Nowa ustawa o kredycie konsumenckim już za chwilę wprowadzi kilka zmian na gorsze, proponuje też wiele udoskonaleń. Każe zapłacić odsetki, jeśli zrezygnujesz z pożyczki. Zachęca do zadłużania się za granicą, gdzie króluje niżej oprocentowane euro. Pomoże dowiedzieć się, dlaczego bank odmówił pieniędzy.
Nową ustawę o kredytach konsumenckich zgodną z unijną dyrektywą przyjął już Sejm. W połowie roku powinna w Polsce wejść w życie. Zmieni się sporo. Na razie oprócz niepewnych zmian na lepsze wiadomo, że jest kilka pewnych zmian na gorsze.
Zmiana rozwiązań ma niebagatelne znaczenie, bo kredyt konsumpcyjny, do którego zalicza się m.in. kredyt ratalny, kredyt w koncie, kredyt samochodowy czy pożyczka gotówkowa, to jeden z bardziej popularnych produktów finansowych zarówno w bankach jak i w firmach pozabankowych. Liczbę kredytów konsumpcyjnych udzielanych tylko przez same banki można liczyć w setkach tysięcy rocznie, wraz z tymi przyznawanymi przez SKOK-i i pozostałe instytucje pozabankowe będą to już milionowe statystyki.
Dlaczego Unia Europejska na nowo postanowiła uregulować tę właśnie sprawę? Różnice między przepisami różnych państw członkowskich ogólnie w dziedzinie kredytów dla osób fizycznych, a w szczególności kredytów konsumenckich, prowadzą w pewnych przypadkach do zakłócenia konkurencji między kredytodawcami we Wspólnocie i stwarzają przeszkody dla rynku wewnętrznego. Taka sytuacja ogranicza konsumentom możliwości bezpośredniego korzystania ze stopniowo rosnącej dostępności kredytów transgranicznych. Takie zakłócenia i ograniczenia mogą mieć konsekwencje dla popytu na towary i usługi – można przeczytać w wyjaśnieniu.
Co się zmienia?
Nowe regulacje obejmą kredyty o wartości do 75 000 euro czyli 255 550 zł, wcześniej było to 80 tys. zł. Z działania tej ustawy wyłączone są kredyty hipoteczne.
Wydłuży się okres w jakim można zrezygnować z kredytu konsumpcyjnego z 10 do 14 dni kalendarzowych. Według nowych zasad nie będzie można z zaciągania kredytu wycofać się nie płacąc. Klient będzie musiał oddać odsetki za dni przez które zastanawiał się, czy wykorzystać kredyt czy nie. W ramach dotychczasowych zasad klientowi przepadała opłata przygotowawcza, jeśli taką uiszczał przy zaciąganiu kredytu. Było to jednak sporadycznie stosowane rozwiązanie. Generalnie w grę wchodziły przeważnie prowizje za udzielenie kredytu, a te banki oddawały osobom rezygnującym z pieniędzy. Zarówno banki jak i inni pożyczkodawcy będą mieli obowiązek już w formularzu wstępnym poinformować klienta, że może zrezygnować z kredytu.
Nowe rozwiązania prawne likwidują również obowiązujący obecnie w Polsce maksymalny próg prowizji i opłat przygotowawczych dla kredytu konsumpcyjnego. Teraz nie mogą one przekraczać 5 proc. Pozwoli to instytucjom finansowym bardziej elastycznie ustalać ceny kredytów. W zależności od potrzeb będą mogły bardziej kłaść nacisk na opłaty wstępne lub na odsetki. Likwidacji limitu z pewnością nie można uznać jednak za korzystne rozwiązanie dla klientów. Choć z drugiej strony nie da się ukryć, że banki już teraz poradziły sobie z tym ograniczeniem. Omijały je nakładając na klienta konieczność wykupienia rożnego rodzaju ubezpieczeń. Teraz jednak nie będą musiały uciekać się do takich wybiegów. Co by jednak nie mówić o ubezpieczeniach, to jest to rozwiązanie korzystniejsze dla klienta od opłacenia zwykłej prowizji.
Wcześniejsza spłata kredytu do tej pory nic klienta nie kosztowała, po zmianie w niektórych przypadkach będzie inaczej. Opłata za wcześniejszą spłatę pojawi się jeśli spłacany kredyt będzie miał stałe oprocentowanie i w ciągu 12 miesięcy klient nadpłaci co najmniej równowartość trzech średnich wynagrodzeń w gospodarce (publikowanych przez GUS).
