Dolar nadal rośnie na wartości, co przekłada się na spadki indeksów akcji. O większej wyprzedaży nie może być póki co jednak mowy – wczorajsze obroty na GPW ewidentnie to potwierdzają.
Nowy tydzień rozpoczął się niekorzystnie dla giełdowych inwestorów. WIG20 stracił 0,69 proc., a WIG nieco ponad 0,5 procent. W ogólnej sytuacji obydwu wskaźników zmiany są jednak tak naprawdę kosmetyczne: indeks blue-chipów nadal znajduje się powyżej wsparcia przy poziomie 2400 pkt., a poniżej oporu w okolicach 2540 punktów.
O ile jednak same zmiany nie były radykalne to obroty na rynku im towarzyszące nie można nazwać inaczej jak mizernymi. 880 mln zł na indeksie WIG to wartość dawno już nie spotykana i niewielka nawet jak na ostatnie tygodnie, gdy obroty wynosiły średnio 1,2-1,5 mld złotych.
Ma to jednak swoje plusy w kontekście wczorajszej sesji – widać, że inwestorzy są niechętni jeszcze do sprzedawania swoich akcji i grają na przeczekanie, wierząc, że sytuacja na rynku powróci do normy. Normą bowiem był w ostatnich miesiącach taniejący dolar, który napędzał wzrosty ryzykownych akcji. Od piątku jednak dolar zyskuje na wartości – rynek w pewien sposób chce dyskontować przyszłe (zapewne odległe) podwyżki stóp procentowych. To zasugerowały bardzo dobre dane z rynku pracy, gdy bezrobocie w listopadzie spadło do 10 proc., z 10,2 proc. w październiku. Kurs EUR/USD przebił wczoraj na chwilę ważne wsparcie przy 1,48, ostatecznie jednak wychodząc ponad tę granicę.
Podobne wyniki jak w Warszawie uzyskały wczoraj giełdy w Europie. Tam także panował względny marazm. Negatywnie wyróżniła się Grecja, przy której nasze problemy budżetowe wyglądają jak bułka z masłem: agencja ratingowa S&P zagroziła, że obniży rating kraju z A- do BBB+ z powodu problemów z długiem publicznym, który do 2010 może przekroczyć 125 proc. w relacji do PKB. Indeks ASE tracił wczoraj 3 procent.
Słabo wypadły także wczorajsze dane z Niemiec – zamówienia w przemyśle nieoczekiwania spadły o 2,1 proc. w listopadzie, zamiast – jak przewidywano – wzrosnąć o 0,6 procent.
Nie ma jednak wątpliwości, że głównym rozdającym w tej chwili jest dolar, który stał się papierkiem lakmusowym tego, co dzieje się w głowach inwestorów. Jednak rosnące stopy w USA to nie jedyny czynnik który determinuje powrót do dolara – część inwestorów może się szykować na większą korektę – być może styczniową. Nie tak dawno temu szef MFW – Dominic Strauss-Kahn powiedział, że mniej więcej połowa strat banków nie została jeszcze opublikowana. Ciężko jest również kupować akcje w ramach Rajdu Św. Mikołaja skoro indeksy wzrosły od marca o 57 proc. w przypadku S&P500 czy prawie 60 proc. gdy popatrzymy na WIG20 od dołka w lutym.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo