62% Polaków ma oszczędności, które pozwolą im funkcjonować po utracie pracy na skutek koronawirusa. 39% deklaruje, że wystarczą one na przeżycie 3 miesięcy. Jedna piąta z nas przetrwa najwyżej pół roku. Wielkość poduszki finansowej różni się w zależności od płci, wieku i… formy zatrudnienia – to najważniejsze wnioski, jakie płyną z badania IMAS International przeprowadzonego pod koniec marca na zlecenie Krajowego Rejestru Długów.
Upadłości firm nie są problemem przedsiębiorców, ale nas wszystkich. Takie wnioski można wysnuć z ostatniego sondażu KRD. Wynika z niego, że kłopoty pracodawców prędzej czy później dotkną samych pracowników.
Mikrofirmy w zawieszeniu
78% pracowników mikro- i małych firm dostaje sygnały od swoich szefów, że mogą być problemy z utrzymaniem miejsc pracy. Co dziesiąty pracownik w mikrofirmie przeczuwa, że redukcja zatrudnienia może objąć do 100% załogi. Takie sygnały rzadziej dostają osoby zatrudnione w dużych i średnich firmach. Uważają też one, że jeśli będzie redukcja etatów, to zwolniona zostanie maksymalnie jedna czwarta zespołu. Zdaniem ekspertów, poczucie bezpieczeństwa u poszczególnych pracowników jest ściśle związane ze stabilną sytuacją firmy na rynku.
– Firmy o ustabilizowanej pozycji na rynku, które mają za sobą długie i drogie procesy rekrutacyjne, są świadome tego, że w obliczu chwilowych problemów nie można pozbywać się dobrych pracowników. Zwolnienie pracownika też jest kosztem, co się tyczy chociażby wysokich odpraw. A znalezienie szybko odpowiednich osób, gdy już epidemia się skończy, może być trudniejsze i droższe niż się wydaje. Stąd wolą przetrzymać chudsze miesiące, niż podejmować pochopne decyzje. Gorzej wygląda to w mikro i małych firmach, które często żyją od zlecenia do zlecenia i nie mają wystarczających oszczędności, by pozwolić sobie na przestój, utrzymując wszystkie miejsca pracy – komentuje Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy.
Jak wynika z danych CEIDG, w marcu 48 tysięcy JDG-ów złożyło wnioski o zawieszenie działalności. Eksperci szacują, że do końca roku może z tego powodu przybyć milion bezrobotnych. Jednak według Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w branżach najbardziej narażonych na ekonomiczne konsekwencje epidemii pracuje 4,2 mln osób. Zagrożonych bezrobociem może być więc więcej, niż pierwotnie zakładano. Pytanie, jak długo takie osoby mogą przetrwać bez stałych dochodów. To też sprawdził Krajowy Rejestr Długów.
Poduszka finansowa czy mały jasiek
62% przepytanych przez IMAS International na zlecenie KRD przyznało, że ma oszczędności, które pozwolą im funkcjonować po ewentualnej utracie pracy na skutek koronawirusa. Rozbieżności dotyczą jednak tego, na jak długi okres czasu tych oszczędności wystarczy.
Kobiety na przykład znacznie częściej deklarują, że będą mogły za zgromadzone pieniądze przetrwać do 3 miesięcy: 45,6% pań względem 35,8% mężczyzn. Mężczyźni częściej natomiast podają, że posiadają środki, by przetrwać do pół roku oraz rok i dłużej. Panie też cechuje większa niepewność. 14% z nich nie potrafi określić, na jaki okres czasu wystarczy im pieniędzy. Dla porównania, taką odpowiedź wskazało 8,5% mężczyzn.
– Z badania, które przeprowadziliśmy pod koniec marca, wynika, że większą poduszkę finansową mają mężczyźni niż kobiety, osoby młodsze i z wyższym wykształceniem. Wraz z wiekiem ta poduszka maleje. Im większa firma, tym jej pracownicy mają więcej zgromadzonych środków na czarną godzinę. Nie będzie również zaskoczeniem, jeśli powiem, że dłużej za swoje oszczędności są w stanie przetrwać osoby zatrudnione na umowę o pracę niż umowę o dzieło czy zlecenie – komentuje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.
Ale wpływ na oszczędności ma również miejsce zamieszkania, co prawdopodobnie jest ściśle związane z kosztami życia. Osoby mieszkające na wsi częściej deklarują dłuższy okres funkcjonowania za zgromadzone środki, czyli do pół roku oraz rok i dłużej (46,5%), niż osoby mieszkające w miastach. Z kolei do trzech miesięcy – taką odpowiedź najczęściej deklarują osoby z miejscowości od 20 do 100 tys. mieszkańców (46,4%) i największych miast (pow. 500 tys. mieszkańców) – 44,4%.
Czas odkładania i czas wydawania oszczędności
Eksperci nie mają złudzeń: czas oszczędzania już minął. Przed nami czas wydawania oszczędności. Pół biedy, jeśli ktoś ma odłożone jakieś środki. Gorzej, jeśli nie zdążył nic zgromadzić w czasach prosperity.
– W ubiegłym roku, a był to przypomnę całkiem niezły rok z punktu widzenia całej gospodarki, zbankrutowało 7944 konsumentów. 60 procent z nich było notowanych w KRD w dniu ogłoszenia upadłości. W tym roku, prawdopodobnie z uwagi na epidemię i towarzyszące jej załamanie gospodarki, te liczby mogą być wyższe. Utrata stałego źródła dochodu i brak poduszki finansowej mogą pogłębić problemy tych osób, które na co dzień radziły sobie nieźle, lecz w obliczu nagłego kryzysu straciły grunt pod nogami – podsumowuje Adam Łącki.
Źródło: KRD