Kwaśniak: musimy wiedzieć o wszystkich kredytach

Polskie banki wypadają lepiej z punktu widzenia stabilności, efektywności, jakości aktywów i samej dynamiki akcji kredytowej na tle średniej unijnej – mówi Wojciech Kwaśniak, Zastępca Przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego w rozmowie z Karoliną Kowalczyk z portalu Bankier.pl oraz Stanisławem Brzeg-Wieluńskim z Miesięcznika Finansowego „BANK”.

W środowisku bankowym panuje opinia, że Rekomendacja T wpłynęła negatywnie na akcję kredytową. Zgodzi się Pan z tą opinią?

Wojciech Kwaśniak, KNF: To prawda, że ta rekomendacja wstrzymała dynamikę kredytową banków, które w segmencie consumer finance były bardziej aktywne w poprzednich latach. Ale pamiętajmy, że ta kategoria banków poniosła ogromne koszty związane z utratą wartości ich portfela kredytowego. Jeżeli dzisiaj patrzymy na cały polski system bankowy, to w jednej grupie banków widać spadek aktywności, ale w innej, w której banki bardziej konserwatywnie zarządzały ryzykiem, widać wzrost udzielanych kredytów.

Gdy porównujemy aktywność kredytową banków w obszarze finansowania gospodarstw domowych, to punktem odniesienia powinny być podobne banki w strefie euro. Gdy zrobimy takie porównanie okaże się, że tam spadek udzielanych kredytów w tym segmencie rynku jest znacznie większy niż w Polsce. Polskie banki wypadają lepiej z punktu widzenia stabilności, efektywności, jakości aktywów i samej dynamiki akcji kredytowej na tle średniej unijnej.

Czy Pana zdaniem nadszedł czas, aby objąć shadow banking nadzorem KNF?

Jest wiele wymiarów shadow bankingu. W wymiarze międzynarodowym i w samej Unii Europejskiej rozpoczęto prace nad definicją „shadow banking” oraz dyskusję o tym, jakie informacje należy zbierać o instytucjach finansowych, które działają w segmencie nieregulowanym. Zwiększa się świadomość, że ryzyko bierze się przede wszystkim z tego, w jakim zakresie instytucje rynku regulowanego uzależniają swoją działalność od zaangażowania w segmencie nieregulowanym. Mówimy w tym momencie nie tylko o instytucjach udzielających pożyczek, ale o funduszach inwestycyjnych działających w wymiarze międzynarodowym, funduszach sekurytyzacyjnych, gdzie skala operacji – w tym tych na instrumentach pochodnych – jest ogromna.

>>> Zobacz także: Sektor bankowy musi zmienić model biznesowy

W momencie, gdy banki angażują się w instrumenty finansowe emitowane przez te podmioty, bardzo często „zarażają się” ich ryzykiem. Prace w Unii trwają, ale na razie nie prowadzą do konkluzji, żeby cały ten obszar bezwzględnie obejmować nadzorem. Trzeba mieć o nim wiedzę i koncentrować się na regulowaniu korelacji pomiędzy segmentem regulowanym a nieregulowanym.

Gdy myślimy o polskim rynku, mówimy w zasadzie o dwóch grupach podmiotów. Pierwsza działa w sferze kredytu konsumenckiego – pamiętajmy, że mamy podmioty regulowane, które prowadzą działalność w oparciu o obciążanie ryzykiem środków przyjmowanych od klientów (banki) oraz SKOK-i, które są nadzorowane przez Kasę Krajową SKOK. Druga grupa to podmioty, które mogą udzielać kredytów konsumpcyjnych z własnych środków i na własne ryzyko. Wszystkie razem, te z rynku regulowanego i nieregulowanego, w pełnym zakresie podlegają kontroli ze strony Urzędu Kontroli Konkurencji i Konsumentów oraz powiatowych rzeczników praw konsumenckich.

W ujęciu systemowym, dotyczącym dyrektywy o kredycie konsumenckim, kluczowe znaczenie ma wymiana informacji na temat poziomu zadłużenia osób korzystających z kredytu konsumenckiego. Brak wiedzy o poziomie zadłużenia klientów powoduje niedoszacowanie ryzyka, a często dochodzi do sytuacji, że sam klient nie ma świadomości problemów związanych z nadmiernym zadłużaniem się i wpada w pułapkę zadłużenia. Problem dotyczy też badania zdolności kredytowej klienta. Jeżeli patrzymy na polski rynek z punktu widzenia wykonania owej dyrektywy, nie ma wątpliwości, że rozwiązania przyjęte w ustawie o kredycie konsumenckim są racjonalne, ale i tak prowadzą do podwyższenia ryzyka systemowego dla instytucji rynku regulowanego i nieregulowanego. Należy doprowadzić do sytuacji, aby wszystkie podmioty udzielające kredytu konsumenckiego miały ustawowy obowiązek zgłaszania owych kredytów do odpowiednich baz informacji, z których korzystają wszyscy uczestnicy systemu kredytowego, aby móc badać zdolność kredytową klientów. Uczestnicy rynku regulowanego mają do dyspozycji bazę danych BIK SA, a rynku nieregulowanego mają od tego biura informacji gospodarczej.

Chodzi o zasadę, żeby stosować bezwzględny obowiązek zgłaszania każdego takiego zaangażowania – dziś nawet w przypadku banków nie ma takiego obowiązku. To, że to robią, wynika z dobrych praktyk bankowych i presji wywieranej na nie przez nadzór. Chodzi o to, aby ten obowiązek dotyczył także innych firm udzielających pożyczek. Pamiętajmy, że dziś 2 mln Polaków jest w pułapce nadmiernego zadłużenia. I jest to także problem dla banków, które później sprzedają na rynek portfele złego zadłużenia, ale jednocześnie definitywnie tracą tych klientów.

Część banków usiłuje obejść regulacje związane z rekomendacją T i przejść do segmentu nieregulowanego. Dotyczy to banków działających w międzynarodowych holdingach. Polega to na tym, że akcjonariusz polskiego banku tworzy spółkę finansową, która działa w segmencie nieregulowanym i nie podlega naszemu nadzorowi. Efektem jest to, że te podmioty nie raportują o poziomie zadłużenia swoich klientów, stosują bardziej liberalne standardy kredytowe niż krajowe banki, a ostatecznie konkurują z nimi. To wszystko razem nie jest obojętne dla poziomu ryzyka systemowego jak i naszej ocenie wpływu takiego podmiotu na ostrożne i stabilne zarządzanie krajowym bankiem.

Rozmawiali: Karolina Kowalczyk z portalu Bankier.pl oraz Stanisław Brzeg-Wieluński z Miesięcznika Finansowego „BANK”

Źródło: Bankier.pl