Mocna korekta wyprzedanego rynku

Poniedziałek w USA rozpoczął się od ponad jednoprocentowych wzrostu indeksów. Cieszono się uspokojeniem sytuacji w Japonii i niespecjalnie martwiono tym, że koalicja interweniowała w Libii. Być może nawet bykom to pomagało, bo liczono na szybkie uporanie się z siłami Kadafiego (może być bardzo różnie), a niewielki wzrost ceny ropy nikogo nie wystraszył.

Dane makro niespecjalnie poruszyły graczami. Na rynku wtórnym sprzedaż domów spadła o 9,6 proc. Skorygowane prognozy mówiły o spadku o 5,6 proc. Jeszcze gorszą informacją było to, że mediana cenowa spadła w stosunku do zeszłego roku o 5,2 proc – do poziomu najniższego od 9 lat. W lutym pogoda była nieco lepsza niż w styczniu, więc teoretycznie sprzedaż powinna być wyższa, ale była jednak dużo niższa. Giełdowi gracze uważają jednak, że ten rynek długo się nie podniesie, więc jeśli dane są słabe, to je lekceważą.

Na rynku akcji od początku sesji zapanowała wręcz euforia. Wystarczyło tylko to, że nieco zmniejszyło się zagrożenie płynące z Japonii, żeby w kąt poszły obawy o Północną Afrykę i Bliski Wschód. Cieszono się też przejęciem przez AT&T firmy T-Mobile od Deutsche Telekom – twierdzono, że to zapowiada kolejne fuzje i przejęcia. Poza tym wsłuchiwano się w słowa Warrena Buffeta, który stwierdził, że kupno przecenionych, japońskich akcji jest okazją inwestycyjną. Indeksy rosły po około półtora procent. S&P 500 podszedł pod średnią 50. sesyjną i tam czekał na końcówkę sesji. Okazało się, że ona niczego nie zmieniła. Średnia nie została przełamana, a sesja była mocnym, ale na razie tylko odbiciem w trendzie spadkowym.

GPW rozpoczęła dzień wzrostem WIG20, ale widać było, że bliskość oporu, czyli górnego ograniczenia kanału 5-miesięcznego trendu bocznego, ograniczała chęć do kupna akcji. Duże, dwuprocentowe, wzrosty indeksów na innych giełdach traktowane były jako mocne odbicie. Ten brak zapału był tak bardzo widoczny, że WIG20 po prostu wrócił w okolice piątkowego zamknięcia.

Tam rynek zamarł na blisko 5 godzin i dopiero przed rozpoczęciem sesji w USA WIG20 powoli ruszył na północ. Był to na początku tylko nic nieznaczący odruch, ale po rozpoczęciu sesji w USA, kiedy indeksy amerykańskie rosły po około 1,5 procent nasze byki nie wytrzymały. WIG20 zaatakował poziom 2.800 pkt., ale nic z tego nie wyszło. Obrót był śladowy. Gołym okiem widoczne było czekanie na wyjaśnienie, czy wzrost indeksów na innych rynkach to tylko odbicie, czy powrót do trendu wzrostowego.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi