Koniec wakacji i marazmu na rynku akcji

Na rynek akcji powinno niebawem przyjść ożywienie. Nie tylko pod względem obrotów, ale również określenia kierunku, w którym będziemy się poruszać przynajmniej do końca roku. Okres wakacyjny nie sprzyja gwałtownym zmianom w sytuacji na parkiecie, z tego samego powodu dla którego ulice dużych miast częściowo opustoszały. Jednak już za tydzień inwestorzy powrócą z urlopów i przystąpią do nadrabiania zaległości z letnich miesięcy.

Tymczasem sytuacja na warszawskiej giełdzie wydaje się bardzo ciekawa. Znajdujemy się na poziomach hossy przełomu 2005 i 2006 r. oraz bessy z połowy 2008 r. Od początku bieżącego roku można mówić o trendzie bocznym na głównych polskich indeksach – stosunkowo rzadkiej sytuacji, w której ceny poruszają się w przedziale wahań bez jasno określonego kierunku.

Z punktu widzenia funkcji giełdy jako narzędzia do wyceny przedsiębiorstw jest to dobra okazja, aby rynek w spokojnej atmosferze doszedł do konsensusu co do wartości wielu notowanych walorów. I tak rzeczywiście jest. Większość firm wyceniana jest w tej chwili na poziomach „wartości godziwej”, mało jest okazji inwestycyjnych, ale równie mało spekulacyjnych baniek.

Jednak większość inwestorów (a zwłaszcza spekulantów) nie patrzy na giełdę tak jak jej zarząd i makroekonomiści. Dla nich jest to w założeniu „maszynka do zarabiania pieniędzy”, a trend boczny temu nie sprzyja. Dlatego zarówno na rynku amerykańskim, skąd płyną do nas najistotniejsze impulsy wyznaczające trend, tak i na rynku polskim może narastać zniecierpliwienie, które pchnie rynek w określonym kierunku już jesienią.

Czeka nas powrót do długoterminowego trendu spadkowego – taka konkluzja wynikłą z ankiety wśród analityków rynku giełdowego, którą przeprowadziliśmy na początku sierpnia. To co w niej zaskakujące to niespotykana nigdy wcześniej zgodność wśród kilkunastu przepytanych przez nas ekspertów. Przytłaczająca większość z nich spodziewa się powakacyjnego spadku cen na parkietach.

Główną przyczyną powrotu bessy mają być problemy budżetowe południowych krajów europejskich oraz niewystarczająco dynamiczne odbicie koniunktury w Stanach. O ile sztucznie wykreowana koniunktura w USA może być sztucznie podtrzymywana przez kolejny rządowy pakiet stymulacyjny, który przedłuży agonię zadłużonego do granic systemu, o tyle sytuacja w Europie jest poważniejsza.

Wystarczy jedna nieudana aukcja obligacji, aby któraś z europejskich gospodarek ponownie znalazła się „na tapecie” mediów, co zgodnie z mechanizmem kuli śniegowej, uruchomi lawinę wycofywania kapitału z zagrożonego regionu. W takiej sytuacji pomóc może kolejna interwencja sąsiadów, ale pytanie jak długo można rolować w ten sposób dług pozostaje otwarte.

Źródło: PR News