Marcin Czaplicki: Druga Zielona Wyspa?

Podczas kampanii wyborczej do parlamentu w 2007 roku Donald Tusk oraz jego Platforma Obywatelska obiecywali Polakom, iż z Polski uczynią nową Irlandię. O ile sama obietnica wydawała się i nadal zdaje się niemożliwą do zrealizowania, przynajmniej w perspektywie kolejnych kilku lat, o tyle każdy, nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie, może dostrzec na czerwonych mapach naszego kontynentu jedną całkiem pokaźną „Zieloną Wyspę” ze wzrostem PKB sięgającym 1,7%.

Wynik ten to sukces przede wszystkim reform gospodarczych z początku lat dziewięćdziesiątych; widocznej, mniejszej otwartości naszej gospodarki, niż w przypadku innych krajów Unii Europejskiej; zdrowych podstaw sektora finansowego; mocnych instytucji, ale także, o czym nie wolno zapominać, mądrych decyzji wicepremiera Rostowskiego oraz rozsądnej polityki prowadzonej przez obecny Rząd, opierającej się na zaufaniu do sił rynku.

Niemniej jednak sam kryzys przyniósł Polsce ogromny deficyt budżetowy i rosnący dług publiczny. Pomimo, iż stanowi on w znacznej mierze spadek po poprzednich rządach i jest skutkiem zaniechanych reform finansów publicznych, sam rząd Donalda Tuska nie może jednak również uciec od zarzutów.

Oczywiście, przeprowadzono pewne zmiany, skutkujące zmniejszeniem wydatków i wzrostem dochodów budżetowych (co zapobiegło osiągnięciu magicznej granicy 10% PKB), jednakże ze strukturalnego punktu widzenia wydawały się one kosmetycznymi w porównaniu do najistotniejszej reformy finansów publicznych. Same narzekania na słabą współpracę z Prezydentem RP nie mogą usprawiedliwiać niewielkiego ruchu oraz praktycznego braku zmian w tej dziedzinie. Zdecydowana większość planów i założeń przedstawionych w programie wyborczym Platformy Obywatelskiej nie doczekała się jeszcze konkretnego, materialnego odzwierciedlenia.

W tej atmosferze, w piątek 29 stycznia, ogłoszony został nowy Plan Rozwoju i Konsolidacji Finansów, a w zasadzie jego propozycja, sporządzona w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Słuszność jej założeń nie podlega jakimkolwiek wątpliwościom. Odpaństwowienie gospodarki, prywatyzacja z udziałem rozwiniętego już w Polsce rynku kapitałowego, sprzedaż niepotrzebnych gruntów rolnych, zmniejszenie budżetu (docelowo do 40% PKB), reforma finansów publicznych, polegająca zarówno na „odsztywnieniu” struktury wydatków publicznych, jak i wprowadzeniu limitów wzrostu pozostałych wydatków (tak zwana reguła wydatkowa – realne wydatki mają rosnąć w tempie nie większym niż 1% rocznie).

Do tego dochodzi wprowadzenie wieloletniego planowania wydatków i dochodów, zwiększenie przejrzystości wydatków rządu, a więc poddanie ich kontroli ze strony obywateli.

Zwrócono uwagę na konieczność dokończenia reformy emerytalnej: uregulowanie systemu emerytalnego, rentowego i chorobowego służb mundurowych, programy przekwalifikowania zawodowego, wydłużenie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.

Na koniec zasugerowano nawet wprowadzenie kas fiskalnych u prawników i lekarzy, co jest pomysłem o tyle ciekawym, o ile przyczynić się może do większej kontroli prowadzonej przez nich działalności.

W kwestiach rozwojowych wskazano na konieczność: inwestycji w oświatę, usprawnienia procesów kształcenia młodzieży oraz wprowadzenia zachęt, mających na celu poprawę jakości kształcenia na uczelniach wyższych, także w kierunku praktycznego wykorzystywania zdobywanej na nich wiedzy.

Na koniec warto również wspomnieć o planach usprawnienia systemu administracji i wprowadzaniu ułatwień przy prowadzeniu działalności gospodarczej.

Pomysłów w Planie znalazło się wiele, nie sposób ich wymienić, a co więcej przedstawić w krótkim artykule. Można je jednak poddać niezbędnej krytyce.

