Z kredytem żyje się trudniej, ceny lokali nie chcą wyraźnie spadać, a my wciąż na potęgę kupujemy mieszkania. W Polsce wierzymy, że być na swoim można tylko po uprzednim wydaniu kilkuset tysięcy złotych. Na dodatek cudzych.
fot. Hemera/ThinkStock
Ci, którzy kupili mieszkania na kredyt, są winni bankom łącznie już prawie 318 mld złotych. Z danych Związku Banków Polskich wynika, że w połowie tego roku w bankowych segregatorach zalegało 1,66 miliona czynnych umów kredytowych. Jeszcze w połowie poprzedniej dekady było ich 717 tys. Siedem lat wystarczyło, by globalna liczba zawartych z bankami umów o kredyt na mieszkanie wzrosła o ponad 130%. Wydaje się, że to znak czasów, a przecież w niektórych zachodnich gospodarkach za atrakcyjniejszy od dawna uznaje się wynajem.
Amerykańskie podejście w polskim wydaniu
69% Polaków posiada nieruchomość na własność – wynika z ankiety przeprowadzonej niedawno na zlecenie ING. To wynik deklasujący inne spośród 15 badanych krajów. Podobne do polskiego podejście reprezentują m.in. Włosi, Hiszpanie i Amerykanie (wszędzie powyżej 60% kupujących). W tym znamiennym skądinąd gronie, relacja zadłużenia hipotecznego do PKB wynosiła w 2010 r. odpowiednio: 22%, 64% i 76,5%, wynika z danych European Mortgage Federation. Ten sam wskaźnik dla Polski wynosił wtedy 19%.
Kupno nieruchomości wydaje się zasadne pod warunkiem posiadania odpowiednich zasobów. W Polsce nadal ogrom transakcji finansowany jest z udziałem środków bankowych. Jeszcze kilka lat temu zaciągnięcie długu na zakup nieruchomości nie było w Polsce żadnym wyczynem – wnioskodawcom bez grosza oszczędności rozdawano kwoty przewyższające 100% nieruchomości. Dzisiaj większość banków wymaga wniesienia wkładu własnego na poziomie 10-20% wartości nabywanej nieruchomości. Mimo tych obostrzeń po kredyty sięgamy nie mniej chętnie.
Według danych płynących ze statystyk, kupowanie mieszkań uzasadniamy ekonomicznie. Zgodnie z wynikami Finansowego Barometru ING dla 83% Polaków posiadanie domu jest finansowo bardziej atrakcyjne niż wynajem. Mimo faktu, że na spłatę kredytu przeznaczamy co miesiąc średnio 30% dochodu i jest to dziś wydatek wyższy niż jeszcze rok temu.
W podjęciu decyzji o kupnie mogą w polskim przypadku pomagać dodatkowe możliwości. Obok Włochów, Turków i Rumunów tylko Polacy w większości (55%) mogą się poszczycić finansowym wsparciem rodziny przy zakupie mieszkania. Nie bez znaczenia są też inne formy wsparcia – jeszcze nie skończył się program rządowych dopłat dla kupujących pierwsze M, a już toczy się dyskusja, kto i z czyich środków dopomoże przyszłym posiadaczom mieszkań.
Gdy kupno mieszkania nie jest sensem życia
Równie konsekwentne, choć zupełnie przeciwstawne pojmowanie rynku nieruchomości ma miejsce choćby tuż za miedzą. Z podejścia stawiającego wynajem ponad kupno znani są przede wszystkim Niemcy, ale tej zasadzie zdają się ufać również Kanadyjczycy, Austriacy, Francuzi czy Brytyjczycy.
– Całkiem ładne, 50-metrowe mieszkanie w przyjemnej dzielnicy można bez większego kłopotu wynająć za około 350 euro miesięcznie lub kupić za 1 000 euro/mkw. – relacjonował portalowi Bankier.pl na początku tego roku sytuację w stolicy Niemiec mieszkający tam Polak. – Ale w Berlinie mieszkań się raczej nie kupuje, 85% to mieszkania wynajmowane. Średni czynsz w 2011 roku wynosił 5,21 euro/mkw., miesięcznie – uzupełniał.
Decydującym argumentem nie zawsze jednak bywa cena. Są kraje, gdzie koncepcja wynajmu zwycięża ze względu na:
- większą elastyczność i częstsze migracje mieszkańców (Irlandia: „Wiele osób od lat wynajmuje domy, bo być może wrócą kiedyś do Polski albo wyjadą do innego kraju. Nie zdecydowali oni jeszcze, gdzie ma być ich dom.”),
- tryb życia (Indonezja: „Młodzi ludzie przed ślubem bardzo często mieszkają w tzw. indekost, czyli pokojach z łazienką, ale bez kuchni. Świetne rozwiązanie dla osób, które większość czasu spędzają w pracy, a do domu wracają tylko na noc.”)
- czy ograniczenia formalne (Szkocja: „Wynajem mieszkania jest łatwiejszym i szybszym rozwiązaniem, niż staranie się o lokum socjalne czy kupno własnego”).
Norwegowie zwykli mawiać, że wynajmować to tak, jakby wyrzucać pieniądze przez okno. Łatwiej składać takie deklaracje tam, gdzie system mieszkalnictwa przewiduje różne formy dostępu do nieruchomości, nie sprowadzając się tylko do dylematu: wynajem czy kredyt. Norwegowie taki system zbudowali. Swoista drabina mieszkaniowych rozwiązań funkcjonuje też w Wielkiej Brytanii.
W Polsce wejście choćby na jej pierwszy szczebel w wielu przypadkach oznacza wejście w wieloletni związek z bankiem. Mimo zapowiedzi nowego programu dopłat Mieszkania dla Młodych, rewolucji w tym zakresie nie będzie. A Polacy, mimo trudności w finansowaniu, nadal będą kupować. Będą zmieniały się oferty banków, obostrzenia organów nadzoru i ceny nieruchomości, ale nie zmieni się apetyt na własny kawałek podłogi. Niezmiennie dając szansę na sukces tym wszystkim, którzy roztoczą jakąkolwiek wizję rozwiązania mieszkaniowych problemów.