mBank obniża oprocentowanie

Wojna depozytowa? Nic z tych rzeczy. Przynajmniej dla mBanku, a w ślad za nim MultiBanku, których oferta staje się obecnie jedną z przeciętnych na rynku, skoro nawet PKO BP posiada jeszcze w swojej ofercie lokaty o wyższym oprocentowaniu, nie mówiąc już o oprocentowaniu konta oszczędnościowego. Detal BRE Banku oddaje powoli pola na rzecz konkurencji. Oczywiście chwilowo – tyle, że to o pierwszym najgłośniej się zawsze mówi.

Wraz z początkiem lutego mBank dokonuje kolejnych już obniżek oprocentowania depozytów. Wprowadzono również kosmetyczne zmiany w przypadku kredytów – starego portfela mPlanu i kredytów samochodowych. W obu jednak przypadkach to nie są globalnie jakieś wielkie portfele. Biorąc pod uwagę koszt zdobycia pieniędzy na rynku międzybankowym, gdyby BRE się uparło, mogłoby stosować podobne wytłumaczenie, jak w przypadku kredytów w CHF. Oficjalny WIBOR3M i inne na dłuższe terminy, jest przecież tylko pewnym punktem odniesienia, a nie realnym kosztem zdobycia funduszy.

Po zmianie z 2-go lutego oprocentowanie lokat i rachunków oszczędnościowych wynosi:

eMAX plus – 4,25% (z 5,00%)

eMAX – 1% (bez zmian)

eMAX USD – 0,45% (z 1,80%)

eMAX EUR – 1,60% (z 2,60%)

eMAX GBP – 1,35% (z 4,00%)

eMAX CHF – 0,15% (z 1,00%)

mIKE – o 4,15% (z 4,90%)

mLOKATY:
2-miesięcznej – 6% (bez zmian)
3-miesięcznej – 4,30% (z 5,20%)
6-miesięcznej – 4,35% (z 5,25%)
9-miesiecznej – 4,40% (z 5,30%)
12 miesięcznej – 4,45% (z 5,35%)

Jak widać nic specjalnego – zwłaszcza patrząc na oprocentowanie rachunku oszczędnościowego. Oprocentowanie mIKE to również inna ciekawostka, podobnie jak kiedyś lokaty antybelkowe, po pewnym czasie bank dochodzi do wniosku, że klient nie ucieknie, to można na tym zarobić. Porównując z obligacjami 10-letnimi, to oferta mBanku wygląda marnie. Nie ma się co dziwić, że liczba rachunków IKE maleje z miesiąca na miesiąc – nie tylko w mBanku, ale i w całym sektorze finansowym.

mBank stosuje ryzykowną strategię, ale trzeba przynajmniej przyznać, że jest w niej konsekwentny. Warto zauważyć, że w podobny sposób przez lata działał PKO BP i Pekao SA. Skąd zatem taka odmiana? W przypadku PKO BP prawdopodobnie chodzi o rosnący z dnia na dzień portfel kredytów walutowych – podążający za słabnącym złotym. W ten sposób bank z dnia na dzień traci poduszkę płynnościową, co nie jest zbyt bezpieczne w obecnych czasach. Widać to zresztą po wszystkich bankach, które ostatnio były tak aktywne w udzielaniu kredytów walutowych. W przypadku BRE Banku sytuacja jest nieco inna, bo pożyczał on od Commerza bezpośrednio franki – czyli wartość takiej pożyczki wyrażona w PLN również rośnie, wraz za rosnącym portfelem kredytowym. Czy to jednak interesuje klientów? Podejrzewamy, że nie i będzie na tym korzystał w pierwszej chwili przede wszystkim Alior, ewentualnie banki pozwalające zakładać lokaty przez internet.

Dlaczego tak? Nie zapominajmy, że mBankowcy są bardzo wygodni i przyzwyczajeni do niektórych rozwiązań. Mimo tej ryzykownej w obecnych warunkach strategii nieprzepłacania za depozyty klientów, bank w najbliższej przyszłości będzie miał spore problemy ze stroną przychodową. Nie zmieni tego faktu brak obniżek przy kredytach (stopa początkowa kredytu odnawialnego to wciąż 15%, brak zmian przy KK). Bank przez okres hossy na rynku hipoteki przespał trochę czas na zbudowanie innych źródeł przychodów na cięższe czasy. Dlatego obserwujemy mało popularne wśród klientów ruchy. Oczywiście narzekają, ale nie ma co liczyć na jakiś masowy odpływ w kierunku konkurencji, bo również ona boryka się z podobnymi problemami. Mógłby na przykład zyskać Inteligo, ale ze swoją starą TOiP jego oferta jest bardzo, bardzo słaba.

