Limit, czyli wracają kartki na zakupy

Był bon na słodycze, kartka na mięso i paliwo. Państwo nie ustaje w ochronie obywatela, dlatego niedługo dostaniemy też kartkę na pożyczki. Niestety Ministerstwo Finansów zaproponowało jej istnienie tylko w formie niematerialnej. A szkoda, bo gdybyśmy dostali wersję drukowaną, to w kategorii kuriozalnych pomysłów regulacyjnych wygralibyśmy nawet ze ślimakiem, który według Komisji Europejskiej jest rybą śródlądową.


Internet zmienia biznes. Niby to oczywiste, ale nie dla wszystkich. Sektor mikropożyczek online powstał niedawno, gdy technologia dojrzała do weryfikacji klienta i przelewu w ciągu kwadransa. Zebrał spore grono klientów, ale niestety zainteresował nim też resort finansów, który postanowił ochronić obywatela przed pokusą nadmiernych wydatków.

Opieka państwa ma to do siebie, że nadchodzi niezależnie do tego, czy ktoś o nią prosił, czy nie. I choć wszyscy są zgodni, że mikropożyczki nie powodują pogorszenia sytuacji gospodarstw domowych, co potwierdzają też wyniki Diagnozy Społecznej, to państwo podjęło decyzję – sytuację trzeba uregulować. Powstała więc propozycja limitu maksymalnego kosztu pożyczki, który w zasadzie zlikwiduje legalny rynek pożyczek krótkoterminowych. Jednocześnie w niewielkim stopniu dotknie kredytów długoterminowych, obciążających budżet domowy wysoką ratą na wiele lat.

Wracając do pożyczek online: jak wynika z danych Związku Firm Pożyczkowych reprezentatywny użytkownik tej usługi ma około 31 lat, sporo zakupów robi w internecie i uważa, że czasami 1000 zł teraz jest warte więcej niż 1200 zł za miesiąc. Jeżeli ma do kupienia bilety lotnicze w promocji albo właśnie kończy mu się aukcja, to trudno się z nim nie zgodzić. Swoich zobowiązań nie reguluje tylko mniej niż piętnaście procent klientów, co jest wynikiem podobnym do kredytów gotówkowych w bankach. Jednak z jakiegoś powodu ustawodawca stwierdził, że taka pożyczka to fanaberia, nawet gdyby jej przeznaczenie było bardzo rozsądne a sytuacja kredytobiorcy dobra.

Być może rozumiejąc nieprzystosowanie tego pomysłu do polskich realiów, resort finansów pozostawił małą furtkę, która historycznie przypomina właśnie zakupy na kartki. Raz na cztery miesiące limit się wyzeruje i oferta pożyczkowa stanie się trochę bardziej dostępna.

W zasadzie nie wiadomo dlaczego w propozycji pojawiło się 120 dni, a katalog usług niezdrowych w nadmiarze nie został rozszerzony na przykład o słodycze. Może to dopiero przed nami.

Ponoć historia uczy tylko tego, że niczego się z niej nie uczymy. Tak jest też z nadmiernym zadłużeniem. Wszystkie przykłady europejskie pokazują, że ochronę konsumentów zapewniają dwa rozwiązania. Edukacja finansowa i ochrona przed wierzycielami, dzięki której pożyczkodawca dwa razy się zastanawia nim da pożyczkę klientowi z grupy o wysokim ryzyku. Ministerialny projekt nie dotyka jednak tych obszarów. W zamian dostajemy regulacje, dzięki którym opłacalne stanie się tylko pożyczanie dużych kwot, na jak najdłuższy termin.

Jak każda nadmierna próba regulacji rynku, także i ta będzie nieszczelna. Większość branży pożyczkowej sobie poradzi, bo biznes – szczególnie internetowy – nie znosi próżni. Liczba osób nadmiernie zadłużonych nie spadnie, a raczej wzrośnie. Klienci przekredytowani znajdą sobie źródło finansowania, bo wiszące na drzewie kserowane ogłoszenia typu „pożyczki pod zastaw” wisiały zawsze i nic tego nie zmieni. Tylko konsumenta żal.

Loukas Notopoulos