Żadnej z tych trzech zmian z pewnością nie można określić zmianami na lepsze. Ale w ustawie są i takie.
Przede wszystkim nowe przepisy będą obowiązywały wszystkie firmy pożyczkowe oraz pośredników, nie tylko banki. Klient, przed pożyczeniem pieniędzy, powinien dostać do ręki wszędzie gdzie się po nie uda, taki sam formularz z różnego rodzaju informacjami o pożyczce, m.in. o jej kosztach, zasadach spłaty czy konsekwencjach nie oddania pieniędzy na czas. Powinien więc poznać szczegółowe warunki przed decyzją, a nie dopiero wraz z umową kredytową, gdy już ją podpisze. I to we wszystkich krajach Unii Europejskiej.
W umowach o kredyt walutowy podawane mają być dodatkowo m.in. informacje o sposobie i terminach ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego wyliczana będzie kwota uruchamianego kredytu oraz zasady przeliczania na walutę wypłaty i spłaty kredytu.
Hitem formularza ma być informacja o całości kosztów kredytu konsumpcyjnego (wzór identycznego dla wszystkich krajów UE formularza dla kredytu konsumpcyjnego zamieszczamy w osobnym pliku). Informacja o całkowitych kosztach kredytu powinna znaleźć się w drugiej części arkusza pt. „Opis głównych cech produktu kredytowego”, w szóstej rubryce. Od razu jednak nasuwa się pytanie czy kredytodawcy faktycznie będą ujmowali tu całość kosztów, łącznie np. z kosztami koniecznych ubezpieczeń (które można przedstawiać na wiele sposobów) i innych powiązanych z kredytem usług, z których zmuszony będzie skorzystać klient. W kolejnej, trzeciej części formularza, instytucja finansowa będzie zobowiązana pokazać rzeczywiste oprocentowanie, ujmujące wszystkie koszty kredytowe. Lub obliczyć to oprocentowanie dla kosztów, które jest w stanie ująć i wymienić je obok wyliczenia.
Fakt, że arkusz ma wyglądać tak samo na terenie całej UE, ma ułatwić starania o kredyt również poza granicami kraju. Czy Polacy skuszą się na pożyczki w strefie euro, gdzie stopa procentowa jest cztery razy niższa niż u nas? Na szerszą skalę z pewnością nie. Może stanie się tak najwyżej w rejonach przygranicznych, jak zauważają prawodawcy unijni. Jeśli oczywiście przez jedną ze stron pokonana zostanie bariera językowa. A czy zagraniczne banki skuszą się na naszych klientów? Polski prawodawca na wszelki wypadek zapewnił zagranicznym instytucjom finansowym dostęp do bazy Biura Informacji Kredytowej na tych samych zasadach co bankom krajowym.
Poza całościowymi kosztami kredytu i rzeczywistą stopą procentową w formularzu znajduje się jeszcze jedna bardzo ważna dla klienta rubryka: „Kredytodawca musi natychmiast i bez pobierania żadnych opłat udzielić Pani/Panu informacji o wyniku weryfikacji w bazie danych, w przypadku gdy wniosek o kredyt zostanie odrzucony na podstawie informacji uzyskanych z tej bazy”. Krótko mówiąc, bank czy instytucja parabankowa, jeśli odmówi pożyczenia pieniędzy, zobowiązana jest wytłumaczyć klientowi dlaczego. Można jednak mieć wątpliwości, czy rzeczywiście firmy będą tu szczere z klientem i wpiszą prawdziwą przyczynę. Istnieje obawa, że najczęstszą odpowiedzią będzie formułka: brak zdolności kredytowej. Choć gdyby instytucje finansowe faktycznie informowały o niekorzystnej historii we własnej bazie danych, czy też o złych wpisach w Biurze Informacji Kredytowej i w biurach informacji gospodarczej, klient byłby bardziej zmobilizowany do wyprostowania swoich spraw finansowych lub wyjaśnienia istniejących tam nieporozumień czy też pomyłek.