Obecna sytuacja na rynku finansowym to duże wyzwanie dla bankowości internetowej w wersji wirtualnej, a także dla banków dysponujących małą liczbą placówek. Na nowo bowiem odradzają się problemy związane z tanim i szybkim podpisaniem umowy kredytowej. Wymusi to takich instytucjach ucieczkę do przodu. To zaś pozytywnie wpłynie na ogólną jakość bankowości internetowej w naszym kraju. Dlaczego? Bo w internet wierzy już każdy, a w czasach kryzysu to doskonały kanał dystrybucji. Co prawda teraz wszyscy zajęci są innymi problemami, ale lada chwila trzeba będzie zacząć robić biznes. Przy malejących marżach, banki zapewne bardziej będą przyglądać się własnej bazie klientów. Cross-selling w internecie sprawdza się (przynajmniej teoretycznie, bo o praktyce nie możemy zbyt dużo mówić) bardzo dobrze, zwłaszcza w połączeniu z siecią naziemną. Równolegle należy spodziewać się zwiększenia nacisku na pozyskiwanie nowych klientów. Internet w tym przypadku jest znacząco lepszy niż sieć tradycyjnych placówek.

Osobiście jesteśmy ogromnie ciekawi, kiedy w końcu inne banki zobaczą, że ING Direct to nie platforma do kanibalizacji, a przede wszystkim do akwizycji nowych klientów. Odmienne warunki funkcjonowania być może skłonią innych prezesów do głębszego zastanowienia się nad tym. A swoją drogą. Zauważyliśmy pewną prawidłowość. Tam gdzie prezes młodszy (czyli z innego już pokolenia, aczkolwiek wiek nie musi być punktem odniesienia), albo powiedzmy chłonny wiedzy, ze względu na swój poprzedni profil zawodowy, tam bank bardziej stawia na internet. I zazwyczaj przynosi to skutki – mimo, że internet jest przecież w każdym banku. Warto przyjrzeć się przez ten pryzmat poszczególnym bankom. Czy to byłby dobry prognostyk na sukces w internecie? Być może. Jeśli jakiś prezes czy wiceprezes po prostu nie czuje sieci, to jego bank będzie miał ogromne problemy w osiągnięciu sukcesu w internecie. Dlaczego ING Bank Śląski odnosi sukces z ING Direct? Być może dlatego, że prezes Bartkiewicz, zanim został prezesem ING BSK, w latach 2000-2004 był członkiem zarządu ING Direct w Amsterdamie. On po prostu czuje i rozumie internet. Porównajmy go pod tym względem z prezesem Bieleckim czy Pruskim. A może Kottem? Można byłoby zrobić taką analizę i ciekawe co by z tego wyszło (np. to, że Raiffeisen stawia na bankowość mobilną, ale efekty sprzedażowe są takie sobie). Inna sprawa, że bank samym internetem nie żyje. Co jak co, ale obecne czasy pozwalają się wykazać prezesom z doświadczeniem i szerszym spojrzeniem na rzeczywistość – wynikającym z wieloletniego życiowego i zawodowego doświadczenia. Właśnie teraz, w okresie spowolnienia będziemy widzieli kto jest prawdziwym bankowcem, a kto dzieckiem szczęścia korzystającym z dobrej koniunktury. To może być bardzo ciekawa i pouczająca lekcja na wiele lat. Dla nas znacznie ciekawsze jest jednak, jak będzie wyglądał świat oferty bankowej.

Czy przykłady setek tysięcy „dzieci franka”, którzy stracą na spekulacji walutowej, doprowadzą do zniesienia kredytów mieszkaniowych w walucie obcej? Dziwnie wygląda taki wniosek do KNFu z ust prezesa, który długo mówił o szkodliwości tego rodzaju kredytów, a wprowadził je do oferty swojego banku w najgorszym z możliwych momentów. Tak czy inaczej prawne wnioski z obecnego kryzysu prawdopodobnie będą rzutowały na sektor bankowy na przyszłe dziesięciolecia. Pamiętając o tym, należy wszelkiego rodzaju ograniczenia wprowadzać bardzo rozważnie. Podobnie jest z bieżącymi działaniami banków.

To co robi obecnie mBank, niektórzy klienci mogą zapamiętać na lata i potraktować to zupełnie inaczej, niż na przykład wprowadzenie przez tę instytucję opłaty za przelewy. Mimo wszystko bankowy świat przez ten czas zmienił się nie do poznania. Bank, który do walki z konkurencją użył internetu i społeczności oczarowanej jego wyróżniającą się tożsamości, teraz traci na wizerunku ze względu na sprzeniewierzenie się w wielu przypadkach swojej dotychczasowej obietnicy. W tym momencie obrywa od broni, którą sam odbezpieczył i przez tyle lat z powodzeniem używał.  Ciekawe jaki będzie długoterminowy efekt?

Czy rację będą miały osoby, które podkreślają, że internet całkowicie zmienił panujące w branży relacje, czy też racja jest po stronie starych bankierów, którzy traktują internet jako ważny kanał dystrybucji i ciekawe medium, ale nic poza tym. Pytanie na przyszłość. Warto je zapamiętać i spróbować na nie odpowiedzieć za kilka lat.

Źródło: PR News