Money Expert: Jak inwestować w 2008 roku?

Widmo recesji, a przynajmniej poważnych perturbacji na rynkach zapoczątkowanych kłopotami na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych, skłania do dużo bardziej stonowanych opinii. Wymaga również nieco innego skonstruowania naszego portfela pod względem posiadanych w nim produktów i aktywów. Nazywając rzeczy po imieniu – musimy być bardzo ostrożni. Nie chodzi już tylko o to, ile możemy zyskać, ale o to, by po prostu nie stracić.

Biorąc pod uwagę wydarzenia kilku ostatnich tygodni na warszawskim parkiecie, nie sposób nie zacząć od giełdy. Po kilkunastu miesiącach nieustannych wzrostów na GPW – wzorem rynków światowych – nadeszły przeceny. Początek 2008 roku to już wręcz paniczna wyprzedaż akcji oraz spadki osiągające poziom z początku 2007 roku. Co więcej, na razie nie widać symptomów poprawy sytuacji. Czy to znaczy, że w 2008 r. w ogóle należy zrezygnować z akcji? Niekoniecznie. Akcje mogą okazać się wręcz hitem inwestycyjnym, ale nie dla wszystkich. Jeżeli przyjdzie odbicie na rynku, inwestorzy, którzy kupili je tanio, zarobią krocie. Trzeba jednak trafić z kupnem w odpowiedni moment – gdy akcje będą na dnie, od którego się odbiją. Wytrawni gracze potrafią wprawdzie zarobić nawet na bessie, ale generalnie, jeśli zakup nie nastąpi w odpowiednim czasie, zamiast zysków możemy odnotować straty. Gdyby to było proste, wszyscy bylibyśmy milionerami. Dlatego trzeba przestrzegać podstawowych zasad inwestowania i dywersyfikacji ryzyka. Przede wszystkim pamiętajmy o żelaznej regule obowiązującej nawet w czasie hossy – inwestowanie tylko i wyłącznie w akcje obarczone jest dużym ryzykiem. Angażowanie w nie całej posiadanej sumy to zasadniczy błąd, a w obecnej sytuacji prosta droga do strat.

Jeżeli ktoś nie może spokojnie spać, nie posiadając w portfelu akcji lub przynajmniej jednostek funduszy akcyjnych, musi pamiętać o starannej selekcji spółek. Nie chodzi tu o prześwietlenie pojedynczych podmiotów, ale przemyślany wybór branż. Z pewnością nie warto – przynajmniej na razie – wchodzić w mocno wywindowane cenowo w 2007 roku, a obecnie najbardziej zniżkujące sektory takie jak: banki, budownictwo, czy spółki deweloperskie. Wydaje się, że ze względu na rosnące ceny żywności warto pomyśleć o inwestycji w papiery spółek z branży spożywczej i przetwórstwa rolnego. Dobrą, a przynajmniej bezpieczną, inwestycją może być także kupowanie walorów podmiotów energetycznych. Przy tak napiętej sytuacji rynkowej nie możemy jednak liczyć, że dana branża, nie mówiąc już o pojedynczych spółkach, będzie silniejsza niż rynek. Jeżeli spadek indeksów, jakim przywitał nas 2008 rok, będzie się utrzymywał, przecena dotknie akcji olbrzymiej większości przedsiębiorstw. Ważne jest też, aby nie wyciągać pochopnych wniosków i po kilku wzrostowych sesjach nie rzucać się do zakupów, stwierdzając, że to już właściwy moment. Cały 2008 rok na parkiecie może być bardzo zmienny – bez wyraźnego dominującego trendu. Jeżeli więc inwestujemy długoterminowo, traktujmy na razie ten rok jako okres, w którym najlepiej sprawdzi się strategia obliczona na przeczekanie.

