Minister skarbu na polu bitwy

Tuż przed świętami minister skarbu Andrzej Mikosz wezwał włoski UniCredito do sprzedaży w ciągu miesiąca akcji polskiego Banku BPH. UniCredito stał się ich posiadaczem po tym, jak przed kilkoma tygodniami przejął niemiecką grupę HVB. Nadal jest przy tym właścicielem Pekao SA, którego akcje kupił od skarbu państwa w 1999 r. Właśnie powołując się na zapisy tamtej umowy prywatyzacyjnej minister Mikosz żąda sprzedaży akcji BPH. Włosi zobowiązali się w niej, że nie kupią w naszym kraju – także w sposób pośredni – innego, konkurencyjnego wobec Pekao SA banku.

Co się stanie, jeżeli UniCredito nie sprzeda akcji BPH? – Nie będziemy za pośrednictwem mediów uprzedzać o naszych kolejnych krokach – powiedziała nam osoba z Biura Prasowego Ministerstwa Skarbu Państwa. Komentować sytuacji nie chce też UniCredito. – Na razie nie mam nic do dodania, oprócz piątkowego komunikatu, w którym stwierdziliśmy, że nadal się ubiegamy o odpowiednie zgody polskiego urzędu nadzoru bankowego – powiedziano „Rz” w biurze prasowym banku w Mediolanie.

Ministerstwo Skarbu, choć przeciwne fuzji Pekao z BPH, ma w praktyce niewielkie możliwości działania. Gdyby UniCredito nie sprzedał akcji BPH, mogłoby to spowodować roszczenia państwa o odszkodowanie, ale trudno byłoby udowodnić wymierną i bezpośrednią szkodę. Zdaniem Marcina Gmaja, prawnika z kancelarii Baker & MacKenzie, skarb państwa mógłby dochodzić swoich praw tylko w przypadku, jeśli umowa prywatyzacyjna Pekao SA zawierałaby klauzulę o karze umownej, przewidującej konkretną kwotę do zapłaty (a nie niesprecyzowane bliżej odszkodowanie). Nie wiadomo, czy taki zapis w umowie jest, ponieważ strony jej nie ujawniły.

Spór UniCredito ze skarbem państwa może być natomiast argumentem dla Komisji Nadzoru Bankowego, aby nie wydać Włochom zgody na wykonywanie praw wynikających z posiadania akcji BPH. Prawo bankowe pozwala bowiem na taką blokadę, „gdy wpływ osoby zamierzającej objąć lub nabyć akcje może się okazać niekorzystny dla ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem”. Według naszych informacji, przy rozpatrywaniu sprawy nadzór bankowy poważnie bierze pod uwagę, czy umowa prywatyzacyjna nie została złamana.

Czy spór będzie porównywalny z awanturą na skalę europejską, tak jak w przypadku konsorcjum Eureko? Zapewne tylko wtedy, gdyby decyzja polskich władz naruszała przepisy europejskie. – Sprawa doszłaby do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości jedynie wówczas, gdyby rozpatrujący spór polski sąd zwrócił się z takim pytaniem – mówi Marcin Gmaj. Wyjaśnia przy tym, że głośny spór z konsorcjum Eureko dotyczył nieco innej sytuacji – chodziło o niewykonanie zobowiązań finansowych. Sprawa UniCredito dotyczy natomiast tylko wykonywania prawa głosu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy.

Oficjalnym argumentem polityków PiS przeciwko fuzji Pekao SA z BPH jest to, że taka operacja ograniczyłaby konkurencję w sektorze bankowym. Jednak pod względem zgodności z przepisami antymonopolowymi UniCredito ma już zezwolenie na przeprowadzenie połączenia banków w Polsce. Polski Urząd Ochrony i Konkurencji i Konsumentów nie badał bowiem sprawy, a odesłał ją do rozpatrzenia przez Komisję Europejską. A ta nie dostrzegła powodów do sprzeciwu – czytamy.