Na rynku często można spotkać się z określeniem, że po skali odbicia można poznać siłę rynku. Dzisiejsze niemrawe odbicie w Warszawie oznacza, że GPW jest niezmiernie słaba.
Zaskakująco słabe dane o produkcji przemysłowej
Słabość jest szczególnie widoczna w obszarze najmniejszych spółek, których indeks sWIG80 nieprzerwanie się osuwa. Brak kapitału na rynku to tylko częściowa przyczyna tej wyprzedaży. Dzisiaj bowiem poznaliśmy dane o czerwcowej produkcji przemysłowej, które okazały się fatalne. Wzrost o zaledwie 2% wyraźnie minął się z oczekiwaniami, które i tak zakładały dalsze zmniejszanie się rocznej dynamiki wzrostu produkcji. Wyraźnie gorszy od prognoz był również poranny indeks ZEW, ale po niezłym zachowaniu DAX’a widać, że inwestorzy niespecjalnie się tym odczytem przejęli. Nad Wisłą duże spółki próbowały powielać niezły sentyment, jaki zapanował na rozwiniętych parkietach, ale efekt był mizerny, gdyż różnica w skali odreagowania po wczorajszym tąpnięciu była znaczna.
Cały region pod presją sprzedaży
Wciąż nienajlepiej prezentował się również indeks węgierski, co może potwierdzać tezę, że wybrane kapitały opuszczają regionalne parkiety. Nie zapowiada to niczego dobrego i wciąż należy myśleć kategoriami średnioterminowego trendu spadkowego. Nadzieją dla rynku jest lutowy dołek na indeksie WIG20, ale łatwość z jaką indeks najmniejszych spółek spadł poniżej swojego listopadowego wsparcia może niepokoić. Pocieszać się można faktem, że rynek nigdy nie spada niczym kamień i korekta musi w końcu nastąpić.
Wyniki amerykańskich spółek wciąż lepsze od prognoz
Rozwinięte parkiety wyglądały lepiej, ale tamtejsze wzrosty nie były niczym innym jak odreagowaniem wcześniejszych strat. Pomagały wyniki spółek, które w większości zaskakiwały pozytywnie. Wiele się o nich mówiło, ale w rzeczywistość skala zaskoczeń nie była znaczna. Wyniki nieco lepsze od oczekiwań opublikował Bank of New York Mellon, IBM czy Wells Fargo. Cieszyć mogły dobre przychody spółek produkcyjnych, takich jak Coca-Cola bądź Johnson & Johnson. Z kolei IBM dodatkowo podwyższył całoroczne prognozy zysku, co już było zdecydowanie większym pozytywem. Jedynym negatywnym zaskoczeniem był niższy od prognoz zysk Goldman Sachs, mimo że wzrósł o 78% w skali roku. Największa w historii kwartalna strata Bank of America nie zrobiła na nikim szczególnego wrażenia, gdyż jej oczekiwano. Później wsparciem były lepsze od prognoz dane z rynku nieruchomości, ale one większego przełożenia na rynek nie mają.
Kakofonia wokół państw peryferyjnych trwa nadal
Na froncie niepokojów z peryferiów nadal panuje atmosfera wyczekiwania na czwartkowy szczyt eurogrupy, na którym jednak według Angeli Merkel nie ma dojść do przełomu. Reuters twierdzi, że rozpatrywane są trzy opcje pomocy dla Grecji, z czego jedna wiąże się z nałożeniem dodatkowego podatku na banki. Usłyszano również głos Ewalda Nowotnego z Rady Zarządzającej EBC mówiącego o możliwej akceptacji greckich obligacji pod zastaw, nawet w przypadku ich krótkoterminowej „selektywnej niewypłacalności”. Trichet nie chce tego uczynić, ale przecież zawsze zdanie może zmienić. Jak widać kakofonia trwa nadal, a wraz z nią rośnie oprocentowanie bonów hiszpańskich czy greckich na dzisiejszej aukcji. Pocieszeniem był niemały popyt, szczególnie na 18-sto miesięczne papiery hiszpańskie, dla których popyt przekraczał podaż ponad pięciokrotnie.
Źródło: Millennium Dom Maklerski