Pojawiające się opinie odradzające inwestowania w nieruchomości są w dużej części chybione. To, że skończył się okres, w którym można było kupić nieruchomość (niezależnie od jej stanu i lokalizacji) i liczyć na 20-proc. zysk w skali roku, świadczy po prostu o powrocie do normalności, a nie o kryzysie na rynku. Jeżeli chcemy inwestować w 2008 roku na tym rynku, musimy dobrze wybrać przedmiot inwestycji. Warto skupić się na zakupach w mniejszych aglomeracjach takich jak Lublin, Toruń czy Bydgoszcz, gdzie ceny wciąż będą rosły. Pamiętać także należy, że nie opłaca się już inwestować w mieszkania w blokach z wielkiej płyty czy też z lat 60-tych. W tym sektorze nieruchomości ceny powinny raczej spadać. Z drugiej strony część deweloperów będzie miała kłopoty ze zbytem na zakładanym poziomie, wtedy łatwiej wynegocjować korzystną cenę. Nie liczmy jednak na to, że w ciągu kilku miesięcy zarobimy na nich kilkanaście procent. Te czasy już minęły.

A co z lokowaniem pieniędzy w banku? Realne oprocentowanie lokat to obecnie od 5 do 7%. Pojawiające się w reklamach wyższe kwoty dotyczą wyłącznie końcowego okresu lokat (np. dwóch ostatnich miesięcy z 12-miesięcznego okresu) bądź lokat zakładanych na kilka lat. Oprocentowanie lokat bankowych rośnie, ale wzrosła również, w porównaniu z początkiem zeszłego roku, inflacja. Przy 4-proc. inflacji 6-proc. zysk nie robi już żadnego wrażenia. A jeżeli dołożymy do tego jeszcze „podatek Belki”, może okazać się, że równie dobrze mogliśmy trzymać pieniądze w bieliźniarce. Na razie, mimo podwyższania stóp procentowych przez RPP, inflacja nie spada, warto więc zamiast tradycyjnych lokat terminowych wybrać konto oszczędnościowe ze zmiennym oprocentowaniem.

Podobnie jest z obligacjami skarbowymi. Kto kupił je wcześnie, zarobił niewiele. Obecnie jednak warto zastanowić się nad ulokowaniem w nich części posiadanych środków. Najkorzystniej byłoby to zrobić jednak nieco później po kolejnych, jak się wydaje nieuniknionych, podwyżkach stóp procentowych w Polsce.

Jeszcze niedawno największy strumień pieniędzy Polaków płynął do funduszy inwestycyjnych. W 2008 roku proces ten ulegnie zahamowaniu. Część inwestorów zapewne w ogóle postanowi wycofać się z funduszy. Oznaki tego trendu mieliśmy już pod koniec 2007 roku, kiedy to w listopadzie po raz pierwszy w całym roku łącznie było więcej umorzeń niż zakupów jednostek. Podobnie sytuacja wyglądała w grudniu, gdy z funduszy wypłacono 1,1 mld zł netto. Zanim sami podejmiemy taką decyzję, zastanówmy się przez chwilę – o jakim horyzoncie czasowym myśleliśmy, zaczynając oszczędzać w funduszach. Jeżeli zamierzaliśmy np. do 2012 lokować w nich pieniądze (bo wtedy idziemy na emeryturę, dzieci kończą studia, chcemy kupić mieszkanie etc.), dlaczego mamy teraz je wypłacać, częstokroć ze stratą? Szczególnie w tym segmencie produktów finansowych przydaje się zimna krew i unikanie gwałtownych posunięć. To nie są produkty na kilka miesięcy. Oczywiście inaczej rzecz ma się z inwestorami, którzy właśnie teraz zamierzają kupować jednostki. Wszystko, co napisano powyżej o akcjach, obligacjach i nieruchomościach, odnosi się bezpośrednio także do nich. Mamy przecież fundusze akcji, obligacji, rynku pieniężnego czy nieruchomości. Z pewnością nie jest to jeszcze moment, w którym warto kupować jednostki funduszy akcyjnych, na to przyjdzie być może czas w drugiej połowie roku. Obecnie należy ograniczyć się głównie do funduszy rynku pieniężnego i obligacji (polskich i zagranicznych). Pamiętajmy, że tak zachęcająco brzmiące nazwy jak fundusz stabilnego wzrostu czy fundusz zrównoważony również kryją w sobie podmioty inwestujące w znacznej mierze w akcje i dlatego pierwsza połowa roku nie jest najlepszym okresem na kupowanie ich jednostek.

