecznik prasowy ministra finansów po kilkugodzinnych ustaleniach pracowników ministerstwa, jak wyglądały prace nad projektem ustawy – wszystkie uwagi Europejskiego Banku Centralnego były brane pod uwagę już na etapie kształtowania się nowego prawa.
– Dlatego nie mamy żadnych obaw jeśli chodzi o reakcję Unii Europejskiej – mówi. – Nie spodziewamy się także negatywnej reakcji rynków finansowych.
Komisja Nadzoru Finansowego rozpocznie pracę w 2008 r. Wtedy również stracą ważność wizytówki szefa Komisji Nadzoru Bankowego (obecnie prezesa NBP). Szefowie Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych oraz Komisji Papierów Wartościowych i Giełd przestaną pracować rok wcześniej.
Projekt ustawy został przyjęty przez Radę Ministrów pod koniec marca br. Rząd tłumaczył chęć połączenia instytucji nadzorczych faktem, że podobna tendencja ma zdecydowanie światowy charakter, ze względu na coraz większe powiązanie działalności różnych instytucji rynku finansowego oraz zależności kapitałowe między tymi instytucjami.
Artur Zawisza, poseł Prawa i Sprawiedliwości, przewodniczący bankowej komisji śledczej oraz współautor projektu ustawy powołującej jednolity nadzór finansowy wyjaśnia to krótko: – Argumentacja konieczności zjednoczenia nadzoru nad wszystkimi fragmentami rynku finansowego w Polsce jest dwojaka – mówi. – Po pierwsze, wynika to z analizy rynku. Fundusze emerytalne są coraz częściej właścicielami spółek giełdowych, banki współpracują ściśle z firmami ubezpieczeniowymi. Rynek jest spójny i trzeba do niego w taki właśnie, spójny sposób podchodzić. Z punktu widzenia instytucji publicznych taka forma nadzoru jest również znacznie lepsza niż obecna. Nadzór będzie miał kompleksową informację o rynku i będzie działał w sposób stabilny. Spotkałem się z argumentacją, że obecna forma nadzoru działa dobrze i jej reforma nie jest konieczna. Zapewniam jednak, że jednolity nadzór finansowy może działać jeszcze lepiej. A to tylko pomoże finansistom w Polsce.
Pierwotny projekt zakładał, że nadzór bankowy zostanie włączony do KNF od 2007 r., jednak w trakcie sejmowych prac przesunięto ten termin o rok. To nie znaczy, że prezes Narodowego Banku Polskiego będzie miał tak samo dużo do powiedzenia, jak obecnie. Mimo późniejszego włączenia do KNF nadzoru bankowego, przewodniczący finansowej superkomisji przejmie większość jego kompetencji.
Ten niezbyt jasny, zdaniem bankowców, podział kompetencji może być powodem wielu nieporozumień. Związek Banków Polskich uważa, że powołanie jednolitego nadzoru finansowego powinno być przygotowane bardziej starannie. Bankowcy uważają, że można było wypracować lepsze rozwiązanie, zaś to, które powstało jest „nie najwyższej próby”. Stało się tak przede wszystkim z powodu braku czasu, pośpiechu.
Nadzór według ZBP
Jak więc powinien wyglądać nadzór finansowy w Polsce? Według ZBP przede wszystkim nie można obejmować jednolitym nadzorem wszystkich instytucji rynku finansowego w Polsce. Pośrednicy, którzy funkcjonują na innych zasadach niż banki, powinni być nadzorowani w inny sposób. Poza tym nadzór powinien być przygotowany tak, aby tworzyć całość z rynkiem, żeby między instytucjami za ten rynek odpowiedzialnymi był swobodny przepływ informacji niezbędnych do nadzorowania rynku – chodzi tu przede wszystkim o Narodowy Bank Polski, Ministerstwo Finansów i Bankowy Fundusz Gwarancyjny.
To nie jedyny, zdaniem szefów banków działających w Polsce, problem ustawy. Uważają, że poważny system jednolitego nadzoru powinien powstawać na drodze ewolucyjnej. Niezależnie od prawa, które go powołuje konieczne było również przygotowanie odpowiednich przepisów wykonawczych. – Obawiamy się, że będzie bardzo dużo konfliktów, niewyjaśnione sytuacje. W tak szybko przygotowanym projekcie nowego prawa zabrakło jasnych i precyzyjnych regulacji, co może doprowadzić do wielu całkiem poważnych nieporozumień – wyjaśniają.
Koszty funkcjonowania systemu nadzoru, choć w makroskali nie są duże, też są bolączką polskich bankowców. Przede wszystkim dlatego, że podmioty kontrolowane (czyli banki i instytucje finansowe) nie będą miały możliwości opiniowania zasad działania nadzoru. To spowoduje zerwanie relacji między nadzorem finansowym a instytucjami działającymi na rynku. Zdaniem ZBP, współpraca na takich zasadach nie sprawdzi się w dłuższej perspektywie i w praktyce okaże się, że takie opinie rynku będą dla działań nadzoru niezbędne.
– Ależ uczestnicy rynków finansowych będą mogli opiniować sposób funkcjonowania nadzoru – odpowiada Artur Zawisza. – Tylko że nie będą robić tego na zewnątrz. Przedstawiciele będą brali udział w zamkniętych posiedzeniach Komisji Nadzoru Finansowego. Nie będą natomiast mieli wpływu na zasady funkcjonowania komisji, ale uważam, że to akurat jest doskonałe wyjście. Trudno, żeby nadzorowany decydował o tym, w jaki sposób działa instytucja nadzorująca.
Typy finansistów
Choć do powołania komisji zostało jeszcze kilka miesięcy (najpierw powstanie komisja, która zajmie się rynkiem finansowym z wyłączeniem banków), już dziś wiadomo, kto w niej zasiądzie.
Rynek mówi o trzech kandydaturach na fotel przewodniczącego. Miałby nim zostać Andrzej Diakonow, poseł PiS poprzedniej kadencji, Tomasz Simkiewicz, prawnik i ekonomista PiS z Częstochowy lub Cezary Mech, doradca do spraw gospodarczych Prawa i Sprawiedliwości, współautor programu gospodarczego PiS oraz były wiceminister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.
Najsilniejsze typy to Mech i Diakonow – zdradza Artur Zawisza. – O kandydaturze Tomasza Simkiewicza nie słyszałem zbyt dużo. Chyba wyłącznie od dziennikarzy. Jestem niemal pewny, że szefem pierwszego składu Komisji Nadzoru Finansowego zostanie Cezary Mech. On pracował nad tą ustawą, zajmował się finansami. Jego powołanie jest chyba wyłącznie kwestią czasu.
Cezary Mech – niemal pewny kandydat na fotel najważniejszego finansisty w kraju. Jest absolwentem studiów ekonomicznych w Szkole Głównej Handlowej oraz studiów doktoranckich na IESE w Barcelonie. Pracował m.in. w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. W latach 90. był działaczem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. W latach 1998-2002 pełnił funkcję prezesa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Od 2003 r. kierował Biurem Polityki Finansowej w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy. W 2005 r. został powołany na stanowisko podsekretarza stanu i wiceministra w Ministerstwie Finansów. Obecnie jest zastępcą szefa Kancelarii Sejmu RP.