Na początku należy pochwalić sam pomysł na wydanie takiego Planu. Jest on na tyle istotny, iż pozwala społeczeństwu zrozumieć cele i zamierzenia rządu. Kluczowe są również terminy przedstawione podczas prezentacji Planu na Politechnice Warszawskiej. O ile nikt rozsądny nie powinien oczekiwać pojawienia się skutków opisanych działań jeszcze przed końcem obecnej kadencji Parlamentu, o tyle do tego czasu spodziewać się powinniśmy odpowiednich, dobrych projektów ustaw stanowiących odzwierciedlenie nakreślonych pomysłów. Z tego, niewątpliwie Platforma Obywatelska powinna zostać rozliczona, chociażby podczas wyborów do Sejmu i Senatu w 2011 roku. Na uwagę zasługuje również dość uporządkowana budowa oraz chęć ograniczenia konfliktów społecznych, na przykład poprzez objęcie reformą emerytur służb mundurowych dopiero tych roczników, które służbę zaczną pełnić w 2012 roku.

Niemniej jednak, nie można nie odnieść wrażenia, iż sam Plan wnosi do dyskusji na temat reform w Polsce tylko (albo aż) zobowiązanie się jednego z koalicjantów do podjęcia konkretnych działań, poparte wystąpieniem jego lidera a zarazem Premiera polskiego Rządu. Poszczególne pomysły wymieniane w planie były już szeroko dyskutowane, a konieczność ich wprowadzenia była wyrażana, chociażby podczas wykładów na uczelniach wyższych.

Problem polega jednak na tym, iż Platforma Obywatelska nie ma większości w Sejmie i sama projektów ustaw nie przegłosuje. Dlatego dziwnym wydaje się nieuwzględnienie, czy też niedopuszczenie do prac nad Planem przedstawicieli Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy niewątpliwie mają wiele do powiedzenia, szczególnie w kwestiach dotyczących reformy KRUS. Może to spowodować niekorzystny zgrzyt w rządzącej koalicji, co prawdopodobnie wywarłoby wpływ na całokształt współpracy dwóch patii politycznych.

Wielu ekspertów podkreśla również brak harmonogramu prac. Stanowisko to może budzić jednak pewne wątpliwości. Mianowicie Plan Rozwoju i Konsolidacji zawiera schematy oraz kolejność działań, jakie należy wykonać oraz opis tego, na czym polegać ma poszczególna propozycja zmian, wraz z wymienieniem konkretnych pomysłów rozwiązań. W większości brak jest jednak jakichkolwiek dat, czy terminów, które mogłyby dać obraz kolejności przeprowadzanych reform. Nie można przecież liczyć na to, iż pod koniec grudnia 2010 roku zostaną na raz zatwierdzone przez Radę Ministrów wszystkie projekty ustaw, czy innych aktów normatywnych.

Brakuje wskazania konkretnych projektów, czy chociażby ich przykładów. Nie zostały wymienione zmieniane, czy tworzone od nowa akty normatywne. Uniemożliwia to części obserwatorów przewidzenie konkretnych działań, przez co czyni same propozycje mniej klarownymi.

Premier Donald Tusk, zaproponował zmiany powolne i ewolucyjne. Jest to pomysł o tyle dobry, o ile w Polsce brak jest także klimatu do zmian rewolucyjnych, jak miało to miejsce podczas wprowadzania reform przygotowanych przez zespół profesora Balcerowicza. Nikt nie ma złudzeń, iż uda się przetrwać bez zaciskania pasa. Jednakże niekoniecznie musi ono oznaczać wzrost podatków. Wydaje się, iż takie rozwiązanie jest ostatnim, co rozważają politycy Platformy. Działania mają przybrać dwutorowy charakter: z jednej strony obcinane i uelastyczniane mają być wydatki sektora publicznego oraz zarządzanie płynnością, czyli pojawiającymi się nadwyżkami środków. Z drugiej strony natomiast celem jest zwiększenie atrakcyjności inwestycyjnej polskiej gospodarki, zarówno poprzez usunięcie barier administracyjnych, jak i wzrost nakładów, ale również konkurencyjności polskiej nauki. Takie działania zasługują na pochwałę szczególnie z tego względu, iż długotrwały stabilny wzrost gospodarczy można osiągnąć jedynie poprzez innowacje techniczne (albo w średnim okresie przez transfer technologii), a to możliwe jest tylko przy poprawie klimatu inwestycyjnego.

Plan przedstawiony przez Donalda Tuska jest ambitny, stoi jednak przed długą, wyboistą drogą, w dodatku z niewiadomą odnośnie funkcjonowania jednego z jego silników napędowych (PSL). Czy zostanie on zrealizowany? Miejmy nadzieję, że tak. Na jego rozliczanie przyjdzie czas za 20 miesięcy.

Źródło: PR News