Cieszyć powinien nie tylko sam wynik, lecz także fakt utrzymywania pozytywnego trendu, jakim jest powierzanie przez coraz większą liczbę Polaków swoich pieniędzy funduszom inwestycyjnym. O tym, że zjawisko to dotyczy już nie tylko garstki świadomych i doświadczonych inwestorów, świadczy z całą pewnością fakt, że liczba klientów funduszy sięgnęła już 2 mln. Co ważne – przeważająca większość z nich (ok. 85%) to klienci indywidualni, a nie instytucjonalni.
Klienci mają w czym wybierać. W październiku 2006 r. na naszym rynku było już 26 towarzystw inwestycyjnych zarządzających 243 funduszami. W listopadzie przybyło następne 13 funduszy i subfunduszy, którym od razu udało się zebrać z rynku 350 mln zł. Rynek ten ma swoich wyraźnych liderów. Pierwsza piątka – biorąc pod uwagę wielkość aktywów – zarządza ponad 65 proc. ogólnej kwoty zarządzanej przez fundusze inwestycyjne. Należą do niej: Pioneer Pekao, BZ WBK AIB, ING, PKO i BPH. Wciąż niezagrożony wydaje się prymat Pioneera, który posiada w swoim portfelu ok. 22 mld zł.
Tak duży napływ środków, rzędu 4–5 mld zł miesięcznie, który ma nieraz wręcz anegdotyczne następstwa – gdy, jak w przypadku jednego z funduszy ING, musiano na chwilę zaprzestać zbierania środków, bo zarządzający nie nadążali z ich wydawaniem – wynika z publikowanych doskonałych wyników funduszy. Szczególnie wrażenie robią osiągnięcia funduszy akcyjnych. W tym segmencie najlepszym wynikiem poszczycić się może DWS Top 25, który w ciągu ostatnich 12 miesięcy osiągnął stopę zwrotu brutto 102,77%. Dlatego coraz więcej inwestujących wybiera ryzykowniejsze, ale i zyskowniejsze fundusze akcji, co również można uznać za charakterystyczną cechę roku 2006. Nadal jednak najbardziej popularne pozostają fundusze stabilnego wzrostu i zrównoważone, w których łącznie znajduje się ok. 43 mld zł.
W tym kontekście majową korektę na rynku akcji można uznać za pożyteczną, szczególnie dla początkujących inwestorów. Z jednej strony rynek uświadomił im, że żadna hossa nie trwa wiecznie, z drugiej zaś przypomniał, że decydując się na inwestowanie w fundusze, trzeba przyjąć dłuższy horyzont inwestycyjny. Ci, którzy dobrze zrozumieli tę lekcję, przeczekali korektę i z pewnością zdążyli odrobić już ewentualne straty. Inni, którzy napięcia nie wytrzymali i wyszli z funduszy w dołku, mogą tylko żałować własnej niecierpliwości. Fundusze bowiem dosyć szybko odrobiły majowe straty.
Druga połowa 2006 r. przyniosła również zmianę strategii marketingowej wielu banków. Zarządy banków wyciągnęły wnioski z „głosowania nogami” Polaków, którzy coraz częściej likwidują lokaty i uzyskane środki przenoszą do funduszy. Dychotomiczny podział produktów finansowych na bezpieczne lokaty i ryzykowne fundusze odszedł do lamusa. Dlatego też w ostatnich miesiącach zalała nas istna fala reklam lokat połączonych z funduszami, co generować ma dużo większy zysk. Na dłuższą metę nie należy jednak przeceniać tego instrumentu, o czym można przekonać się, czytając objaśnienia do rozlicznych „gwiazdek”, jakimi opatrzone są reklamowe ulotki tych produktów. Atrakcyjne oprocentowanie takiej lokaty dotyczy bowiem bardzo krótkiego okresu, z kolei jeżeli zachęcać ma nas zysk z funduszy, z jakimi jest ona połączona – to może od razu lepiej zainwestować wprost w fundusze inwestycyjne. Z pewnością do takiego wniosku dojdzie wielu klientów banków, którzy skuszą się na takie produkty. I będzie to z pewnością, patrząc na wyniki funduszy w 2006 r., wniosek jak najbardziej słuszny.
Fundusze 2007 r.
Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Tak w wielkim, ale za to prawdziwym skrócie można przedstawić stan obecny i perspektywy na rok 2007 rynku funduszy inwestycyjnych w Polsce.