Nie ma też pewności czy przedstawiane w formularzu dane i parametry oferowanego kredytu rzeczywiście będą ostateczne, czy później przy umowie kredytowej instytucja finansowa nie dopisze dodatkowych kosztów. Np. nie zmieni warunków kredytu z jakiś przyczyn, które pojawią się „w ostatniej chwili”. W takich sytuacjach z wcześniejszych porównań formularzy nici, a na dodatek studiowane wcześniej dane wstępne mogą uśpić czujność, przy podpisywaniu finalnego formularza.
Na dodatek istnienie uniwersalnego formularza kusi, aby porównywać ofertę i chodzić od banku do banku. A to niekoniecznie musi wyjść klientowi na dobre. Obecnie osoby, które w krótkim czasie pytały w kilku bankach o pożyczkę i każdy z tych banków sprawdził klienta w Biurze Informacji Kredytowej, co BIK skrzętnie odnotował, nie mają najlepszej pozycji negocjacyjnej. Instytucje finansowe widzą w nich desperatów, którzy gorączkowo szukają kredytu. W efekcie działają w myśl zasady: jeśli wcześniej odwiedzone banki nie udzieliły kredytu, to na wszelki wypadek lepiej też nie pożyczać. Czy podejście to zmieni się wraz z nowymi rozwiązaniami?
Zgodnie z nową ustawą o kredycie konsumenckim wszelkie reklamy kredytów konsumpcyjnych powinny być bardzo rzetelne i odwoływać się do rzeczywistej stopy oprocentowania. Problem z tym, że już poprzednia, jeszcze obowiązująca ustawa o kredycie konsumenckim z 2001 roku również zawierała taki zapis. Zakładano nawet, że dzięki reklamom z rzeczywistą stopą oprocentowania konsumenci będą mogli porównać oferowane im kredyty na rynku. Tymczasem informacje o rzeczywistej stopie procentowej, jeśli już są, podawane są taką czcionką, że zwykły śmiertelnik nie ma szans ich dostrzec. Na dodatek reklamowane oferty kierowane są do wąskiego grona klientów idealnych, oferta jest więc poza zasięgiem przeciętnego klienta. Wygasająca wkrótce ustawa o kredycie konsumenckim przewiduje sankcje w przypadku nieprzestrzegania przepisów ustawy przez kredytodawcę. Jeśli łamie prawo powinien stracić prawo do zapłaty oprocentowania i innych kosztów wynikających z umowy, pod warunkiem, że klient zwraca kredyt w terminie określonym w umowie.
Jak wygląda to w nowej ustawie? „Kto w zakresie działalności swojego przedsiębiorstwa zawiera z konsumentem umowę o kredyt konsumencki z rażącym naruszeniem wymagań dotyczących informacji przekazywanych konsumentowi przed zawarciem umowy lub treści umowy albo z pominięciem obowiązku doręczenia jej dokumentu, podlega karze grzywny.
§ 1a. Tej samej karze podlega, kto zawierając z konsumentem umowę o kredyt konsumencki nie dopełnia obowiązku oceny ryzyka kredytowego.
§ 2. Kto w reklamach dotyczących kredytu konsumenckiego zawierających dane dotyczące kosztu kredytu konsumenckiego, nie podaje:
1) stopy oprocentowania kredytu wraz z wyodrębnieniem opłat
uwzględnianych w całkowitym koszcie kredytu,
2) całkowitej kwoty kredytu,
3) rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania,
podlega karze grzywny.”
Kto będzie stał na straży nowych przepisów? Sytuacja będzie wyglądała tak jak wcześniej. Nowa ustawa nie nakłada ani na Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ani na Urząd Komisji Nadzoru Finansowego żadnych dodatkowych zadań. Zawsze podejmujemy działanie, kiedy podejrzewamy, że naruszane są przepisy. Jeśli sprawa nie mieści się w naszych kompetencjach, przekazujemy sygnał do odpowiedniego organu, instytucji – zaznacza Marta Chmielewska-Racławska, rzeczniczka KNF.
Możemy powiadomić sąd, wszcząć postępowanie przeciw instytucji łamiącej prawo i nałożyć na nią karę finansową – wymienia przedstawicielka UOKiK. Namawia jednocześnie, aby w przypadku nieprawidłowości, podobnie jak dzieje się to obecnie, rozczarowany klient firm finansowych zgłaszał problemy do instytucji broniących interesów konsumentów. Może także samodzielnie lub w ramach pozwu zbiorowego zgłosić sprawę do sądu.
Halina Kochalska, Open Finance
Źródło: Open Finance