Maciej Kossowski: „Struktury” lepsze od funduszy

Większość banków oferuje swoim klientom fundusze inwestycyjne oraz mniej lub bardziej typowe depozyty. Oczywiście bardziej zyskowne z punktu widzenia poziomu prowizji dla banku są fundusze – bank inkasuje opłatę dystrybucyjną oraz większą część opłaty za zarządzanie. Znacznie mniej rentowne – dla banków, ale też dla klientów – są zwykłe lokaty, na których nadal Polacy trzymają połowę swoich oszczędności. Nie wszyscy klienci skłonni są przenieść pieniądze do funduszy akcji czy stabilnego wzrostu – głównie z uwagi na swoją niską skłonność do ryzyka. W efekcie banki coraz częściej wprowadzają produkty strukturyzowane jako coś w rodzaju "lokaty bankowej z dopalaczem". Inwestorzy chętnie zamieniają "pewne 4 proc. rocznie" na „możliwe do osiągnięcia 10 proc. przy gwarancji zachowania kapitału”.

Jeden z banków pochwalił się ostatnio wynikami swojej 2-letniej lokaty strukturyzowanej – przyniosła 12 proc. zysku, a więc ok. 6 proc. rocznie. To oczywiście nieco więcej niż na zwykłej lokacie bankowej. Warto jednak dodać, że lokata opierała się rynek akcji, a dokładnie o indeksy akcji europejskich, japońskich i amerykańskich. Ostatnie 2 lata to – mimo wakacyjnej przerwy – okres wzrostów na giełdach. W przypadku tego banku udział we wzroście indeksów był okrojony w efekcie klienci uzyskali rentowność na poziomie nieco wyższym niż na lokacie. Mówiąc obrazowo: bank zainstalował silnik ferrari w dużym fiacie, a następnie pochwalił się zwycięstwem w rajdzie "weteranów szos".

Lokaty strukturyzowane nie potrzebują taryfy ulgowej jaką jest zestawianie ich z depozytami bankowymi. Pod warunkiem oczywiście, że zostaną dobrze skonstruowane, a klienci uzyskają pełną informację, a nie tylko przekaz o „lokacie z dopalaczem”. Dla przykładu, inwestycja w akcje powinna mieć horyzont 4-5 letni. I takie właśnie "struktury" można opierać na indeksach giełdowych. Nie trzeba wówczas obcinać udziału inwestora we wzroście akcji – może on zarobić tyle ile zyska np. WIG20 czy S&P 500. Być może nie uda się wówczas utrzymać 100 proc. gwarancji kapitału, a jedynie 90-procentową (maksymalna strata to 10 proc.). Czy mimo to nie jest to jednak rozwiązanie lepsze od funduszu akcji? Taki fundusz co roku obciąża aktywa opłata za zarządzanie co utrudnia mu pokonanie indeksu giełdowego. Dodatkowo fundusz – nawet najbardziej agresywny – musi utrzymywać część swoich aktywów poza giełdą. Jest to konieczne do realizacji bieżących wypłat na rzecz klientów. W przypadku „struktury” mamy proste uzależnienie wyniki od indeksu giełdowego. Może to być zależność 1:1 ale – przy odpowiedniej konstrukcji produktu – możemy także zarabiać np. 1,5-krotność wzrostu indeksu. Nie ponosimy ryzyka, że osoba zarządzająca naszymi pieniędzmi błędnie oceni sytuację na rynku i np. kupi więcej obligacji niż akcji. A to dlatego że takie osoby nie ma i być nie musi.

Wśród inwestorów pokutuje też przekonanie, że inwestycja w lokatę strukturyzowaną oznacza zamrożenie pieniędzy na określony czas. Nic bardziej mylnego. Lokaty strukturyzowane mogą i powinny być inwestycją płynną. Nie ma żadnych obiektywnych powodów do tego, by klient mógł w każdej chwili wycofać swoje środki po aktualnej rynkowej wartości lokaty. W praktyce oznacza to wartość obligacji oraz opcji, z których taka lokata się składa. Jest wówczas szansa na realizacją zysku przed zakończeniem inwestycji. Praktyka jest jednak często inna – instytucje finansowe chętnie odbierają klientom możliwość decydowania o swoich pieniądzach w trakcie trwania lokaty. Skoro klienci są przyzwyczajeni do zamrażania środków na depozytach czemu nie mieliby się na to zgodzić ponownie, gdy jest szansa na wyższy zysk? Jest to więc wykorzystywanie niewiedzy klientów, którzy powinni się domagać płynności strukturyzowanych inwestycji.

"Struktury" mogą z powodzeniem konkurować z funduszami. Można jednak przytoczyć kilka dodatkowych argumentów na poparcie tezy, że lokaty strukturyzowane mają nad funduszami przewagę.