Tak optymistyczna ocena ma bardzo solidne podstawy, zarówno jeżeli weźmiemy pod uwagę czynniki dotyczące sytuacji w naszym kraju, jak i standardy europejskie. Głównym elementem mającym wpływ będzie oczywiście giełdowa hossa, jednak nawet jeśli koniunktura na giełdzie pogorszyłaby się, nie należy spodziewać się odwrócenia trendu, choć napływ środków do funduszy z pewnością byłby mniejszy.
Gdy spojrzymy na rozwój rynku funduszy w Polsce od początku XXI wieku, zauważymy, że mamy do czynienia ze stabilnym trendem wzrostowym – choć ze znacznym przyspieszeniem w roku 2005 i 2006. Przypomnijmy, że w 2001 r. aktywa funduszy wynosiły 7 mld zł, w 2001 – 12, 1 mld zł, w 2002 – 23 mld zł, w 2004 – 37,6 mld zł, w 2005 – 61,3 mld zł i w 2006 – 100 mld. Przez te 6 lat mamy więc wzrost wartości aktywów o ponad 1100%! Już tylko analiza tego trendu pozwala w ciemno stwierdzić, że w 2007 r. można spodziewać się wartości aktywów na poziomie 110 mld zł. Nie zapominajmy jednak, że rok 2006 przyniósł wiele zdarzeń, które mogą zintensyfikować napływ środków do funduszy. Przede wszystkim świetne były wyniki większości funduszy. Majowo-czerwcowa korekta poszła w zapomnienie w świetle 4–proc. miesięcznych zysków funduszy stabilnych i nawet 10–proc. funduszy akcji. Jeżeli dodamy do tego zmasowaną akcję marketingową skierowaną do coraz szerszej grupy klientów, to nie należy obawiać się o nastroje pro inwestycyjne Polaków. Oczywiście pojawia się natychmiast pytanie, czy będzie z czego nastroje te skonsumować, czyli – czy Polacy wciąż mają oszczędności. Wątpliwości te rozwiewa suma zgromadzona na lokatach bankowych: 200 mld zł – czyli ponad dwukrotnie więcej niż aktywa funduszy. To potężny rezerwuar środków, które w znacznej części powinny zacząć trafiać do funduszy. Bo o to, że nowe środki będą trafiać raczej do funduszy niż na lokaty, zarządzający nie muszą się obawiać. Tu bowiem proporcja jest dokładnie odwrotna. W 2006 r. banki zdobyły 6 mld depozytów, fundusze – ponad 10 mld zł. Biorąc powyższe słowa pod uwagę, można szacować, że aktywa funduszy w tym roku powiększą się nawet o 20%.
O tym, że różnica pomiędzy sumą oszczędności na lokatach bankowych, a środkami zgromadzonymi w funduszach powinna się zmniejszać na korzyść tych ostatnich, przekonują doświadczenia innych krajów europejskich. Standardem jest udział depozytów w strukturze oszczędności nie przekraczający 40%. U nas suma ta stanowi około 55–60% ogółu oszczędności (wliczamy tu jeszcze ok. 50 mld zł gotówki pozostającej w obiegu poza kasami banków). To wciąż dużo, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze w 2002 r. udział depozytów stanowił 70% oszczędności Polaków, widać jak dużo się zmieniło. Oczywiście procentowy udział to jedno, ale suma oszczędności zależy od stopnia zamożności społeczeństwa. Dla lepszego porównania: suma środków zgromadzonych w funduszach inwestycyjnych w Hiszpanii to 1,1 bln zł.
O tym, że system oszczędzania Polaków zmierza w tym właśnie kierunku przekonuje wyliczone procentowo przez EFAMA tempo wzrost rynku funduszy w poszczególnych krajach europejskich. Średnia w całej Europie w 2005 r. (brak jeszcze danych za 2006 r.) wyniosła 23%, w Polsce – aż 70%.
Z pewnością w 2007 r. możemy spodziewać się dalszego rozszerzania palety dostępnych rodzajów funduszy. Mamy już fundusze nieruchomości i małych spółek, ale wciąż czekamy na fundusze branżowe, sektorowe czy tzw. tygrysie. Bardzo prawdopodobne, że pojawią się one właśnie w nadchodzącym roku. Z drugiej strony już działające na rynku TFI będą z pewnością starać się premiować w jakiś sposób klientów decydujących się na długoterminowe związanie się z danym funduszem. Jak pokazują bowiem dane z bieżącego roku, Polacy mają sporą smykałkę do częstego zmieniania składu portfela. W pierwszej połowie 2006 r. na saldo 13 mld zł wpłat i umorzeń do polskich funduszy złożyło się aż 39 mld zł sprzedanych jednostek i 26 mld zł wartości jednostek umorzonych.
