Ministerstwo Finansów chce ściślejszego nadzoru nad firmami pożyczkowymi. W pakiecie zaproponowanych zmian znajduje się także wprowadzenie nowego limitu kosztów kredytu konsumenckiego. Branża pożyczkowa uważa, że zapisy mogą być szkodliwe, ale większości firm nowe ograniczenia i tak nie utrudniłyby działania.
Propozycja Ministerstwa Finansów zakłada, że pożyczkodawcy, ustalając cenę pieniądza, musieliby trzymać się dwóch limitów:
- maksymalna wysokość odsetek wynosiłaby, tak samo jak obecnie, czterokrotność stopy lombardowej NBP (w styczniu 2014 r. – 16 proc.),
- maksymalna wysokość wszystkich pozostałych kosztów obciążających pożyczkobiorcę nie mogłaby być wyższa niż 50 proc. całkowitej kwoty kredytu.
Projektowane zapisy to powrót do przeszłości. W ustawie o kredycie konsumenckim istniał już kiedyś zapis ograniczający wysokość opłat i prowizji. Przed zmianami wprowadzonymi w 2011 r. wynosił on 5 proc. kwoty kredytu. Sformułowanie zapisu w ustawie było jednak niezbyt precyzyjne. Limit dotyczył kosztów związanych „z zawarciem umowy”. Aby obejść tak zapisane ograniczenia, wystarczyło skonstruować opłatę, która dotyczyła np. administrowania spłatą zobowiązania.
Bat na lichwę niezbyt dotkliwy
Nowy pomysł Ministerstwa Finansów zakłada, że kontrola kosztów pożyczek będzie restrykcyjna. Limit ma dotyczyć wszystkich kosztów, a jego przestrzeganie obłożone będzie sankcją darmowego kredytu. Oznacza to, że jeśli pożyczkodawca narzuci koszty wyższe, niż przewiduje ustawa, pożyczkobiorca nie będzie musiał spłacać ani odsetek, ani dodatkowych opłat i prowizji.
Sprawdziliśmy, czy proponowane limity zmieniłyby cokolwiek w cenach pożyczek-chwilówek oferowanych w internecie. W grudniu 2013 r. dokonaliśmy przeglądu pożyczek na 1000 zł i na 600 zł zaciąganych na 30 dni. Zgodnie z propozycjami Ministerstwa Finansów maksymalna wysokość kwoty do spłaty w przypadku takich produktów wynosiłaby odpowiednio 1513,33 zł i 906,5 zł. Najdroższe pożyczki dostępne w sieci z łatwością mieszczą się w proponowanych limitach.
Za 600 zł pożyczone na 30 dni firmy proponujące najwyższe ceny życzyły sobie 205 zł (kwota do zwrotu – 805 zł). Za 1000 zł – 412,50 zł (kwota do spłaty – 1412,50 zł). Nowe prawo nie ograniczyłoby zatem kosztów na rynku krótkoterminowych pożyczek.
Pożyczkodawcy protestują
Wprowadzenie nowych regulacji miałoby poważniejsze skutki w przypadku firm, które udzielają pożyczek na dłuższe terminy. Firma Profi Credit, komentując propozycje Ministerstwa Finansów, stwierdziła wręcz, że narzucane rozwiązania faworyzują firmy chwilówkowe.
Spojrzenie na ofertę firmy Provident pozwala zauważyć, że pod rządami nowych regulacji musiałyby stanieć pożyczki udzielane i spłacane w domu klienta. Dziś za 1 tys. zł pożyczony na 60 tygodni Provident żąda zwrotu w sumie 1963,53 zł. Górny limit wszystkich kosztów zgodnie z propozycją Ministerstwa Finansów wynosiłby około 684 zł, a więc kilkaset złotych mniej.
Projekt zmian w ustawach dotyczących rynku pożyczkowego znajduje się nadal na dość wczesnym etapie procedury legislacyjnej. W Sejmie jest już konkurencyjny dokument Prawa i Sprawiedliwości, w którym zaproponowano nieco inne podejście do limitowania kosztów pieniądza. Można spodziewać się, że w tym roku będziemy świadkami kolejnego podejścia do problemu regulacji ceny pożyczek. Można jednak wątpić, czy za paragrafami pójdzie spadek cen odczuwalny dla pożyczkobiorców. Wygląda na to, że ostra konkurencja na rynku chwilówek przynajmniej w części wyręczyła regulatorów.
Michał Kisiel, analityk Bankier.pl