– Wojna gazowa, na szczęście, zbliża się ku końcowi. Co wywołało tę awanturę?
– Polityka i pieniądze. Politykę wymieniam jednak na pierwszym miejscu, gdyż dla Rosjan Ukraina jest czymś więcej niż perłą w koronie.
– Imperium nie istnieje bez Ukrainy.
– Tak się od wieków mówi na Kremlu. Dzisiaj przywódcy w Moskwie uważają, że Rosja tracąca wpływy na Ukrainie jest odcinana od Europy. I robią wszystko, żeby tak się nie stało. Temu służy strategia energetyczna Federacji Rosyjskiej, gdzie w oficjalnym dokumencie z roku 2003, na stronie bodajże 141, jest jasno powiedziane, że eksport surowców energetycznych, czyli ropy naftowej i gazu z Federacji Rosyjskiej, będzie wykorzystywany dla osiągnięcia celów politycznych – na obszarze od Atlantyku do Pacyfiku.
– Czy to jest tajny dokument?
– Przeciwnie, można go znaleźć na stronie internetowej rządu Federacji Rosyjskiej. Rosjanie zdecydowali już w 1990 roku, że tam, gdzie będą musieli wycofać czołgi, zbudują ropociągi i gazociągi. W doktrynie Falina (od nazwiska byłego szefa wydziału zagranicznego KC KPZR) powiedziane było o tym całkiem otwarcie. Dzisiaj dążenie Rosji do opanowania systemu przesyłu gazu przez Ukrainę doskonale się wpisuje w tę taktykę i strategię. Wiadomo, że kryzysy związane z tranzytem, regularnie prowokowane przez Rosjan, są kolejnymi próbami przybliżenia się do tego celu. Czyli mówiąc wprost – Rosja jest zainteresowana w bankructwie spółki Naftohaz, która jest właścicielem gazociągów znajdujących się na terenie Ukrainy. Wtedy będzie można ją przejąć lub zwasalizować. I to jest cel całkiem praktyczny, związany z pieniędzmi.
– Wiele wskazuje, że strategicznym celem Kremla jest dezintegracja Ukrainy, jej osłabienie i podporządkowanie Rosji – uczynienie z niej „bliskiej zagranicy”.
– Władcom Kremla zależy na uniemożliwieniu ukraińskiemu państwu dołączenia do Zachodu, na utrzymaniu Ukrainy w bliskiej więzi gospodarczej a także politycznej i kulturalnej z Rosją. Jednak w tym miejscu warto zauważyć, że słynni oligarchowie ukraińscy z Donbasu, ze Wschodniej Ukrainy, gospodarczo blisko współpracujący z Rosją, zapewne nie chcieliby przyłączenia Ukrainy do Rosji. W myśl zasady: lepiej być pierwszym na Ukrainie niż 41. w Rosji.
– Zasady handlu gazem pomiędzy Rosją i Ukrainą otoczone są tajemnicą…
– Odbywa się to przez pośrednika – spółkę RosUkr Energo – której właściciele są, jak ćwierkają wróble na dachu, powiązani z Mogilewiczem. Tworzy to układ nieprzejrzysty dla świata zewnętrznego, umożliwiający niekontrolowane przepływy pieniędzy między Rosjanami i Ukraińcami. Wielu osobom, zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie, zależy na tym, żeby ta spółka była pośrednikiem. Federacja Rosyjska ma również w tym polityczny cel – dysponuje ogromnymi i niekontrolowanymi środkami, które mogą służyć na przykład… korupcji politycznej. Pieniądze są wszak na miejscu i nie trzeba ich wozić w walizkach.
– Ukraina dąży do wyrugowania tego pośrednika.
– Sądząc po rezultatach, działania te są jak do tej pory mało skuteczne. Tej oceny nie zmienia nawet to, że podobno Mogilewicz siedzi w rosyjskim areszcie, bo istota problemu pozostaje. Pierwsza ekipa polityczna w Kijowie, której uda się doprowadzić do przejrzystości tych kontraktów energetycznych z Rosjanami, popchnie Ukrainę w stronę normalności.
– Ukraina ma podpisane z Rosją dwie umowy: jedną na zakup gazu i drugą na jego przesyłanie na Zachód.
