Mikołajowi nie starczy na kredyt

Kredyty na święta w tym roku są droższe o kilkanaście procent. Kto udźwignie ten ciężar?

Jak co roku w grudniu Polaków ogarnia szał przedświątecznych zakupów. Wszyscy szykują się do kilkudniowej biesiady. Potrzebne będą stoły pełne jedzenia, a pod choinką nie może zabraknąć prezentów. To wszystko to jednak kosztuje i wiele osób będzie musiało zaciągnąć na wyprawienie świąt kredyt. A te w ciągu ostatniego roku podrożały. Przyjrzeliśmy się ofercie pożyczek na okres 12 miesięcy w kwocie 5 tys. zł, proponowanych przez banki w grudniu ubiegłego roku i obecnie. W przypadku oferty dla stałych klientów banku średnie oprocentowanie wzrosło z 12,9 proc. do 13,3 proc. Do góry poszły również prowizje, a często także opłaty ubezpieczeniowe. W efekcie przeciętny całkowity koszt kredytu wzrósł o prawie 18 proc. do niecałych 600 zł. Jeśli chodzi o ofertę dla nowych klientów banku to średnie oprocentowanie podniosło się z 14,4 proc. do 15 proc. Z kolei całkowity koszt zwiększył się o prawie 4,8 proc. do 676,4 zł.

 

Podwyżki kredytów są pokłosiem kryzysu na rynkach finansowych. Jesienią 2008 roku banki w pierwszym ruchu przykręciły kurek z kredytami hipotecznymi. Jednak w ciągu tego roku rosły obawy o przyszłość kredytów konsumpcyjnych. Wzrost bezrobocia, którego zresztą można się również spodziewać w przyszłym roku, przekłada się już na gorszą spłacalność kredytów, szczególnie tych gotówkowych. Jak podaje InfoMonitor w listopadzie tego roku łączna kwota zaległości Polaków wobec banków i innych instytucji (dostawcy energii, spółdzielnie, telekomy) przekraczała 14,3 mld zł, a to aż o 76 proc. więcej niż rok temu. Banki wliczają więc to większe ryzyko podnosząc ceny kredytów. Zaostrzona polityka kredytowa nie oznacza jednak wyłącznie wzrostu cen. Drugim elementem są większe wymagania banków wobec klientów, co powoduje, że o kredyt może być trudniej. Bankowcy nie rozdają pożyczek już tak chętnie, na przykład tylko na podstawie dowodu osobistego.

 

Skoro kredyty są droższe, bardzo ważne staje się znalezienie takiego, który nie obciąży zbytnio naszego domowego budżetu. Jak się do tego zabrać? Trzeba się przyjrzeć wszystkim parametrom kredytu. Po pierwsze wysokość oprocentowania. Pamiętajmy, że to co zazwyczaj widzimy w reklamach banków to minimalne oprocentowanie dostępne dla niewielkiej grupy najlepszych klientów. Taki wierzchołek góry lodowej. Pozostali klienci muszą się liczyć z tym, że stawka dla nich będzie wyższa. Drugi składnik kosztów to prowizje i opłaty. Zgodnie z polskim prawem nie mogą one przekroczyć 5 proc. kwoty kredytu. Ich wysokość jest jednak bardzo istotna, bo najczęściej taka prowizja jest dodawana do kredytu i powiększa jego wartość. Odsetki płacimy więc od powiększonej kwoty. Trzeci istotny parametr to ubezpieczenia. Banki dodają do kredytów polisy na życie czy od utraty pracy. Czasami mogą one być przydatne, ale często są tylko dodatkowym kosztem, który musi ponieść klient banku. Warto dowiedzieć się jaki jest dokładnie zakres ubezpieczenia i zastanowić się, czy jest nam ono potrzebne. Sprawdźmy też dokładnie czy ubezpieczenie jest obowiązkowe czy też możemy z niego zrezygnować. Dopiero porównanie tych trzech parametrów na raz pozwala nam na stwierdzenie, który kredyt jest tańszy, a który droższy. Możemy wspomóc się prosząc bank o podanie całkowitego kosztu kredytu, który uwzględniałby również koszt ubezpieczenia. Ta wartość pokazuje ile bankowi musimy oddać ponad to co pożyczyliśmy, mówi więc po prostu ile kredyt będzie nas kosztował. A pamiętajmy, im będzie on tańszy, tym mniejszy będzie problem z jego spłatą, po tym jak święta już się skończą.

 

Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak

Źródło: Open Finance