1. Większe możliwości inwestycyjne. Fundusze są najczęściej lepszym lub gorszym odbiciem indeksów giełdowych ewentualnie mieszaną indeksów i papierów dłużnych. Na większości tych indeksów można opierać lokaty strukturyzowane (na zasadach opisanych powyżej). Bogactwo rozwiązań inwestycyjnych w przypadku struktur jest jednak znacznie większe. Może to być na przykład możliwość zarabiania na spadkach cen akcji (w sposób automatyczny i bezpośredni a nie "hipotetyczny", gdy zarządzający funduszem uzna, że „już czas”) czy też oparcia wyniku lokaty o instrumenty niedostępne dla inwestora na danym rynku. Dobrym przykładem jest złoto. Ceny złota rosną dynamicznie od kilkunastu miesięcy, a systematycznie od dobrych kilku lat. Sęk w tym, że niewielu inwestorów faktycznie na tym zyskało – złoto notowane jest w dolarach, a kurs amerykańskiej waluty do złotego systematycznie spada niwelując znaczną część zysków ze wzrostu ceny złota. Dodatkowo, dostępność instrumentów pozwalających zarabiać na złocie jest niewielka – można je znaleźć w kilku biurach maklerskich. Tymczasem na złocie można bez większych problemów oprzeć lokatę strukturyzowaną. Co ważne, może to być lokata w złotówkach. W takiej sytuacji nie interesuje nas ryzyko kursowe, a jedynie procentowe zmiany ceny złota. Możliwości inwestycyjnych jest mnóstwo. Pod względem wykorzystania potencjalnych rozwiązań polski rynek nie odbiega już znacząco od rynków Europy Zachodniej – zagraniczne banki specjalizujące się w "strukturach" takie jak BNP Paribas, Societe Generale czy Deutsche Bank są u nas bardzo aktywne i promują swoje zaawansowane rozwiązania. Problemem może być tylko ich praktyczne wykorzystanie przez polskich dystrybutorów. A dla nich punktem widzenie jest poziom prowizji oraz konieczność dopasowanie się do preferencji „przeciętnego klienta”, który – zdaniem banków – potrzebuje „lokaty z dopalaczem”.

2. Potencjalnie niższe koszty. Lokata strukturyzowana to automat – tworzy się tylko raz i w tym momencie wiemy już w jaki sposób będzie policzony zysk na koniec inwestycji. Niewiadomą jest tylko zachowanie rynku finansowego i aktywów na których produkt jest oparty. To sprawia, że taka lokata może i powinna być obarczona znacznie niższymi prowizjami niż aktywnie zarządzany fundusz inwestycyjny. I w praktyce najczęściej tak jest. Nawet w polskich warunkach łączne koszty w większości lokat strukturyzowanych są znacznie niższe niż w funduszach. Problem w tym, że koszty te nie są otwarcie prezentowane klientom. To budzi podejrzenia inwestorów, a dla części instytucji jest pretekstem do naliczenia zdecydowanie zbyt wysokich marż. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by np. 5-letnia lokata strukturyzowana obarczona była łącznym kosztem rzędu 5 proc. podczas, gdy w tym samym czasie fundusz akcji może pobrać np. 25 proc. (opłata dystrybucyjna, za zarządzanie).

3. Brak podatku Belki. Lokaty strukturyzowane często oferowane są w Polsce w "opakowaniu" ubezpieczeniowym. W takiej sytuacji środki wpłacane przez klienta to składka, a ewentualny zysk to świadczenie ubezpieczeniowe, które jest wolne od podatku. Klienci przyzwyczajeni są do innego typu polis – oferowanych przez firmy takiej jak Aegon czy Skandia "supermarketów" funduszy inwestycyjnych opakowanych w ubezpieczenie. W tym przypadku mamy do czynienia z tzw. ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi (UFK), które są opodatkowane na podobnej zasadzie jak zwykłe fundusze inwestycyjne. W "strukturach" wykorzystywana jest inna forma ubezpieczenia – nie mamy tutaj do czynienie z UFK, a zysk z inwestycji obliczany jest według z góry ustalonego wzoru. Być może w najbliższym czasie podatek Belki zostanie zniesiony. Nie oznacza to oczywiście końca lokat strukturyzowanych – mogą one być oferowane w formie lokat bankowych, obligacji giełdowych czy zamkniętych funduszy inwestycyjnych. "opakowań" jest wiele, znacznie ważniejsza zawartość, a ta obroni się także przy braku przywilejów podatkowych – tak jest na większości rozwiniętych rynków finansowych.

W lokatach strukturyzowanych tkwi ogromny potencjał, który może być wykorzystany z korzyścią dla klientów. Produkty te są efektem ewolucji rynku finansowego i pod wieloma względami przewyższają rozwiązania „poprzedniej generacji”. Najważniejsze jest jednak to, by instytucja finansowe dojrzały do tego, by wykorzystać wszystkie dostępne możliwości z pożytkiem dla inwestorów.