– Ukraina zgodziła się na coroczne negocjacje aneksów dotyczących cen zakupu gazu, natomiast w sprawie jego tranzytu obowiązuje umowa wieloletnia z niezmienną stawką za przesył. To był błąd, za który teraz muszą płacić. Ale nie tylko Ukraina ma monopol na robienie błędów. W roku 2003 pan minister Marek Pol podpisał aneks do umowy jamalskiej, w którym postanowiono, że spółka EuroPolGaz, administrująca polską częścią rurociągu dostarczającego gaz do Europy Zachodniej, będzie działała na zasadach… non profit! Oznacza to, że opłaty rosyjskie są na takim poziomie, by przychody pokrywały zaledwie bieżące koszty spółki.
– Czy w innych krajach, gdzie są tranzytowe rurociągi tłoczące rosyjski gaz, występują spółki administrujące te rurociągi i działające na zasadach non profit?
– Tego nigdzie nie ma, to jest – wydaje mi się – specyfika polska. Przy sprzedaży oraz tranzycie ropy i gazu Rosja zachowuje się w sposób zróżnicowany. Stara się inaczej traktować kraje tzw. starej Unii, inaczej Polskę czy Czechy, a inaczej kraje, które uznała za „bliską zagranicę”. Nie dziwi zatem, że aczkolwiek Rosja wraz ze wszystkimi krajami Europy podpisała traktat – Kartę Energetyczną – nigdy tego traktatu nie ratyfikowała.
– Czy w obecny kryzys wpisał się niedawny konflikt rosyjsko-gruziński? Czy przy tej okazji Rosja nie „testuje” Europy?
– Sprawa Gruzji miała jednak inny charakter – to był konflikt militarny, natomiast obecny takiego charakteru nie ma. W sensie jednak bardziej ogólnym, można doszukiwać się pewnych powiązań. Obydwa kryzysy wpisują się bowiem w ogólną strategię rosyjską, która niewątpliwie zawiera w sobie dążenie do przywrócenia własnej hegemonii na dawnym terytorium Związku Radzieckiego. Jeśli chodzi zaś o reakcję UE, to była ona symptomatyczna – większość krajów europejskich najpierw nie chciała w ogóle zareagować, potem, gdy niektóre zaczęły odczuwać brak gazu – rozpoczęło się biadolenie. Natomiast wysocy urzędnicy UE w pierwszych dniach konfliktu gazowego twierdzili, że jest to spór pomiędzy dwiema spółkami komercyjnymi – i nie można się do tego sporu mieszać. Gdy sprawy poszły jednak za daleko i w niektórych krajach Unii ogłoszono alarm energetyczny, przewodniczący KE, José Manuel Barroso, dociskany przez dziennikarzy pytaniami o możliwe reakcje UE w przypadku zaostrzenia kryzysu stwierdził, że „należy na to patrzeć z optymizmem”. Unia, niestety, nie dopracowała się wspólnotowego mechanizmu, który pozwalałby zareagować w takiej sytuacji. Polska w 2006 roku, podczas pierwszego kryzysu gazowego, dopominała się o stworzenie takiego mechanizmu. Być może teraz mamy właściwy moment, żeby wrócić do podnoszonego przez nas wtedy problemu. Jest to szczególnie istotne, gdyż ostatnie wydarzenia pokazały, że zarówno Niemcy jak i Francja w sytuacji poważnego zagrożenia reagują na poziomie wyłącznie narodowym. Brak wspólnego dla wszystkich zainteresowanych krajów mechanizmu reagowania kryzysowego będzie tę tendencję pogłębiał.
– W Polsce od wielu już lat dyskutuje się na temat konieczności dywersyfikacji dostaw zarówno ropy jak i gazu. Niestety poza gadaniną nic istotnego nie zrobiono…
– Myślę, że zasadniczym powodem braku rezultatów w tej dziedzinie jest niedocenienie rangi tego problemu przez – często skłócone – środowiska polskiej elity politycznej. Środowiskom tym udało się porozumieć w sprawie naszego przystąpienia do NATO oraz Unii Europejskiej, w tej – niestety jeszcze nie.
