Zarówno prawnicy jak i sami bankowcy mają problem z interpretacją listu wysłanego przez Ministerstwo Skarbu do szefa Unicredito. Ich zdaniem, termin jednego miesiąca, jaki minister Andrzej Mikosz dał Włochom na sprzedanie swoich udziałów w Banku BPH, jest nierealny. Ministerstwo Skarbu pytane przez GP, jak wyobraża sobie spełnienie tego warunku, nie udzieliło odpowiedzi.
Zdaniem ekspertów jedyną decyzją, która mogłaby zapaść w tak krótkim czasie, jest wycofanie przez Unicredito z Komisji Nadzoru Bankowego wniosku o zgodę na wykonywanie prawa głosu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Banku BPH. Pytani przez GP bankowcy uważają, że minister skarbu wysyłając list do Unicredito chciał pokazać swoją konsekwencję, gdyż od początku był przeciwny fuzji kontrolowanego przez Włochów Pekao i Banku BPH. Z kolei cześć analityków twierdzi, że pismo ministra jest elementem taktycznej zagrywki z włoskim inwestorem. Ten na razie jednak nie ustępuje. Unicredito ciągle zapewnia, że nie zrezygnuje z Banku BPH. Jednak bez zgody Komisji Nadzoru Bankowego nie może nim zarządzać.
Polem rozgrywki jest umowa prywatyzacyjna, w której Unicredito zobowiązał się do nieprzejmowania banku konkurencyjnego wobec Pekao. Prawnicy twierdzą, że możliwy jest scenariusz, w którym KNB badając, czy UCI jest gwarantem ostrożnego i bezpiecznego zarządzania bankiem, odmówi, argumentując, że naruszenie umowy prywatyzacyjnej nie pozwala na udzielenie rękojmi.
Wśród bankowców zdania na ten temat są podzielone, choć nikt nie chce się na ten temat wypowiadać oficjalnie. Z nieformalnych rozmów wynika, że KNB może wydać decyzję odmowną.