Lokaty w czasie kryzysu

W mediach słyszymy jedynie o „bezpiecznych przystaniach” w postaci złota i franka szwajcarskiego. Faktycznie, są to bardzo popularne sposoby na lokowanie pieniędzy, kiedy na giełdzie panuje spustoszenie. Jednak dla polskiego inwestora indywidualnego niekoniecznie będzie to instrument pierwszego wyboru. Czy nie łatwiej przeczekać kryzys na lokacie?

Chociaż dla zaawansowanych inwestorów, którzy korzystają z rozbudowanych systemów inwestycyjnych badających trendy i szukających odpowiedniego momentu na wejście w rynek, produkt taki jak depozyt bankowy wydaje się powrotem do ery kamienia łupanego, to jednak daje 100 proc. bezpieczeństwa. W czasie paniki giełdowej, która może przerodzić się w długoterminowy kryzys, to właśnie bezpieczeństwo posiadanych środków jest najważniejsze. Czy w związku z tym banki dostaną silny zastrzyk środków wędrujący na lokaty?

Banki dla inwestorów

Jedna trzecia inwestorów indywidualnych w Polsce ma portfel mniejszy niż 10 tys. zł, a w przedziale 10 – 50 tys. mieści się prawie połowa giełdowych graczy. Kwestia wielkości portfela zależy także od długości grania na giełdzie. Statystyki pokazują, że na większe portfele inwestycyjne pracuje się nawet kilkanaście lat. Ponad połowa inwestorów z kapitałem rzędu 500 tys. zł inwestuje na giełdzie od ponad 10 lat.

Nieoprocentowane środki na rachunkach maklerskich nie przeszkadzają, jeśli dokonujemy często transakcji i mamy zysk z naszej inwestycji. Jeśli w momencie kryzysu stajemy się obserwatorami, jest już inaczej. Kapitał, który nie pracuje przez dłuższy czas staje się uciążliwy i wędruje na konto oszczędnościowe lub depozyt w banku. Wynika to z czystej psychologii inwestowania. W Polsce nadal ogromna część inwestorów to kupujący akcje na dłuższy okres, którzy w giełdowej panice częściej skupiają się na eliminowaniu strat niż na krótkiej sprzedaży, która w Polsce dopiero się rozwija. Dla banków, które potrzebują nowych depozytów, może być to bardzo interesująca grupa.

Pułapka franka

Pod wpływem medialnego ostrzału rosnącym kursem franka, każdy zapamięta sobie helwecką walutę jako bezpieczną przystań na ciężkie czasy lub utrapienie kredytobiorców. Jednak zmienność kursu z ostatnich tygodni pokazała coś dokładnie odwrotnego. Co to za bezpieczny sposób na lokowanie pieniędzy, który w okresie 2 tygodni waha się o kilkadziesiąt groszy na kursie? Pułapka franka polega na tym, że równie szybko kurs jest pompowany, jak i spada. Wystarczy chęć realizacji zysków i odpływ kapitału dużych graczy, by drobny inwestor, który ulokował we franku pieniądze, poniósł znaczące straty. Rynek walutowy to miejsce dla doświadczonych graczy, gdzie początkujący mogą boleśnie odczuć zmienność poszczególnych instrumentów.

Banki zacierają ręce

Konsumenci mieli problem z depozytami, bo przy galopującej inflacji było coraz mniej możliwości generowania zysku. Wiele lokat przyniosło wręcz stratę. Szczyt inflacji mamy jednak za sobą, a banki systematycznie zwiększają odsetki na depozytach. Przyciągnięcie klienta na kryzysowe czasy jest ważne, co pokazała wojna na lokaty z poprzedniego kryzysu. Wtedy banki wyrywały sobie pieniądze klientów, bo kluczowa była płynność. Dzisiaj nauczone doświadczeniem wiedzą, ze liczy się baza klientów własnych i atrakcyjny depozyt przed uderzeniem kryzysu, a nie dopiero po fakcie.

Jak wynika z sondażu TNS Pentor na zlecenie Związku Banków Polskich, w sierpniu znacząco spadło zainteresowanie Polaków funduszami inwestycyjnymi. Wzrosło natomiast lokatami złotowymi. Trudno się dziwić, że spada również zainteresowanie depozytami walutowymi. Ryzyko walutowe działa w obydwie strony, a oprocentowanie jest znacznie mniejsze niż przy lokatach w rodzimej walucie.

Najlepszym dowodem na to, ze walka na depozyty robi się coraz bardziej intensywna, jest krok PKO Banku Polskiego. Gigant w sektorze nawet w czasie upadku Lehman Brothers nie obawiał się o płynność, jednak w ubiegłym tygodniu po raz pierwszy wprowadził produkt omijający podatek Belki. Trzymiesięczna lokata i konto oszczędnościowe z dzienną kapitalizacją nie wydają się niczym niezwykłym na rynku, gdzie antybelkowe produkty robią furorę od ponad roku. Dzisiaj wartość antypodatkowych lokat to według szacunków KNF nawet 40 mld złotych. PKO Bank Polski włączył się do tej intensywniej rywalizacji o klienta, pomimo pozycji lidera w sektorze. Czy to początek wyścigu na oprocentowanie zanim politycy zabiorą lokaty antybelkowe? Trudno prognozować powrót do wojny na lokaty, jaką widzieliśmy jeszcze 2 lata temu. Jednak nic nie wskazuje na powrót stabilności na giełdach, a środki gdzieś trzeba przechować w czasie rynkowych zawirowań. Banki dobrze o tym wiedzą.

Źródło: PR News