Dopóki środowiska polityczne nie będą w stanie – ponad podziałami – dogadać się w sprawie dywersyfikacji dostaw gazu i ropy, dopóty podobne problemy będą wracały jak bumerang. Jest jednak również w tej sprawie aspekt, nazwijmy go ambicjonalny. Otóż realizacja inwestycji w sektorze gazu i ropy musi z natury rzeczy trwać wiele lat. Na pewno dłużej niż trwa kadencja Sejmu. Oznacza to, że ekipa która rozpocznie realizację takich infrastrukturalnych inwestycji…
– …nie doczeka się uroczystości przecięcia szarfy.
– Dopóki nie znajdzie się ekipa rządowa, która zdecyduje o podtrzymaniu projektów poprzedników, nie bojąc się oskarżeń o kontynuację „opozycyjnych projektów”, dopóty nasze państwo będzie ułomne. W tej chwili rząd Donalda Tuska ma na to szansę. Decyzja z sierpnia 2008 o tym, że będzie kontynuowana budowa gazoportu idzie w dobrym kierunku. Jeżeli szef klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski mówi, że celem strategicznym rządu jest zbudowanie gazoportu i połączenie Polski rurociągiem z Danią i Norwegią, także rozbudowa magazynów gazu w Polsce – to są to informacje optymistyczne. Jeśli informacja rządu z 13 stycznia o decyzji kontynuacji tych inwestycji zrealizuje się w praktyce, to być może rząd wyłoniony po następnych wyborach je ostatecznie dokończy.
– Skąd na takie inwestycje brać pieniądze, zwłaszcza w czasach kryzysu?
– Spółki PGNiG i Gaz-System, które będą to budować, mają na to pieniądze. A jeżeli nie będzie wystarczało, to na tego typu projekty względnie łatwo będzie można znaleźć finansowanie w sektorze bankowym i finansowym. To są projekty bezpieczne – nawet przy wahających się cenach ropy naftowej.
– Jaki jest bilans wojny gazowej? Dzisiaj Europa jest w trochę innym miejscu niż przed 1 stycznia 2009. Czy ostatnie wydarzenia przyspieszą budowę dwóch nowych gazociągów dostarczających rosyjski gaz do Europy, czy też będzie odwrotnie?
– Nie wiem w którą stronę pójdzie ten impuls – bo mówimy o wpływie na kraje Europy Zachodniej. Oczywiście są dwie możliwości. Pierwsza to przyjęcie rosyjskiego planu dywersyfikacji dróg przesyłu rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej, a więc Gazociąg Północny będzie budowany z większym zaangażowaniem niż do tej pory. I to uzależnienie od jednego dostawcy będzie cementowane. Jest druga możliwość: kraje unijne będą starały się uniezależniać od tego rosyjskiego źródła szukając alternatywnych rozwiązań. Jest jeszcze trzeci rodzaj działania: szukanie porozumienia o solidarnościowym podejściu do problemu w momencie zagrożenia.
– Z tej wojny gazowej Rosja wyszła zwycięsko. Ukraina została upokorzona i zmuszona do podpisania podyktowanego jej porozumienia, a Unia Europejska wykazała swoją polityczną indolencję…
– Bardzo osłabieni są też przywódcy dużych europejskich krajów. Angeli Merkel mogło się przez moment zdawać, że jej rozmowa z Putinem rozwiązała problem. Okazuje się, że nie. Rozmawiamy w środę 14 stycznia i gaz wcale nie płynie, a Europejczycy naprawdę nie wiedzą jak zareagować. Przecież w Moskwie im w poniedziałek obiecano…
A ukraińscy analitycy pisząc teraz na temat pozostawienia Ukrainy samej sobie – mają dużo racji. Gdy Putin zapowiedział odblokowanie gazu – Europa odetchnęła z ulgą. A przecież w żadnym razie nie został rozwiązany problem konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Trudno się spodziewać, żeby Paryż, Berlin czy Bruksela zabiegały z równą werwą o korzystny dla Ukraińców efekt negocjacji cenowych po tym, jak załatwią swój problem. To, że mają z tym więcej kłopotu niż się spodziewali, skłoni ich może do głębszej refleksji nad strategią dotychczas realizowaną wobec Moskwy. Dotykamy tu też drugiego istotnego dla nas problemu: na ile duże stolice europejskie są zainteresowane utrwalaniem ukraińskiej suwerenności. My z całą pewnością możemy stwierdzić, że im to zainteresowanie będzie mniejsze, tym gorzej dla Polski.
ANDRZEJ GELBERG