Kto sfinansuje zakupy Polski C i D?

Sieci sklepowe mogą wymusić na bankach kredytowanie najbiedniejszej grupy klientów. Na razie coraz chętniej przyglądają się niebankowym instytucjom finansowym, które do kredytowania zakupów na raty niezamożnych klientów nie podchodzą z taką ostrożnością.

Zaostrzenie norm ostrożnościowych wymusiło na bankach większą skrupulatność w przydzielaniu kredytów – również tych, które odpowiadają za sprzedaż ratalną przede wszystkim w sieciach sklepów RTV i AGD. Dla klientów coraz częściej oznacza to, że wymarzony komputer, czy telewizor pozostanie poza zasięgiem i od sklepowej kasy będą musieli odejść z kwitkiem. Tylko, że spadek sprzedaży jest dla sieci sklepów sytuacją, na którą nie mogą sobie pozwolić. Naturalne jest więc, że jeśli nie porozumieją się z bankami, żeby te nieco swobodniej podchodziły do zdolności kredytowej Polaków, na rynku kredytów konsumenckich swoją pozycję zbudują niebankowe firmy kredytowe. A to już zła wiadomość dla bankowców. Bo oznacza, że z końcem recesji, stracą dość sporą grupę potencjalnych klientów.

Tradycyjnie sieci dzielą swoich klientów na grupy
– od A+ (o dochodzie powyżej 2 tys. zł) przez A (o dochodzie powyżej 1500 zł), B (o dochodzie powyżej tysiąca zł), a na grupach C i D kończąc (odpowiednio dochód powyżej 700 i 500 zł). W dwóch ostatnich grupach znajdują się klienci, których na pewno nie będzie stać na zakup średniej klasy sprzętu, bez kredytowania takiego zakupu. Niski poziom zamożności niekoniecznie musi jednak oznaczać zupełny brak zdolności kredytowej.

Relatywnie duża wielkość obu tych grup oznacza dla sieci sklepów możliwość upłynnienia większej ilości towaru a więc także zwiększenie obrotu i zauważalny wzrost zysków ze sprzedaży. To dlatego właśnie sklepy coraz chętniej do rynku kredytowego dopuszczają wiarygodne dla nich spółki kredytowe (choć nie zawsze wiarygodne dla rynku bankowego). Właściciele sieci sklepów nie pozostawiają złudzeń – najpierw będą przekonywać banki, ale tak naprawdę zgodzą się na każdą współpracę, byle tylko jak najmocniej utrwalić swoją pozycję na rynku. Tym bardziej, że konkurencja jest na tyle duża, że rezygnacja z jakiejkolwiek grupy klientów może się dla nich okazać błędem nie do naprawienia.

Pozostaje pytanie, czy ich pojawienie się na rynku sprzedaży ratalnej może zmienić rynek usług finansowych w Polsce? Znaczna część analityków tego rynku nie ma wątpliwości, że tak się właśnie stanie. Wystarczy spojrzeć na przykład firmy Provident, która mimo obiektywnie niekorzystnych warunków oferowanych klientom pożyczek zdobyła i okopała się na rynku detalicznym, nie dając bankowcom szans na odrobienie strat. Bankowcy wielokrotnie wskazywali swojego niebankowego konkurenta, jako instytucję niepodlegającą nadzorowi finansowemu, nie budzącego zaufania rynku oraz nie do końca stosującego tzw. Ustawę antylichwiarską. Cóż z tego, skoro klienci nie podzielają tego zdania i często kontaktują się z firmą, zanim nawet sprawdzą, czy bankowcy nad Wisłą mają im coś do zaoferowania.

Źródło: Gazeta Bankowa