Akcje i obligacje
Bardzo dobre wyniki makroekonomiczne polskiej gospodarki każą z optymizmem patrzeć w najbliższą przyszłość rynku akcji. Należałoby jednak to stwierdzenie opatrzyć zastrzeżeniem, że nie ma pewności, czy politycy nie odwrócą pozytywnych trendów swoimi nieopatrznymi zachowaniami lub wypowiedziami.
W tej kwestii jednak sporo się w 2006 r. zmieniło. Dawno nie było tak niestabilnego roku w polskiej polityce. Zmieniały się koncepcje i skład koalicji rządzącej, zmienił się premier, odchodzili i przychodzili ministrowie w kluczowych dla gospodarki ministerstwach. Okazało się, że na giełdę nie ma to żadnego wpływu. Inwestorzy są już doskonale uodpornieni na wszelkiego typu roszady na polskiej scenie politycznej. Niewiele obchodzą ich także wypowiedzi polityków. To bardzo dobra informacja dla polskiego rynku akcji, bo o ile można tworzyć długoterminowe prognozy dotyczące polskiej ekonomii, o tyle w żaden sposób nie można tego robić w stosunku do sytuacji politycznej. To, że giełda uodporniła się na taką sytuację, z pewnością zwiększa pewność inwestowania.
Ostatni miesiąc 2006 r. przyniósł nowe rekordy głównych indeksów Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Biorąc nawet poprawkę na tzw. „rajd świętego Mikołaja” powodujący ostatnie wzrosty, cały rok można uznać za udany i dobrze rokujący na przyszłość. Kilkakrotnie udało się zatrzymać zbyt głęboką korektę. Kilkakrotnie wskazywano także, że rynek nie będzie miał siły na kolejne wybicie ze względu na brak kapitału. Za każdym razem okazywało się jednak, że rynek jest silniejszy, niż się tego po nim spodziewano. Z pewnością działa tu mechanizm sprzężenia zwrotnego – zarządzający funduszami muszą pilnować, aby spadki na giełdzie nie powstrzymały strumienia pieniędzy napływającego do funduszy, a gdy wyniki są dobre – coraz więcej Polaków wpłaca swoje oszczędności do funduszy inwestycyjnych.
Bardzo istotnym elementem będzie też prawdopodobnie realizacja prywatyzacji państwowych spółek poprzez giełdę. Ministerstwo Skarbu nie przeoczyło faktu, że dobra koniunktura na GPW korzystnie wpływa na wyniki debiutujących spółek i zamierza wykorzystać tę drogę. Przykładem i testem takiego rozwiązania była prywatyzacja spółki Ruch. Ponieważ test się powiódł na parkiecie powinny pojawiać się kolejne prywatyzowane przez Skarb Państwa spółki.
Jeżeli chodzi o poszczególne segmenty rynku na pewno trzeba być ostrożnym w inwestowaniu w małe i średnie spółki. Wydaje się, że wyceny wielu spośród nich już dawno straciły kontakt z rzeczywistością i korekta jest tylko kwestią czasu. Warto natomiast zwrócić się raczej w stronę blue chipów i spółek z szeroko pojętej branży budowlanej.
O wiele bardziej czułym na działania polityków jest z oczywistych powodów rynek obligacji. Na pewno został on wsparty niższą niż się spodziewano inflacją, co odsuwa w czasie podniesienie stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Trudno spodziewać się jednak, aby podniesienie stóp nastąpiło później niż w drugim kwartale 2007 r.
Generalnie jednak doszliśmy na polskim rynku finansowym do normalnej sytuacji, w której obligacje nie są konkurencyjnym sposobem inwestowania w stosunku do funduszy inwestycyjnych (innych rzecz jasna niż fundusze obligacji). Są to przecież instrumenty służące – z punktu widzenia inwestora – zupełnie innym celom, przede wszystkim ochronie kapitału. Z pewnością również zysk z obligacji pozostanie większy niż osiągany na tradycyjnej lokacie bankowej.
Maciej Krojec
Doradca Finansowy Money Expert SA