„Preferencyjne kredyty dla studentów i doktorantów cieszą się coraz mniejszą popularnością. Jednym z powodów może być to, że chętni nie wiedzą, czy spełniają podstawowy warunek ich otrzymania – limit dochodów na osobę w rodzinie. Wnioski trzeba bowiem składać do 15 listopada, a limit dochodów zostanie ustalony przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego dopiero w grudniu.”, pisze gazeta.
„Do wniosku o kredyt trzeba dołączyć nie tylko zaświadczenie z uczelni potwierdzające, że wnioskodawca jest studentem czy doktorantem. Najwięcej zachodu jest z dokumentami niezbędnymi do ustalenia wysokości dochodu na osobę w rodzinie. Nie wystarczy samo oświadczenie kredytobiorcy. Należy je potwierdzić, najlepiej pismem z urzędu skarbowego. Wszystko to bez gwarancji, że spełni się kryterium uprawniające do uzyskania kredytu. – Potrzebne są jeszcze dokumenty dotyczące zabezpieczenia, ale te mogą być dostarczone do oddziału banku bezpośrednio przed podpisaniem umowy – tłumaczy Marek Kłuciński, rzecznik prasowy banku PKO BP, który udziela najwięcej kredytów studenckich.”, czytamy.
„Piotr Wiaderny, przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów, również nie rozumie, dlaczego chętni nie są informowani przed złożeniem wniosków, jaki limit dochodów będzie obowiązywał na dany rok. – Przede wszystkim jednak same limity są zbyt niskie i niedostosowane do dzisiejszych realiów. Tym bardziej że dla wielu młodych ludzi jest to jedyna szansa na pokrycie wydatków na studia – przekonuje.”, czytamy dalej.
O kredyt studencki można ubiegać się tylko w czterech bankach: PKO BP, Banku Pekao, Banku Polskiej Spółdzielczości i w Gospodarczym Bank Wielkopolskim. Z kredytów dla żaków wycofał się w tym roku BGŻ. Miesięczna rata kredytu wynosi od 400 do 600 zł. Kredyt wypłacany jest przez 10 miesięcy w roku akademickim, przez okres 4 lub 6 lat.
Więcej szczegółów w „Rzeczpospolitej” w artykule Sławomira Wikariaka pt. „Żacy nie wiedzą, czy otrzymają pieniądze”.
WB