Do sklepu monopolowego w popularnej nadmorskiej miejscowości wypoczynkowej wchodzi młody mężczyzna w wieku 35 lat. Ekspedientka wydała towar, mężczyzna zapłacił i… pomachał jej przed oczami jakąś plakietką. Na pytanie, o co chodzi, otrzymała spokojną i przerażającą odpowiedź „nie wydała mi Pani paragonu i nie zarejestrowała sprzedaży. Jestem ze skarbówki”.
Ta historia się nie wydarzyła, jednak jest prawdopodobna. 22 czerwca, całkiem przypadkowo w 70 rocznicę agresji III Rzeszy na ZSRR, inspektorzy skarbowi w całej Polsce ruszyli na akcję „Weź paragon”. Jej celem była mobilizacja drobnych przedsiębiorców, sklepikarzy i restauratorów do wydawania paragonów swoim klientom. Każdy przyłapany na łamaniu prawa musi liczyć się z surową karą finansową.
Mandat za niewydanie paragonu może wynieść od 138 do 2772 zł. Jeżeli odmówimy jego przyjęcia, grozi nam rozprawa, na której możemy zostać ukarani grzywną w wysokości do 180 stawek dziennych, gdzie 1 stawka dzienna nie może być niższa niż 1/30 pensji minimalnej (art. 48 KKS) mandat za niezarejestrowanie transakcji na kasie fiskalnej zwykle wynosi powyżej 500 zł. Samo niezarejestrowanie transakcji jest o wiele gorszym wykroczeniem niż niewydanie paragonu. Przede wszystkim dlatego, że wówczas kontroler może założyć, że tego typu praktyka jest nagminna i napisać wniosek o wszczęcie postępowania kontrolnego.
Dlaczego sprzedawca musi wydawać paragon?
Paragon to dowód sprzedaży, ale nie tylko. Posiadając potwierdzenie zakupu, klient w razie stwierdzenia wady towaru, której nie zauważył w trakcie sprzedaży, może zgłosić reklamację. Naturalnie, jeśli chodzi o zakup 3 bułek w sklepie, szansa na to, że kupujący będzie niezadowolony, jest bardzo mała. Inaczej sprawa wygląda w przypadku zakupu rzeczy droższych, np. butów, odzieży czy elektroniki. Klient, nie biorąc paragonu na tego typu produkty, najzwyczajniej w świecie sam rezygnuje lub poważnie ogranicza swoje prawo do reklamacji lub zwrotu towaru.
Ministerstwo Finansów przekonuje, że celem samej akcji jest przede wszystkim edukacja. Dlatego też promuje hasło „nie bądź jeleń, weź paragon”. Rzecz sprowadza się do prostego porównania, że klient, który świadomie rezygnuje ze swoich praw konsumenckich, po prostu staje się jeleniem, czyli osobą nierozgarniętą, nieuświadomioną o tym, co się wokół niej dzieje. Akcję wsparł szereg instytucji i przedsiębiorstw, a ostatnio do grona popierających dołączyło nawet Business Centre Club.
Konsumenci to stado jeleni
Ogólnie MF przekonuje, że akcja ma charakter prokliencki i ma na celu ochronę ich praw. Jednak istnieje poważna różnica między zakupem bułek, a sprzętu elektronicznego w sklepie. Większość obywateli zdaje sobie sprawę, że drogi produkt może być wadliwy, więc większość z nich paragon weźmie. W przypadku wspomnianych bułek sens brania dowodu sprzedaży „podciągnięto” pod kontrolę finansów osobistych – mając dowód zakupów, można porównywać ceny i sprawdzać wydatki. Oczywiście jest to prawda, ale czy aby na pewno taki był rzeczywisty cel pomysłodawców letniej edycji kontroli skarbowych?
Diabeł tkwi w szczegółach
Państwo oczywiście jest zainteresowane tym, by prawa konsumentów były chronione. Jednak w przypadku kontroli skarbowych pod kątem wydawania paragonów, w rzeczywistości chodzi o sprawdzenie, czy i w jakim stopniu zagrożone są finanse publiczne? Naturalnie budżet kraju nie ucierpi, jeżeli klient nie dostanie paragonu – stanie się to dopiero wtedy, gdy sprzedawca nie zarejestruje sprzedaży w kasie fiskalnej. Wówczas spadają dochody z tytułu VAT, a nieewidencjonowane przychody pomniejszają podstawę do opodatkowania podatkiem dochodowym.
Mandat za niezarejestrowanie sprzedaży bułek i mleka może wynieść 500 zł. Kara musi być dotkliwa, by sprzedawcy wiedzieli, że im się to nie opłaca. Jednak z danych GUS wynika, że działanie z pominięciem fiskusa w Polsce ma się dobrze. Szara strefa kwitnie – jej wartość w 2010 roku wynosiła 185 mld zł, co stanowiło 13 proc. PKB. Straty z tytułu niezarejestrowania sprzedaży stanowią tylko ułamek tej kwoty, ale nawet kilka procent równa się kilka miliardów złotych. A przecież fundusz płac dla administracji publicznej to ponad 20 mld złotych.
Dodatkowo niewydawanie paragonu to działalność szkodliwa dla uczciwej i legalnej konkurencji. Nieuczciwy sklepikarz może trochę obniżyć ceny, a jeśli jeszcze zatrudnia ekspedientkę na czarno, to już w ogóle ma wielkie szanse stać się liderem na lokalnym skromnym osiedlowym rynku. To samo działanie dotyczy firm świadczących usługi bez rachunku, które dzięki temu mają bardziej atrakcyjny cennik. Na nieuczciwej działalności tracą szczególnie większe i jednocześnie uczciwe przedsiębiorstwa. One są bardziej narażone na kontrolę, stąd rzadziej ryzykują ucieczkę do szarej strefy. Być może dlatego, że nie mają innego wyjścia, poparły akcję „weź paragon” – tylko po to, by wyrównać szanse na rynku. A klient jak był jeleniem, tak już został – szanse na tańsze zakupy spadają.
Źródło: Bankier.pl