Kto zarabia na ubezpieczaniu uczniów?

„Od poniedziałku szkoły zbierają od rodziców pieniądze na ubezpieczenie. Choć polisy na wypadek nieszczęśliwych wypadków są niewiele warte (odszkodowania, o jakie można się ubiegać, są niewielkie), dyrektorzy szkół dają do zrozumienia, że lepiej je wykupić […].

O wyborze firmy zwykle decyduje dyrektor szkoły, choć powinien przy tym zasięgnąć opinii rady rodziców. – Teoretycznie ubezpieczenia nie są obowiązkowe, ale ciężko mówić o dobrowolności, kiedy nauczyciel, który decyduje o stopniach ucznia, każe mu przynieść pieniądze – Krzysztof Olędzki, rzecznik uczniów. I rodzice płacą. Z szacunków „Gazety” wynika, że co roku nawet 200 mln zł. Najpierw pieniądze w kopertach zbierają wychowawcy. Potem wraz z listą uczniów przekazują je do dyrektora szkoły. Tego, co dalej z nimi robi, nikt już nie kontroluje.”, czytamy w „Gazecie”.

„- Dyrektorzy potrafią wybrać ofertę nawet o połowę droższą, niż proponuje konkurencja – mówi Tomasz Dec, agent ubezpieczeniowy z Rzeszowa. Wszystko zależy od tego, co dostaną w zamian. Może to być sprzęt komputerowy dla szkoły albo darmowe polisy dla najbiedniejszych uczniów. – Najczęściej jednak dyrektorzy wybierają prowizje w gotówce, sięgające nawet jednej czwartej zebranych składek – twierdzą agenci ubezpieczeniowi. I sami decydują, co z tymi pieniędzmi zrobić. Część dyrektorów wydaje je np. na nagrody dla zdolnych uczniów, inni potrafią całą sumę schować do kieszeni – twierdzą agenci.”, czytamy dalej.

Więcej na ten temat w „Gazecie Wyborczej”.

Na podstawie: Sylwia Śmigiel, Marcin Bojanowski