Inwestycja w waluty to w obecnej sytuacji wyzwanie tylko dla doświadczonych inwestorów. Ci z mniejszym doświadczeniem powinni się trzymać od niej z daleka co najmniej do połowy 2008 roku. Zbyt wiele się dzieje, a zachowania na rynku są coraz bardziej nerwowe. Na pewno nie warto w tej chwili kupować dolarów. Przed amerykańską walutą jeszcze sporo ciężkich chwil. Ale już w trzecim kwartale prawdopodobne jest jej lekkie wzmocnienie względem euro – zakup USD pod koniec drugiego kwartału może więc przynieść spore zyski. Sytuacja na eurodolarze determinować będzie również zachowanie złotego, dlatego spekulacje, jaka będzie kondycja polskiej waluty w najbliższych kilku miesiącach, mogą okazać się wróżeniem z fusów. Niezależnie od stanu naszej gospodarki narastanie problemów gospodarczych w USA zwiększy awersję do ryzyka na rynkach wschodzących (a więc także w Polsce), co może przynieść spadek wartości złotego.

Oczywiście, jak zawsze w niespokojnych gospodarczo czasach, warto zaangażować część środków w instrumenty, których cena jest stabilna i odporna na gwałtowne wahania koniunktury. Sztandarowymi przykładami są tu dzieła sztuki i złoto. Przyjmuje się, że dzieła sztuki przynoszą średnie zyski na poziomie 1,6% rocznie. Jest to więc raczej lokata kapitału niż inwestycja przynosząca zysk. Przy czym z dziełami sztuki jest o tyle kłopot, że jeżeli chcemy w nich ulokować kapitał na przeczekanie, musimy wybierać dzieła uznanych twórców. A te słono kosztują i przeciętnego inwestora stać co najwyżej na przysłowiową złoconą ramę. Można jednak, polegając na własnej intuicji i wiedzy, kupować dzieła młodych twórców, licząc, że szybko staną się oni uznanymi artystami bądź dzieła twórców już nieco zapomnianych, wierząc, że znowu staną się modne. Wymaga to jednak dużej wiedzy i szczęścia. Jeżeli jednak trafimy – zysk może być nawet kilkusetkrotny.

Złoto od zawsze stanowiło najbardziej stabilną inwestycję w niezbyt pewnych czasach. Tak jest również obecnie, tym bardziej, że od dobrych kilku lat obserwujemy wzrost jego ceny. W 2007 r. podrożało ono aż o 31%! Trend ten jest kontynuowany również obecnie. 11 stycznia uncja tego surowca kosztowała już 899,90 USD – czyli najwięcej w historii. Drożeje również srebro, osiągając w pierwszej dekadzie stycznia cenę nienotowaną od 1980 roku. Powinniśmy więc co najmniej 10% naszych oszczędności ulokować w kruszce.

Generalnie wydaje się, że najlepsze będzie w 2008 roku dwuetapowe działanie. Do połowy roku warto inwestować w niezbyt dobrze zarabiające, ale chroniące kapitał instrumenty. Dlatego warto myśleć o funduszach rynku pieniężnego, obligacjach o zmiennym oprocentowaniu i rachunkach oszczędnościowych. Wszystkie one mają wspólną zaletę – łatwo wycofać z nich środki. A to może być potrzebne w drugiej połowie roku, kiedy sytuacja na rynkach powinna się już wykrystalizować i uspokoić. Dopiero wtedy możemy pomyśleć o inwestowaniu z nadzieją na większe zyski. Oczywiście – wszystko pod warunkiem, że USA nie dotknie recesja. Wtedy takie rynki jak Polska mogą czekać ciężkie chwile. Przygotujmy więc do tego nasze portfele: 70% lokujemy w bezpiecznych (choć mniej zyskownych) instrumentach jak: depozyty, obligacje czy fundusze rynku pieniężnego, 10% w złocie, 10% w gotówce, a pozostałe 10% – w funduszach akcji – dla dreszczyku emocji.